Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Afganistan. Lubuska "Czarna dywizja" jest już na miejscu

Zbigniew Jelinek
Zbigniew Jelinek
Polska armia w Afganistanie, www.wikipedia.org
Polska armia w Afganistanie, www.wikipedia.org Ministerstwo Obrony Narodowej
Większość żołnierzy z lubuskiej „Czarnej Dywizji” po 8-dniowej podróży jest już na miejscu. Tymczasem szef BBN-u wątpi w sens zbyt długiego tu stacjonowania wojsk NATO.

W Świętoszowie, z siedziby 10. Brygady Kawalerii Pancernej wchodzącej w skład 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej, popularnej „Czarnej Dywizji”, załadowano do Afganistanu ostatnią grupę żołnierzy.

Po drodze przejadą przez wojskowe lotnisko we Wrocławiu, tam po kilkugodzinnym załadunku czeka ich lot samolotem do Kirgistanu. Tu spędzą kilka dni w bazie NATO w Manas. Następnie wylecą do Bagramu, a stamtąd do konkretnych baz w prowincji Ghazni.

Podróż przebywają w pełnym rynsztunku. Każdy z mundurowych może ze sobą zabrać 180 kilogramów, liczonych łącznie z własną wagą. W rynsztunku jest broń, amunicja, kamizelka kuloodporna o kilkukilogramowej wadze, karta ID, paszport; do plecaka można dorzucić swoje drobiazgi osobiste, a także laptopa czy inny sprzęt elektrotechniczny.

Wraz z żołnierzami 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza będą na misji stabilizacyjnej tworzyć trzon VIII i IX zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Dowódcą VIII zmiany, przypomnijmy, jest dowódca 10. Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa, generał Andrzej Reudowicz.

Jak podało zielonogórskie Radio Zachód, prowadzące na bieżąco program "Raport z Afganistanu" - większość z 1300 żołnierzy z 10. BKP ze Świętoszowa jest już na miejscu. Szybciej niż się spodziewano.

W Świętoszowie zaś rozpoczęło działalność Centrum Pomocy Rodzinie. - Połączenia satelitarne, telefony, maile, skype i SMS-y, na taką łączność z krajem mogą liczyć rodziny żołnierzy będących w Afganistanie - wyliczał przed wyjazdem generał Reudowicz.

Przy Centrum dyżurują, podobnie jak w innych jednostkach, skąd na misję wyjeżdżają żołnierze, tzw. zespoły działania kryzysowego. Uruchamiane są natychmiast w sytuacji, gdy śmierć ponosi polski żołnierz lub zostaje ranny. - Wierzymy, ze podczas naszej zmiany, nie będziemy musieli korzystać
z pomocy tych zespołów - mówi na antenie Radia Zachód, major Mirosław Mika, szef sekcji wychowawczej w 10. BKP. - Działalność tych zespołów ma swoje ramy czasowe – wyjaśnia major. - One są dość „wyśrubowane”, jeżeli chodzi o czas reakcji, gdzie pomocy udziela lekarz, psycholog, ksiądz kapelan, dowództwo.

Rodziny żołnierzy informowane są również w sytuacjach, gdy żołnierz lub inna osoba z personelu misyjnego jest ranna lub wymaga opieki lekarskiej: - To także kwestia transportu danej osoby do kraju, umożliwienia odwiedzin, kiedy leczenie odbywa się poza krajem. Następnie pełne wsparcie w kwestiach formalnych, dostępu do leczenia, ubezpieczenia, odszkodowania, kontaktów z instytucjami cywilnymi, prawnymi, medycznymi. Na to wszystko jesteśmy przygotowani – oznajmia major Mika.

Tymczasem dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych, generał Edward Gruszka odebrał już raport od dowódcy VII zmiany Polskich Sił Zadaniowych w Afganistanie, generała Andrzeja Przekwasa.

Podczas trwania misji VII zmiany, polscy żołnierze przeprowadzili 43 operacje bojowe, wykonali 3565 patroli, w tym 760 wspólnie ze siłami afgańskimi. Zabito 239 rebeliantów, zatrzymano 243 podejrzanych o terroryzm.

- Ja najbardziej sobie cenię w działalności w Afganistanie generała Przekwasa i to, że w czasie jego zmiany udało mu się odzyskać, tak zwaną inicjatywę operacyjną, z którą mieliśmy kłopoty wcześniej – powiedział gen. Gruszka. - Nasi żołnierze mają teraz swobodę w wykonywaniu zadań. Ilość ataków zdecydowanie spadła, ilość zasadzek zdecydowanie spadła...

Generał dodał, że mocną stroną VII zmiany były tzw. ataki wyprzedzające, trzymające przeciwnika w niepewności. Przeciwnik wówczas musiał ciągle wykonywać zmiany w swoim rozmieszczeniu, przegrupowywać siły i środki, całą swoją logistykę. - To wszystko powodowało, że jego plany i ataki były coraz mniej skuteczne – zaznaczył.
Niestety, przed zakończeniem VII zmiany, zginął tu kolejny polski żołnierz, st. szeregowy Adam Szady-Borzyszkowski, służył 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej. Była to jego druga zagraniczna misja.

Zdaniem byłego dowódcy GROM-u, gen. Romana Polko, jest już najwyższa pora, by dokonać zmiany charakteru polskiej misji w Afganistanie. Bojowe działania nie doprowadzą bowiem do zbudowania stabilnego Afganistanu. Trzeba, według opinii generała, zrobić wszystko, aby przelana tam krew polskiego żołnierza nie poszła na marne.

- Żołnierze, którzy tam są, w praktyce mają zadanie niemożliwe do realizacji – spostrzega Polko. - Mają tam niewidzialnego przeciwnika, i tak naprawdę, nie wiedzą, z kim walczą. I to podczas, kiedy miejscowi Afgańczycy czekają, aby zbudować podstawy państwa, bo tam nawet tego nie ma. Sam prezydent Afganistanu nie cieszy się żadnym poparciem społeczeństwa – dodaje. - Dość powiedzieć, że droga prezydenta do miejsca urzędowania, prowadzi wręcz pancernym tunelem. A to wymaga dużej ochrony i tam też jest najbardziej narażony na ataki terrorystyczne.

To, że należy dążyć już do zmiany sytuacji, w której rząd w Afganistanie weźmie pełną odpowiedzialność za sytuację w swoim państwie – spostrzega także generał Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Powinna też nastąpić zmiana charakteru polskiej misji z bojowej na szkoleniową.

Na antenie TVP Info wyraził wątpliwości w sens zbyt długiego stacjonowania w Afganistanie wojsk NATO: - Im dłużej będą tam międzynarodowe siły, tym trudniej praktycznie będzie stamtąd wyjść. Dlatego ja jestem zwolennikiem poważniej
debaty strategicznej o strategi całego NATO – powiedział.
Dodał ponadto, że należy jak najszybciej zacząć odchodzić od dotychczasowych działań, które opierały się głównie na operacjach militarnych.

W VIII zmianie polskiej misji w Afganistanie służyć będzie 2600 Lubuszan, ponadto 400 będzie czekać w pełnej gotowości bojowej w kraju.

Jak wcześniej informowały Wiadomości24.pl, żołnierze lada chwila dostaną wsparcie poprzez dostarczenie im izraelskich bezzałogowych samolotów. Wiceminister obrony narodowej, Marcin Idzik, wyjawił W24, że za dwa zestawy izraelskiego sprzętu, składającego się docelowo z czterech bezzałogowych maszyn i czterech stacji obsługi – MON zapłaci 76 milionów złotych.

Samoloty z dużej wysokości będą śledziły wszelkie ruchy na określonym terenie. Mogą przefiltrować obszar o średnicy 200 km. Kamera ma 36-krotne powiększenie optyczne.

Według ostatnich doniesień TVN24.pl, MON izraelskiemu producentowi, firmie Aeronautics zapłaci ok. 100 mln zł za rozszerzony zestaw: 8 samolotów wraz z 4 stacjami kontrolnymi.

Źródła: Radio Zachód, TVP Info, TVN24.pl

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto