Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Akcja "Hiacynt". 23 lata oczekiwania na sprawiedliwość

Redakcja
Scan listu, który Waldemar Zboralski wysłał zaraz po zatrzymaniu do wiedeńskich przyjaciół.
Scan listu, który Waldemar Zboralski wysłał zaraz po zatrzymaniu do wiedeńskich przyjaciół. scan
Kiedy 25 września 2007 roku, razem z Jackiem Adlerem – redaktorem naczelnym portalu Gaylife.pl składałem do Instytutu Pamięci Narodowej wniosek o ściganie zbrodni komunistycznej znanej jako „Akcja Hiacynt” wiedziałem, że znalezienie świadków tamtych wydarzeń będzie bardzo trudne.

15 listopada 1985 roku, na rozkaz generała Czesława Kiszczaka, polskie służby bezpieczeństwa rozpoczęły akcję zatrzymań, przesłuchań i inwigilacji homoseksualnych mężczyzn na terenie całego kraju. Ponieważ homoseksualizm nie był karany według prawa PRL, przeprowadzenie takiej akcji, wymierzonej w osoby homoseksualne, prowadzona za pomocą służb bezpieczeństwa i z użyciem metod zastraszania, a niekiedy wymuszania zeznań pobiciem, daje powody by uznać ją za zbrodnię komunistyczną. Zgodnie z artykułem 2 ustawy o IPN, który mówi, że za zbrodnię komunistyczną uznaje się czyny popełnione przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w okresie od dnia 17 września 1939 do dnia 31 lipca 1990 roku, polegające na stosowaniu represji lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności bądź w związku z ich stosowaniem, stanowiące przestępstwa według polskiej ustawy karnej obowiązującej w czasie ich popełnienia.

Według wstępnych i ostrożnych analiz udało się ustalić, że w sumie akcją objęto ponad dwanaście tysięcy osób. Wielu z nich do dzisiaj żyje z przeświadczeniem, że kompromitujące ich materiały znajdują się w czyimś posiadaniu. W czyim, tego stara się dowiedzieć prokurator Okręgowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu przy Instytucie Pamięci Narodowej w Warszawie – Edyta Myślewicz. Na razie wiadomo, że część dokumentów znajduje się w archiwach IPN, część zaś w archiwach policji. Gdzie jest reszta? Tego nie wie nikt.

Ta niepewność powoduje, że trudno jest namówić osoby, które były prześladowane w czasie tej akcji do ujawnienia się i złożenia zeznań. Na szczęście udało się dotrzeć do jednej z nich.

Ofiara, która nie bała się mówić

Waldemar Zboralski mieszka ze swoim partnerem w Wielkiej Brytanii. Jest jednym z pierwszych polskich działaczy gejowskich, a także pierwszym Polakiem, który zawarł związek partnerski z drugim obywatelem Polski (Prawo brytyjskie daje taką możliwość obcokrajowcom, którzy legalnie mieszkają na terenie Wielkiej Brytanii dłużej niż pół roku). Korespondując z Waldkiem udało mi się go namówić nie tylko na złożenie zeznań w IPN, ale także na opowiedzenie dla potrzeb Wiadomości24 swoich doświadczeń z tamtego okresu.

Piętnastego listopada 1985 roku Waldek był na dyżurze, jako pielęgniarz zabiegowy, na Oddziale Ortopedycznym Szpitala Rejonowego w Nowej Soli. Około godziny 13, na jego oddziale pojawiło się dwóch, nieumundurowanych funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Podeszli do niego i poinformowali, że zabierają go na komendę MO w Nowej Soli. Kiedy próbował się dowiedzieć, czy jest formalnie aresztowany i jakie są powody jego zatrzymania, został wyprowadzony w eskorcie do radiowozu, a milicjanci stwierdzili tylko, że ma być pilnie przesłuchany w jakieś sprawie.

Po dotarciu na komendę Waldek został posadzony na krześle na korytarzu przed pokojem
przesłuchań i polecono mu oczekiwać na wezwanie. Trwało to dłuższy czas, po czym został
wezwany do pokoju z lustrem weneckim przez mężczyznę w cywilnym ubraniu. Odebrano mu rzeczy osobiste i zabrano je na czas przesłuchania.

Jak sam opowiada, na stole przed przesłuchującym go funkcjonariuszem leżała teczka na
akta z jakimiś napisami i rozłożony arkusz papieru A3 (wcześniej złożony do formatu A4). Ten dokument był podpisany dużymi, wyraźnymi literami: Karta Homoseksualisty.

Funkcjonariusz nie przedstawił się, odmówił podania nazwiska, mimo że Waldek poprosił o to na wstępie. Powiedział jedynie, że jest z komendy MO w Zielonej Górze. Kiedy Waldek próbował się dowiedzieć, dlaczego został zatrzymany, poinformowano go, że ma złożyć zeznania w sprawie dotyczącej znanych mu homoseksualistów. Nie powiedziano mu jednak, o jakich homoseksualistów chodzi, ani jakiej sprawy przesłuchanie dotyczy. Pomimo wielokrotnych pytań, przesłuchujący go funkcjonariusz nie podał mu powodu zatrzymania, a jedynie zaczął wypytywać o jego kontakty osobiste, w tym kontakty z gejami w Polsce i za granicą.

Czym interesowali się milicjanci?

Po standardowych pytaniach o dane osobowe funkcjonariusz przeszedł do sedna sprawy. Pytał, czy rodzina i znajomi wiedzą, że jest homoseksualistą. Waldek odpowiadał zgodnie z prawdą, że nie ukrywa swojej orientacji. Wtedy ten zaczął czytać pytania z „Karty Homoseksualisty”. Pytał o to, jaki typ urody mężczyzn preferuje Waldek, w jakim wieku, jakie techniki seksualne stosuje w trakcie seksu z mężczyzną. Na te pytania Waldek odmówił odpowiedzi. Wtedy funkcjonariusz zażądał od niego, aby podał nazwiska i adresy znanych mu homoseksualistów. Kiedy ten odmówił, funkcjonariusz przypomniał mu, że i tak właśnie jego notes z adresami jest dokładnie w tej chwili przeglądany, więc na pewno coś tam zostanie znalezione. W notesie były setki nazwisk i adresów osób, które poznał od lata 1977 roku do jesieni 1985, kiedy to prowadził regularne kontakty towarzyskie z gejami w całej Polsce i za granicą.

Kiedy Waldek odmówił odpowiedzi na jakiekolwiek inne pytanie pochodzące z „karty homoseksualisty”, funkcjonariusz stwierdził, że nie ma sensu dłużej go trzymać. Zanim jednak pozwolił mu odejść, skierował go do rejestracji, celem zrobienia zdjęć i pobrania odcisków palców. Po czterech godzinach od zatrzymania, wypuszczono go do domu.

O zajściu Waldek natychmiast poinformował rodzinę a następnie szybko skontaktował się
ze znajomymi homoseksualistami w miejscu zamieszkania i w kilku miastach w Polsce.
O całej sprawie poinformował również listownie wiedeńską organizację HOSI Wien, która w tamtym okresie zajmowała się gromadzeniem listów, informacji i dokumentów dotyczących prześladowania homoseksualistów na terenie Europy Wschodniej.

Historię Waldka poznałem głównie dzięki temu, że był on osobą publiczną i jako taka nie obawiał się, że złożenie zeznań przed prokuratorem IPN może mu w czymś zaszkodzić. Cały czas jednak zastanawiam się, ile jeszcze w Polsce żyje ofiar „Akcji Hiacynt”, i jak długo przyjdzie im jeszcze czekać na sprawiedliwość.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto