Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andżelika Piechowiak: "Miłość kojarzy się z ciągłą wiosną uczuć"

Redakcja
Starscream, licencja CC 3.0
W przededniu święta zakochanych zapraszamy do przeczytania rozmowy z Andżeliką Piechowiak - Mirką z serialu "M jak Miłość". Aktorka przedstawia swoją definicję miłości, wspomina pierwszą randkę, przybliża cechy atrakcyjnego mężczyzny...

Nasza dzisiejsza rozmowa ze względu na zbliżające się święto Walentego będzie odbywać się w klimacie miłości relacji damsko-męskich.
Czy wierzy Pani w siłę pierwszego spojrzenia, w to mgnienie sekundy, kiedy czujemy, że za moment wydarzy się coś wielkiego, nieprzewidywalnego i zmieniającego życie?
- (Śmiech) Oj, to jest bardzo górnolotnie powiedziane. Od pierwszego momentu wie się, czy poznana osoba ma u nas szansę czy nie. To są ułamki sekundy, które decydują o tym czy znajomość przerodzi się w coś więcej. Nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy, że wtedy w organizmie zachodzą jakieś reakcje chemiczne, które to wychwytują. Pierwsze spojrzenie, o którym się tak wiele mówi w literaturze, w poezji, to reakcja organizmu, który podpowiada tak, lub nie. Następny krok to albo pogłębianie znajomości, albo niechybny jej koniec.

Definicja miłości według Andżeliki Piechowiak

Gra Pani w serialu "M jak miłość". Jak brzmi definicja miłości według Andżeliki Piechowiak?
- O Boże, jakie trudne pytanie. Miłość kojarzę z pełnym zaufaniem, poczuciem bezpieczeństwa, poczuciem troski, spokojem wewnętrznym i ogromnym szczęściem. Jeśli jesteśmy zakochani, albo kochamy, bo to też są dwie różne rzeczy; najpierw jest się zakochanym, a potem dopiero się kocha, to czujemy się znacznie szczęśliwsi, niż będąc w pojedynkę. Wszystko oczywiście zależy od charakteru człowieka, ale ja nie jestem typem samotnika i lubię dzieliś z kimś życie, wszystkie najdrobniejsze sprawy, codzienne radości i trudy. Dla mnie miłość kojarzy się ze szczęściem, rozkwitem i ciągłą wiosną uczuć.
Jan Paweł II powiedział kiedyś, że "człowiek szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko miłość może uczynić go szczęśliwym". Czy żeby być szczęśliwym, koniecznie trzeba być z kimś?
Absolutnie nie, bo miłość, o której tutaj mowa, to miłość w znaczeniu ogólnym. Pokochanie siebie i świata wokół nas jest podstawą do tego, aby czuć się szczęśliwym. Jest taka teoria jednej z psycholog amerykańskich, która mówi, że aby być szczęśliwym trzeba się porządnie napracować, to nie jest stan zesłany nam tak po prostu, trzeba go w sobie wyćwiczyć. Istotne jest zrozumienie, że nie musimy za wszelką cenę być idealni i w sposób idealny układać sobie życia. Bądźmy tacy, jacy jesteśmy, akceptujmy siebie, naszą rodzinę, naszych przyjaciół, nasze profesje, małe dziwactwa, specyficzne upodobania. Różnice sprawiają, że jesteśmy barwni i ciekawi, każdy na swój sposób.
Czyli zmiany zaczynamy od samych siebie i swojego otoczenia.
Dokładnie. Niektórzy mówią, że walentynki są bardzo przykrym świętem, dla tych, którzy nie są z kimś w związku. Jestem przekonana, że tak być nie musi i Dzień Zakochanych można traktować bardziej ogólnie.. Jest wiele ludzi, których mamy obok siebie i kochamy. To jest nasza rodzina, nasi przyjaciele i warto być dla nich miłym tego dnia i np. wziąć drugą koleżankę, która też akurat nie ma partnera i iść z nią do kina, czy na miłą kolację i docenić to, że przyjaźń to też jest rodzaj fajnego i głębokiego uczucia. Na pewno nie można nastawiać się, że jeśli akurat zabrakło kogoś obok nas, to musimy w smutku przepłakać samotnie ten wieczór. To nie na tym polega. Poza tym samotność nie zawsze jest karą. Stara zasada brzmi: lepiej być z kimś, kogo się kocha niż z kimkolwiek. Ja też uważam, że jeśli ma się być z kimś w nieudanym związku, to lepiej być samą. To zdrowsze, uczymy się wtedy szacunku do siebie i własnych potrzeb. I wbrew pozorom można wtedy osiagnąć wyższy poziom zadowolenia z życia. Gdy codziennie wstajemy rano z łóżka ze skręconym żołądkiem, bo w związku panuje zła atmosfera, to z pewnością nie można nazwać tego stanu szczęściem.

Samotność czy związek bez miłości?

Ostatnimi czasy słyszy się z ust młodych osób, że boją się samotności i tworzą związek, który nie do końca jest dla nich szczęśliwy tylko po to, aby nie być samemu. Czy na dłuższą metę ma to rację bytu?
Pewnie nie, ale wie Pan to wszystko zależy od charakteru. Ja też znam osoby, które zadowalają się takimi półrozwiązaniami tj. jestem z kimś, bo tak wygodnie i nie chce mi się szukać kogoś, kto lepiej by spełniał moje oczekiwania, coś bym zrobił, ale się boję itd. Można mieć w życiu taką teorię, że lepiej stąpać po ziemi bezpiecznie i bez rewolucyjnych ruchów i wtedy te związki też wyglądają trochę inaczej, a można mieć teorię: wszystko albo nic i szukać szczęścia, podejmując ryzyko i walcząc o siebie. W każdym związku są kłopoty, to nigdy nie jest ciągła sielanka. Nikt nie próbuje nikomu mówić, że związki innych to cudowne i niekończące się pasmo zachwytów; och-ów i ach-ów bez żadnych sprzeczek. Niemniej jednak najistotniejsza jest miłość i gdy ona się kiedyś wypala i patrzy się na drugą osobę jak na przypadkowego gościa w naszym domu, czy jak na konieczny dodatek w naszym życiu, to należałoby coś zmienić albo powalczyć o siebie raz jeszcze, odnaleźć to, co kiedyś było ważne. Jeśli u jednego i drugiego partnera są chęci, a miłość, choć uśpiona, ciągle istnieje, warto o to walczyć.
Często psychologowie podpowiadają, że aby przezwyciężyć kryzys w związku warto na nowo zakochać się w swoim partnerze.
Tak i walentynki są właśnie takim dniem, w którym można zrobić coś tak zaskakującego, aby w oczach partnera rozpalić ogień (śmiech).
Zgadzam się, ale święto zakochanych (Dzień Świętego Walentego) dla wielu osób to jedynie przejaw amerykanizacji, który jest krytykowany przez kiczowate oblicze miłości.
Jeśli ktoś podchodzi do tego święta na zasadzie: "O Boże, znowu dzień, kiedy muszę kupić jej kwiaty", to tak. A przecież można wykorzystać ten dzień inaczej. Kupić słodką babeczkę za 3 zł i na niej bitą śmietaną narysować serduszko, a rano wręczyć ją ukochanej. To większe zaskoczenie, niż wielki bukiet kwiatów za 300 zł. A wspomniany malkontent, angażując się i wykorzystujac wyobraźnię, już nie myśli: tyle kasy musiałem wydać, bo jacyś idioci wymyślili święto, tylko jest z siebie dumny i zyskuje w oczach narzeczonej. Powiem Panu, że jeśli podchodzili byśmy do wszystkiego w ten sposób to i gwiazdka jest bez sensu, bo też trzeba wydać pieniądze na prezenty. Na walentynki równie dobrze można zrobić komuś szalik na drutach i ten gest na pewno będzie wspaniały dla obdarowanej osoby.
Najistotniejsze tego dnia jest pokazanie drugiej osobie jak jest dla nas ważna. Niekoniecznie 14 lutego trzeba zabrać kogoś do ekskluzywnej restauracji, a np. zaprosić do miejsca naszego pierwszego pocałunku albo na romantyczny spacer. Mnie trochę śmieszy unikanie takich świąt, bo mówi się, że walentynki to święto amerykańskie, 8 marca to PRL, a Halloween kojarzy się z czarną magią. To jest lekki absurd. Ja jestem osobą, która chętnie świętuje każdą okazję, aby zrobić komuś przyjemność. Halloween jest na przykład świetną okazją, aby zrobić przyjemność dzieciom i zorganizować jakieś 'upiorne' przyjęcie. Walentynki również są świetną okazją, aby jeszcze raz, w wyjątkowy sposób, pokazać bliskiej osobie, że nam na niej zależy.

Pierwsza randka Andżeliki Piechowiak

Teraz pytanie bardziej osobiste; czy pamięta Pani swoją pierwszą randkę?
Oj, chyba pamiętam (śmiech). To było w czasach, kiedy chodziłam do zerówki. Odbyła się ona u mnie w domu, ponieważ byłam chora. Był to również świąteczny dzień, bo Dzień Kobiet, wtedy chyba walentynek w Polsce się nie obchodziło. Zupełnym zaskoczeniem było to, że odwiedził mnie mój kolega z zerówki i przyniósł mi jabłuszko z kokardką i jakiś bukiet zerwany chyba gdzieś po drodze (śmiech). Ponieważ nie mogłam wychodzić z domu to długo rozmawialiśmy w moim pokoju i to chyba mogę potraktować jako swoją pierwszą randkę.
Romantyczna wersja spotkania zakochanych to bukiet czerwonych róż , romantyczna kolacja przy świecach, wieczorny spacer, spoglądanie w gwiazdy. Czy uważa Pani taką scenerię w dzisiejszych czasach za banał?
Uważam, że wszystko można sprowadzić do kiczu. Ceremonię ślubną również można sprowadzić do banału i kiczu, natomiast kicz czasem jest uroczy. Często dzięki niemu czujemy się jak w dziecięcych naiwnym wyobrażeniach o szczęściu, czy o miłości. Ślub np. jest dla mnie przeniesieniem dziecięcych marzeń o byciu przez moment księżniczką, która trafia na idealnego księcia, a dalsze życie wydaje się bajką. Czasem złudną, ale w dniu slubu raczej się o tym nie myśli.
Tak samo jest ze wspomnianymi czerwonymi różami, czy wspólnym patrzeniem w gwiazdy. Nie znam kobiety, która by się obraziła, dostając bukiet czerwonych róż. Może takie istnieją, ale wydaje mi się, że jeśli od ukochanego mężczyzny jest się obdarowaną bukietem czerwonych róż, to trzeba być nie lada malkontentką, żeby powiedzieć: "Ojej, no... ładne...". Ja bym sama siebie zastrzeliła, gdybym tak zareagowała. Kobiety z natury bywają romantyczne, mężczyźni trochę mniej, tak, więc jeśli chodzi o naszą płeć, to trudno przesadzić z tym romantyzmem. Nawet, jeśli na co dzień nie jesteśmy typem kobiety, która mówi Misiu, Pysiu, Rysiu, to raz na jakiś czas każda z nas lubi taką dawkę romantyzmu.

Kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa?

Podkreśliła Pani, że trochę inne jest Pani podejście do związku kobiet i mężczyzn czy zgadzasz się ze sformułowaniem, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa?
Na pewno jesteśmy różni i dlatego związki są trudne. Gdybyśmy byli identycznie nastawieni do świata, mieli podobny system wartości i nie widzieli różnic w naszym zachowaniu czy przyzwyczajeniach, to związki byłyby dużo łatwiejsze. Przez to, że jesteśmy różni i w inny sposób reagujemy na pewne sytuacje, że mężczyźni mówią ogólnikami, a kobiety lubią rozkładać wszystko na części pierwsze, że mężczyźni reagują bardziej zdecydowanie, a my emocjonalnie itd. tworzą się niepotrzebne konflikty. Często okazuje się, bowiem, że jedna i druga strona chciała dobrze, a inaczej to wyrażała. Najczęściej szwankuje coś w związku, gdy brakuje porozumienia, kiedy nie umiemy już ze sobą normalnie rozmawiać.
Jesteśmy różni, ale jest to też pewne wyzwanie, przez to jesteśmy dla siebie bardziej atrakcyjni, bo ścierają się te różne punkty widzenia. Do tego dochodzą jeszcze róznice charakterologiczne i zabawa zaczyna się na całego. Często mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają. Osobiście nie jestem zwolenniczką tej teorii, że przeciwne charaktery ze sobą współgrają. Jak wyobrażę sobie kogoś, kto jest bardzo porządny i poukładany i ma do czynienia z bałaganiarzem, to musi go codziennie krew zalewać. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Takich przykładów jest wiele...
Zestawienie domatora i imprezowicza.
Właśnie, dziękuję Panu za podpowiedź. To przecież nie jest do pogodzenia. Czy ktoś, kto bardzo ambitnie podchodzi do pracy i jest ona dla niego wszystkim może być w pełni szczęśliwy z kimś, kto chciałby się zaszyć w domku na wsi i kontemplować krajobraz? Warto jest znaleźć kogoś, kto patrzy na świat i planuje przyszłość w podobny sposób. W książce Antoine'a de Saint-Exupéry'ego pt. "Mały Książę" jest takie ładne powiedzenie, które uwielbiam, że „miłość nie polega na wzajemnym wpatrywaniu się w siebie (...)
(...) ale na wspólnym patrzeniu w tym samym kierunku
Dokładnie. I to jest chyba najważniejsze, jeśli związek ma trwać.

Internet jako sposób poszukiwania życiowego partnera

Wróćmy jeszcze do Pani roli w serialu "M jak Miłość". Mirka, postać grana przez Panią, była pomysłodawczynią i właścicielką portalu randkowego. Jakie ma Pani odczucia odnośnie szukania swojej drugiej połowy przez Internet?
Nigdy tego nie praktykowałam. Przyznam, że ja w ogóle jestem z internetem na bakier; nie należę do portali społecznościowych. Korzystam z internetu, bo prowadząc firmę jest to nieuniknione, ale siadam przy komputerze stricte zawodowo. Nie poświęcam swojego prywatnego czasu na śledzenie portali, wypisywanie, przesyłanie zdjęć. Moi znajomi czasem się ze mną śmieją, ponieważ ja zawsze wychodziłam z założenia, że jak np. ugotuję zupę pomidorową, to zamiast zrobić jej zdjęcie i zamieścić w sieci, zapraszam przyjaciół, żeby móc ją wspólnie zjeść i pogadać, patrząc sobie w oczy, a nie w ekran komputera.
Jestem typem osoby, dla której najważniejszy jest kontakt twarzą w twarz, ewentualnie telefoniczny, ponieważ jestem dość zabiegana i nie mam wiele wolnego czasu. Powiem Panu, że jestem pewnie w tej kategorii abstrakcyjnym przypadkiem, bo z moimi najbliższymi przyjaciółkami nie piszemy do siebie maili, nawet nie pamiętamy swoich adresów e-mail; albo dzwonimy do siebie, albo się odwiedzamy. Moja najdłużej znana, bo od 7. roku życia, psiapsiuła, z którą przetrwałam cała szkołę podstawową i ogólniak w Świnoujściu, a która teraz mieszka w Szczecinie, woli do mnie przyjechać na parę dni lub zadzwonić wieczorami niż pisać maile. Mogłybyśmy to robić, bo ona non-stop ma przed nosem komputer, ja mam komputer w pracy, ale rezygnujemy z tego sposobu komunikacji. Nie chcemy ograniczać się do paru zdań na mailu. Dla mnie taka forma to tylko suchy przekaz służący do wymiany zdań na gruncie zawodowym.
Internet zatem nie służył mi nigdy do pozyskiwania nowych znajomości czy przyjaźni, a więc tym bardziej nie szukałam przez to medium osoby, która miałaby być bliska memu sercu. Uważam natomiast, że nie ma w tym nic złego czy dziwnego. Ważne jest, że ktoś chce, że jest otwarty, aby kogoś poznać, kogoś pokochać. Nigdy nie należy zamykać się w jakiejś skorupie i nie próbować nikogo znaleźć, nie próbować być szczęśliwym. Każdy z nas powinien wychodzić do świata i starać się ułożyć sobie życie, by poczuć się dobrze. Wydaje mi się tylko, że trzeba być bardzo ostrożnym, poznając nowe osoby przez internet, aczkolwiek mam nadzieję, że te portale randkowe w jakiś sposób sprawdzają tożsamość swoich użytkowników, na tyle, żeby nie musieć się denerwować, że trafi się na jakiegoś niezrównoważonego człowieka, która później będzie nas dręczyć ciągłymi telefonami czy mailami.
Niestety, czasem się o tym słyszy.
Tak i wtedy jest to bardzo przykre, bo nie dość, że wprowadza w czyjeś życie straszną psychozę, to jeszcze zniechęca do poznawania kolejnych osób. Znam jednak szczęśliwe historie ludzi, którzy poznali się przez internet i są razem przez całe życie. To było ich przeznaczenie, więc absolutnie nie neguję takiej formy poznawania się.

Cechy atrakcyjnego mężczyzny w oczach Andżeliki Piechowiak

Jakie cechy musi mieć mężczyzna, aby Pani nazwała go atrakcyjnym?
Musi być męski. (śmiech) I teraz wyjaśniam co to znaczy. Najcześciej nie zgadzam się z opiniami moich koleżanek, które patrzą na znanych mężczyzn w stylu metroseksualnym, mówiąc: "Boże, jaki on jest atrakcyjny". Mnie się zazwyczaj tacy nie podobają. Nie lubię zbyt chłopięcego, czy wymyskanego typu czarującego przystojniaczka. Ja muszę zobaczyć w mężczyźnie coś wyjątkowego, taki rodzaj energii, która mi podpowie, że tak – to facet z prawdziwego zdarzenia, który poradzi sobie w każdej sytuacji. Kiedy będzie potrzeba, to stuknie nogą i postawi na swoim, poza tym musi być inteligentny, ambitny, mieć swoje pasje, marzenia i cele. Jednym słowem musi być ciekawą osobą. Ciągnie mnie do ciekawych osób, pewnie jak każdego, bo przecież im ktoś ciekawszy i ma bardziej określone marzenia w życiu oraz plan jak je realizować, tym bardziej ludzie do niego lgną.
Przyjemnie się obcuje z ciekawymi osobowościami.
Bardzo przyjemnie, chce się jak najczęściej przebywać w towarzystwie takich osób. Dodam jeszcze, że bardzo ważne jest dla mnie poczucie humoru, ale takie fajne, w którym mężczyzna pokazuje, że ma dystans do siebie, ale absolutnie nie mam na myśli typu bawidamka. Mężczyzn tego pokroju nie lubię. Są tacy, którzy wchodzą pewni siebie do baru i już przy wejściu myślą: "Każda już po pieciu minutach będzie moją...", coś krzyknie, popisze się kiepskim dowcipem i ma wrażenie że jest świetny... Oni działają mi na nerwy i zazwyczaj odpowiadam na te żarciki tak, że ta nasza rozmowa kończy się bardzo szybko. Inteligentne poczucie humoru to zupełnie cos innego. Reasumując: silna osobowość, inteligentny, ambitny człowiek z poczuciem humoru, to dla mnie opis atrakcyjnego mężczyzny, a więc taki jak u większości kobiet. (śmiech). Nie jest łatwe znależć taki egzemplarz, ale jak się człowiek mocno postara, to czasem trafia mu się taki prezent od losu. W koncu cuda się czasem zdarzają. Skoro mnie się udało, to za innych też trzymam kciuki.
W zasadzie mogę teraz pominąć moje następne pytanie, które brzmi: Jaka jest dla Pani rola poczucia humoru w związku?
(śmiech) Bardzo duża, gdyż ludziom, którzy potrafią znaleźć dystans, łatwiej jest, kiedy pojawiają się kłopoty. Wiele sytuacji można rozładować śmiechem i zdać sobie sprawę, że część z nich nie jest warta całego nerwowego zamieszania. Osoby, które podchodzą do życia bardzo serio, są ponurakami, malkontentami, znacznie trudniej funkcjonują w związkach. Łatwiej jest żyć z partnerem, który ma bardziej optymistyczne podejście do życia.

"Jeśli mam być podrywana to chciałabym przez tych, którzy mi się podobają"

Gra Pani jedną z głównych ról w spektaklu teatralnym "Jeśli chcesz kobiety, to ją porwij" Agencji Artystycznej Palma, której jest Pani właścicielką. Woli Pani być porywana, a raczej podrywana przez mężczyzn, czy zdarza się Pani zrobić pierwszy krok?
Jest takie ciekawe zdanie, które mówi, że kobiety uwielbiają być podrywane przez mężczyzn, którzy im się podobają i nienawidzą być podrywane przez mężczyzn, którzy im się nie podobają. Jeśli mam być podrywana to chciałabym przez tych, którzy mi się podobają (śmiech). Czy zdarzało mi się zrobić pierwszy krok? Jeżeli nawet, to uważam, że spryt kobiety i cała mądrość naszej płci polega na tym, żeby uczynić to w taki sposób, aby mężczyzna się nie zorientował i żeby do końca życia wydawało mu się, że on wszystko zaaranżował i zdobył wymarzoną kobietę.
Lubię ten podział ról - mężczyzna, łowczy, zdobywający kobietę, starajacy się o jej względy, to mu dodaje siły i dobrze wróży znajomości na przyszłość. Im mężczyzna bardziej zabiega o kobietę na początku związku, tym większa szansa, że uczucie potrwa dłużej. Oni nie lubią, wbrew pozorom, mieć wszystkiego od razu podanego na talerzu. Ja z taką filozofią nigdy nie byłam łatwym przypadkiem, stawiałam wyzwania, więc Ci słabsi, bardziej pogubieni, odpadali w przedbiegach. Po stronie kobiet leży tajemniczość, subtelna gra, flirtowanie, prowokowanie. Mamy pełen arsenał sztuczek, by roztoczyć urok wokół nas. Trzeba to jednak czynić w taki sposób, aby mężczyzna, jak przysłowiowa ryba, złapał haczyk, a potem - niech działa, niech nas przekona swoją determinacją, zaskoczy, zainteresuje. A zakochany mężczyzna naprawdę potrafi przenosić góry.
Kobiety czasem się oszukują i gdy np. facet nie zadzwoni, przełoży spotkanie lub je odwoła, to tłumaczą sobie, że widocznie nie mógł, że coś ważnego się stało. Zakochany mężczyzna jest zdolny absolutnie do wszystkiego. Jeżeli już na początku związku słyszymy tłumaczenia, że "nie mogłem", "musiałem coś zrobić", "nie dam rady" itp. to źle to wróży na przyszłość. Nie ma sensu się oszukiwać, że on się nagle zmieni i straci dla nas rozum, a bez solidnej podstawy i pięknego początku, nie da się nic zbudować. Chyba, że ma się ochotę na chwilę przelotnego romansu, wtedy bez napinania się i kombinowania, dajmy sobie znać o co chodzi i wszyscy są zadowoleni. Jasna sytuacja - "widzimy się w środy, bo w czwartki widzę się z kimś innym" i tyle. Jeśli natomiast spotyka się osobę, co, do której czujemy, że chcemy zatrzymać ją przy sobie na dłużej, to wtedy trzeba troszkę inteligentniej postępować (śmiech).

Plany Andżeliki Piechowiak na 14 lutego 2012 roku

Jaka niespodzianka najbardziej ucieszyłaby Panią w dniu 14 lutego?
Naprawdę nie wiem. Jestem z tych osób, które nie nastawiają się na daną rzecz. Nie mam w głowie scenariusza wymarzonej randki, ani ideału mężczyzny, choć zawsze wolałam brunetów. Nie nastawiam się, nie oczekuję konkretnych prezentów. Wtedy człowiek może się tylko rozczarować, w końcu inni zazwyczaj nie umieją czytać w naszych myślach. Lubię niespodzianki, one cieszą mnie najbardziej.
Zatem zdaje się Pani na gust partnera.
Absolutnie tak. Ktośm kto mnie zna i chce mi zrobić przyjemność, na pewno wybierze odpowiedni prezent. W tym roku spędzam dzień zakochanych z widzami w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, więc prywatnie będę musiała świętować dzień wcześniej lub kilka dni później. To będzie nawet przyjemniejsze, bo dzień po walentynkach wyruszamy na urlop w ciepłe słoneczne miejsce, czyli na atrakcje i brak romantyzmu na pewno w tym roku narzekać nie będę. Dzień 14.02 spedzę natomiast z widzami łódzkiego teatru i mam nadzieję, że to, co wykonamy na scenie, sprawi, że publiczność się uśmiechnie. Uśmiech to najlepszy początek dobrej randki czy udanego wieczoru walentynkowego. Jeśli widzowie wyjdą z teatru w dobrych nastrojach to walentynki będą dla nich przyjemne niezależnie od tego, czy dostanie się jedną różę, kosz kwiatów, czy buziaka.
W imieniu swoim oraz serwisu Wiadomości24.pl dziękujemy za rozmowę i przekazujemy najlepsze życzenia walentynkowe, a czytelników zapraszamy do Teatru im. Jaracza w Łodzi w dniu 14 lutego o godz. 19 na spektakl Agencji Produkcyjnej Palma pt. "Jeśli chcesz kobiety to ją porwij", w którym jedną z głównych ról gra nasza dzisiejsza rozmówczyni – Andżelika Piechowiak.
Dziękuję serdecznie, również pozdrawiam i życzę wszystkim czytelnikom, widzom, którzy pojawią się na spektaklu oraz całej Łodzi cudownych walentynek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto