Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Arctic Monkeys Suck it and see. Recenzja nowej płyty

Radosław Kowalski
Radosław Kowalski
Złote dzieciaki z Sheffield mają już po 25 lat i 4 płyty na koncie. Mój Boże, jak ten czas szybko leci !

Jeżeli w wieku 19 lat nagrywasz płytę rockową, która potem okazuje się
debiutem wszech czasów w Wielkiej Brytanii i zgarniasz większość nagród, musisz być wyjątkowy. Nie wszyscy muszą przepadać za twoją muzą, ale trudno nie dostrzec w tobie wartości. Tym bardziej jeżeli większość tych piosenek napisałeś gdy mając 16 lat. Stało się! Świat jest u twoich stóp, jesteś gwiazdą rocka, przed tobą kolejne wyzwanie - trzeba nagrać kolejną płytę. Łatwo można się wywrócić. The Strokes wystartowali z "Is this it", jak się później okazało płytą dekady, a co później było każdy dobrze wie.

Druga płyta Arctic Monkeys, według wielu krytyków, okazała się jeszcze lepsza od debiutu. Nagrać dwie płyty w tak krótkim czasie, mając 20 lat, to jest duże osiągnięcie. Nie dziwmy się, więc że brytyjska prasa zaczęła na nich wołać: "Nowi Beatelsi". Co prawda angielscydziennikarze zbyt łatwo szermują tym porównaniem, to trudno w tym przypadku nie dostrzec kontekstu: jest młodość, rock'n roll, histeria, komercyjna rewolucja, szał na listach przebojów. Wszystko się zgadza, do tego jeszcze te odniesienia wprost do Johna Lennona i spółki - Despair in the departure lounge można pomylić z Across the universe.

Ich zapał zgasł wraz z wydaniem 3. longplaya, zaś moja euforia jeszcze się powiększyła. Humbug to bez wątpienia ich największe dzieło. Zaś Crying Lighting zgłaszam do mojego Top100 utworów wszech czasów. Na trzeciej płycie próżno szukać tej "pozytywnej energii angielskich urwisów" - jest mrok, tajemnica,impuls do refleksji. Przed czwartą płytą wielu fanów oczekiwało od Monkeys, że wrócą do starych brzmień, a z kolei nowo pozyskani przez Humbuga (m. in. mój ojciec - przyp. autora) wierzyli, że zespół będzie kontynuował obrany kurs. Arctic Monkeys chcieli zadowolić wszystkich; ich nowy album jest syntezą dwóch poprzednich.

Zaczyna się pięknie. "She's Thunderstroms" to jeden z najpiękniejszych utworów jakie Turner napisał. Przypomina się "Rubber Soul" i "Norwegian Wood". Kolejny utwór również jest w stylistyce Beatelsów. "Black Treacle" to z kolei "Babe's in Black". "Hellcat Spangled Shalalala" utwierdza nas w przekonaniu, że zespół kocha muzykę z lat 60., a głośne "Shalalalala" w refrenie to hołd dla Krzyśka Klenczona. "Don't Sit Down because I've moved your chair" to prawdziwy dynamit; utwór, którego nie powstydziłaby się Nirvana oraz Alice In Chains. To nie koniec mocnych momentów płyty- dalej pojawia się "All my own stunts". Utwór nagrany z Joshem Hommem przypomina mi "Kaszmir" Led Zeppelin. Arctic Monkeys umieścili na płycie utwór z solowej płyty Alexa Turnera "Piledriver Waltz" i zrobili bardzo dobrze. Ta wersja jest znacznie lepsza; John Lennon znowu się wysuwa na pierwszy plan. Na zakończenie chłopaki przygotowali coś dla fanów U2; "That's where you were wrong", utwór spokojnie mógłby znaleźć się na płycie "Achtung Baby".

Suck it and see nie jest lepsza od swoich poprzedniczek. Ten album ma swój specyficzny, marzycielski klimat, który albo się lubi, albo nie. Ulubioną płytą Turnera jest Rubber Soul. I od pierwszego przesłuchania nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Arctic Monkeys chcieli nagrać właśnie taką płytę.

Moja ocena: 8/10

Najmocniejsze momenty:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto