Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Arsenal. Jak powstawał nowoczesny superklub". Recenzja

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
okładka, Rebis
W zalewie sportowych tytułów to pozycja wyjątkowa. Zachwyca rzetelnością, pieczołowitością opisów i bogactwem materiału, który błyskotliwie uchwycił kilkanaście lat egzystencji "The Gunners".

Nie można patrzeć na Arsenal, nie dostrzegając fenomenu Arsene'a Wengera - od pierwszych stron nie ma wątpliwości, że najpierw przeplatana, za chwilę łącząca się historia, stanowi punkt wyjścia do rozważań o dzisiejszej tożsamości londyńczyków.

Tożsamości już nie tak jednoznacznej i nie tak inspirującej jak w początkowym okresie pracy francuskiego menadżera. 8 lat, jakie minęły od ostatniego trofeum, co by nie mówić w końcowym rozrachunku jedynego wyznacznika jego pracy, to przekładając na język futbolu - wieczność. Dziś, jak nigdy dotąd, urzeczywistnia się zarzut, że wobec finansowych imperiów konkurencji wengerowski model jest na wyczerpaniu.

Jaki obraz opiekuna "Kanonierów" wyłania się z tej książki? Swego rodzaju negocjatora-wizjonera, który musi lawirować między zarządem, pracownikami klubu i drużyną, równocześnie wypracowując własną pozycję. Przez wiele lat Francuz miał wsparcie w osobie wiceprezesa Davida Deina, który wydobył go z japońskiej Nagoji i z którym porozumiał się w sprawie prowadzenia nieoczywistej i obarczonej dużym stopniem ryzyka polityki transferowej, wkrótce swojego znaku firmowego.

Autorzy nie tyle co rozprawiają się, a raczej precyzują mit świetnego wychowawcy młodzieży. Ich zdaniem zasługą byłego szkoleniowca Monaco nie jest wyprodukowanie piłkarzy, bo na tym polu nie ma wielu osiągnięć, a wyławianie talentów, które dopiero zostają eksploatowane na najwyższym poziomie. Przykładów można mnożyć bez liku: Anelka, Henry, Pires, Vieira, van Persie, Fabregas, Adebayor, Song. Żaden z nich nie kosztował więcej niż 11 mln funtów. Każdy okazał się wart wiele więcej, a ich rozwój był możliwości dzięki temu, że nadzorca nie był przedstawicielem nakazowo-rozdzielczego sposobu myślenia (ale tylko w sprawach taktyki). On pokazywał możliwości, dbał o najdrobniejszy szczegół przygotowania, sferę decyzyjności pozostawiając piłkarzom, co jest nie do pomyślenia dla niektórych jego kolegów po fachu.

Znajdujemy tu sporo ciekawostek: dla francuskiego menadżera szczególne znaczenie ma numer 30 - im wyższy, tym jego właściciele byli dalej od kadry pierwszej drużyny; tak bardzo zależało mu na sprowadzeniu Geal Clichy'ego, że osobiście udał się na południe Francji do Cannes, by przekonać jego rodziców, że północny Londyn to najlepsze miejsce dla rozwoju ich syna; prezesi Arsenalu dla honorowego podjęcia głównodowodzących innych ekip w specjalnie przygotowanej loży zalecali przefarbowanie kwiatów na barwy gości.

Sporo miejsca poświęcono najważniejszemu z transferów ery Wengera, czyli przenosinom z wiekowego i nieprzynoszącego oczekiwanych dochodów Highbury na supernowoczesny Emirates Stadium, który stanowi komercyjny wehikuł pozwalający na spłatę ogromnego zadłużenia. 9 tys. z 60 tys. miejsc przeznaczonych jest dla publiczności płacącej najwyższy procent od podatku dochodowego, oczka w głowie działu finansów.

By klub uzbierał środki na budowę obiektu, oszczędności nie miały prawa nie odbić się na jakości drużyny. Wenger, który nie przybył na gotowe, ale z zadaniem odrestaurowania klubu regularnie oglądającego plecy konkurencji, z czasem stał się ofiarą własnego sukcesu. Coraz bardziej nerwową, coraz mniej pewną siebie, bo jak przekonać właścicieli, że do wyrównywanej rywalizacji potrzebna jest gotówka, gdy wcześniej stworzył autorską, urzekającą pięknem gry drużynę za kwoty godne zespołu środka tabeli? Czy chcąc dorównać możnowładcom z Manchesteru i Chelsea trzeba złamać własne zasady i zacząć inwestować poważniejsze pieniądze? A jeśli już, jakie argumenty wytoczyć kandydatom na gwiazdy, gdy obietnica sięgnięcia po trofea jest mało wiarygodna?

Oto rozterki współtwórcy jednego z najbardziej dochodowych zespołów świata. Na tle tych wszystkich turbulencji tylko dzięki jego nadzwyczajnemu wyczuciu na rynku realizuje się podstawowy cel, czyli lokata na ostatnim stopniu podium lub tuż za i regularny udział w Lidze Mistrzów.

Język zaproponowany przez Fynna i Whitchera jakże daleko odbiega od ubogiej i ogłupiającej piłkarskiej nowomowy, kostycznych sformułowań pozbawionych pasji tworzenia i minimum zdolności literackich. Charakterystyczną cechą tej książki jest nadanie faktom wciągającej fabuły, łączenie w czasie porównywalnych procesów, odnajdywanie uniwersalnych zasad na podstawie niby jednostkowych wydarzeń. Znajomość kulis oraz świetna orientacja w biznesowych aspektach funkcjonowania klubu sprawiają, że powinna być obowiązkową lekturą dla wszystkich z szerokim spojrzeniem na świat futbolu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto