Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Big love" = bad love, a film - średni

Redakcja
Plakat do filmu "Big Love" Barbary Białowąs.
Plakat do filmu "Big Love" Barbary Białowąs. materiały promocyjne
Okolice Dnia Zakochanych to wymarzony termin na premierę filmu z miłością w tytule, zwłaszcza jeśli z plakatu spoglądają na potencjalnych widzów obnażeni bohaterowie w wyuzdanej pozie. A tak jest w przypadku obrazu "Big Love" Barbary Białowąs, który wszedł na ekrany 10 lutego 2012 roku.

Barbara Białowąs, która oprócz reżyserowania napisała również scenariusz do swojej debiutanckiej pełnometrażowej fabuły, opowiada historię Emilii, gimnazjalistki, córki wybitnej aktorki (gra ją Małgorzata Pieczyńska), którą jako 16 - letnią gimnazjalistkę wyrywa pewnego dnia kilka lat od niej starszy Maciej Dolny.

Dziewczyna w zasadzie od razu ulega fascynacji przystojnym, pewnym siebie mężczyzną, którego na dodatek pamięta z dyskoteki, gdzie bohatersko uratował życie dziewczynie, leżącej bez świadomości na parkiecie. Być może szuka w nim namiastki ojca, który "wziął i umarł" zanim go poznała. Maciek ma interesującą przeszłość: był perkusistą w punkowym zespole, ale, jak mówi "wojsko zabiło w nim artystę, a biochemia dobiła" (na co dzień główny bohater pracuje w laboratorium). A Emi bardzo marzy, by zostać piosenkarką, więc widzi w Maćku pokrewną duszę, która jest w stanie zrozumieć jej pragnienia.

Wbrew woli matki dziewczyna zamieszkuje ze swoim nowym partnerem. A on wprowadza ją w świat rozrywki, luzu i nade wszystko namiętności, gdzie wyuzdany, momentami wręcz dziki seks jest na porządku dziennym. Sielanka kończy się w momencie, gdy Emilia dostaje się na wydział wokalny szkoły muzycznej, a następnie zostaje wokalistką zespołu odnoszącego spore sukcesy, a ona sama z ufnego, zwariowanego i wrażliwego podlotka zmienia się w świadomą swoich możliwości i urody kobietę.

Maciek nie może znieść jej sukcesów, a przede wszystkim adorowania Emilii, którą traktuje jak swoją własność, przez innych mężczyzn. Ona natomiast nie potrafi uwolnić się z tego toksycznego, groźnego związku. Wielka, obsesyjna miłość nieuchronnie zmierza w stronę tragedii.

Pewnym błędem dramaturgicznym filmu Barbary Białowąs obranym przez reżyserkę jest prowadzenie narracji równolegle: retrospekcje i akcja bieżąca. To miedzy innymi sprawia, że widz już w drugiej scenie dowiaduje się, jaki będzie finał związku Emi i Maćka, a po następnych kilkunastu minutach orientuje się, co do tego końca doprowadzi. Pozostaje zatem oglądanie kolejnych scen zbliżeń erotycznych pomiędzy głównymi bohaterami.

A tu pomysłowość pani reżyser nie zna granic. Mamy więc seks w samochodzie, tradycyjny w łóżku (z przesuwającymi się w tle kiczowatymi chmurkami na tle różowego nieba) i na sedesie. Zaś pozycji seksualnych prezentowanych w "Big Love" nie powstydziłby się twórca "Kamasutry", o Michalinie Wisłockiej nie wspominając.

Mimo pewnej przewidywalności i schematyczności (a i wątpliwego w pewnych scenach prawdopodobieństwa psychologicznego) film Barbary Białowąs pozytywnie wyróżnia się na tle polskich filmów traktujących o miłości,wśród których przeważają wtórne komedie romantyczne sporym ładunkiem emocjonalnym, przekazywanym przez aktorów.

Można powiedzieć, ze "Big Love" aktorstwem Antoniego Pawlickiego i Aleksandry Hamkało stoi. Wyobrażam sobie, iż nie był to dla nich łatwy film, zwłaszcza, że przez sporą jego część grają bez przyodziewku (panie mogą się czuć nieco zawiedzione, ponieważ przystojny, dobrze zbudowany Pawlicki nie posuwa się w swej nagości tak daleko, jak choćby Borys Szyc w "Wojnie polsko - ruskiej"; przy okazji proszę zwrócić uwagę na charakterystyczny epizod Szyca w filmie "Big Love").

Główną jednak trudnością były krańcowe emocje (na przykład scena szaleństwa Dolnego w końcówce filmu), w których zwłaszcza kreacja Antoniego Pawlickiego obfituje. Rolą Maćka aktor ten potwierdza swój nietuzinkowy talent i powoduje, że chce się go oglądać jak najczęściej. Mam nadzieję, że również Aleksandra Hamkało częściej będzie otrzymywać większe role, choć muszę przyznać, że w scenach śpiewanych ta młoda aktorka nie do końca wydawała mi się przekonująca. A skoro już o śpiewaniu mowa: polecam piosenkę "Fucking big love" śpiewaną przez Adę Szulc.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto