Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Bo miłość to proces...” – wywiad z Tomkiem Kamińskim

Peter lodz
Peter lodz
Tomek Kamiński // fot. P.Drzewiecki
Tomek Kamiński // fot. P.Drzewiecki
O miłości, rodzinie, Janie Pawle II, nowej płycie, koncertach z jednym z najbardziej znanych twórców muzyki chrześcijańskiej w Polsce – Tomkiem Kamińskim – rozmawiałem tuż po koncercie w Łodzi.

Piotr Drzewiecki: Jest pan jednym z nielicznych w Polsce przedstawicieli stylu muzycznego zwanego piosenką autorską. Czy może pan powiedzieć, czym ten styl się charakteryzuje?

Tomek Kamiński: To bardzo proste. Piosenkę autorską tworzą artyści, którzy sami piszą teksty, poezję, melodię i sami śpiewają. Dlatego rzeczywiście należę do nielicznej grupy artystów w Polsce, którzy takie piosenki układają i wykonują. Często są różne spółki autorskie, ale artystów samodzielnych jest niewielu i ja się właśnie w tej grupie znajduję.

Wcześniej grał pan w zespole „Nocna zmiana bluesa”. Co Panu dała praca w tym zespole?

— Ta grupa przygotowała mnie przede wszystkim do zawodowego grania na scenie. Często się mówi, że artyści bujają w obłokach. A to nieprawda, gdyż jest to konkretna praca, konkretny zawód. Trzeba się zorganizować na próbie, na koncercie, do wyjazdu, by później była ta chwila „bycia artystą”. I to faktycznie jest chwila – godzinka, półtorej. Natomiast to, co się dzieje wcześniej, to jest ta cała organizacja, której ja się uczyłem w zespole „Nocna zmiana bluesa”. Dlatego tak miło wspominam pobyt tam. Kiedy zapragnąłem tworzyć teksty i sam śpiewać, nie było ideologicznych podobieństw między nami i stąd to rozejście.

Pierwszą pana płytą były: „Małe miłości”, z której piosenkę „Ty tylko mnie poprowadź” często pan wykonuje na koncertach i która stała się bardzo popularna.

— Bardzo ją lubię, tak samo jak całą tę płytę. I to nie dlatego, że została wydana przez ogromną firmę światową. Ku mojemu zdziwieniu, bez moich żadnych zabiegów, wydała ją firma Sony Music. Wracam do tej płyty z taką radością, dlatego, że tak jak powiedziałem na koncercie, pisząc do niej piosenki uczyłem się odwagi mówienia o miłości. O tej szeroko pojętej miłości traktowanej jako proces. O tej miłości, która jest ważna dla każdego człowieka, nie tylko dla katolika, nie tylko dla chrześcijanina, ale dla każdego, kimkolwiek jest. Nie ma chyba na ziemi człowieka, który powiedziałby, że nie interesuje go miłowanie drugiego człowieka czy mądre miłowanie siebie. Ja wierzę w to, że nie ma takich ludzi, którzy nie są zainteresowani miłością.

Czy trudno jest połączyć życie rodzinne z działalnością artystyczną?

— Mówi się, że droga bycia w rodzinie przeszkadza realizować się artystom. A to nieprawda! Ja znam wielu artystów, naprawdę światowej klasy, którzy mają rodziny, mają dzieci i pielęgnują miłość do jednej kobiety.

Wiem, że właśnie ze swoją rodziną był Pan na Błoniach na spotkaniu z Papieżem. Co dało panu spotkanie z Benedyktem XVI na krakowskich Błoniach?

— Świadomość, że mamy kolejnego Papieża, który nas kocha. I my pokochaliśmy tego papieża od razu, jak tylko wyszedł do nas na Błoniach. Miłość musi być widzialna i papież pokazywał to wszystkim Polakom.

Czy planuje Pan wydanie kolejnej płyty?

— Tak, planuję. Piosenek jest już wystarczająco dużo. Oprócz tego, że jestem przedstawicielem umierającego gatunku piosenki autorskiej, jestem także artystą niezależnym. To dla mnie radość, ale ma to także swoje złe strony. Sam finansuję swoje płyty i to zawsze odbywa się kosztem mojej rodziny. Czekam na dogodną możliwość, by tę płytę wydać. Niestety pomoc, taka której bym oczekiwał, nie pojawia się.
Wybierając drogę niezależności doskonale wiedziałem, że pewne bramy będą przede mną zamknięte, ale nie mówię tego z żalem. Jest to moja kolejna radość. Ale wiąże się to z tym, że na moją następną płytę będziecie musieli Państwo jeszcze trochę poczekać.

Jaki charakter będzie miała Pana następna płyta?

— Na pewno bardzo radosny i
bardziej uniwersalny. Chciałbym, by nowa płyta trafiła nie tylko do zamkniętego grona odbiorców sceny chrześcijańskiej. Nie chcę się zamykać we wspólnocie katolickiej, pomimo tego, że moja przynależność do niej jest dla mnie wielką radością. Chcę się otwierać na innych i odczytywać to zadanie, które zostawił nam Jan Paweł II oraz przekazuje Benedykt XVI. To oni pokazują, jak kochać wszystkich ludzi, nie tylko tych, którzy wierzą tak samo jak my, ale także tych, którzy wierzą inaczej.

Czy na nowej płycie nawiąże Pan do postaci i słów Jana Pawła II?

— Na pewno. W moich piosenkach nawiążę do Jana Pawła II. Będzie tekst mówiący o tym, że nie możemy żyć osobno. By poznać drugiego człowieka, potrzebujemy bycia z nim razem. Będą to teksty uniwersalne zachęcające, by ludzie byli ze sobą, spotykali się i uczyli się miłować, kochać a nie tylko tolerować.

Koncert, który zagrał Pan w Łodzi 11 października odbył się na rozpoczęcie roku akademickiego. Czego życzyłby Pan studentom na ten nowy rok?

— Życzę im tego, by wychowywali się do miłości. Oni, jak podpytywałem ich na koncercie, kształcą się w różnych kierunkach. Jednak przedmiotem, którego powinni się uczyć do końca swojego życia jest miłość. I to miłość traktowana jako proces, nie jako uczucie. Bo uczucia to są stany, na które nie mamy wpływu, albo ten wpływ jest znikomy. A na miłość mamy wpływ, bo to jest proces, czyli coś co się rozwija w nas i trwa. A jaka będzie jej jakość, to już zależy tylko od nas. I tego procesu miłości życzyłbym każdemu.

Oficjalna strona Tomka Kamińskiego: www.kamiński.net.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto