Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Broń domowej roboty

Rafał Kawalec
Rafał Kawalec
Broń domowej roboty. Delhi, Indie.
Broń domowej roboty. Delhi, Indie. Lightsinthesky888
Nie tak dawno świat obiegła sensacyjna wieść o wydrukowaniu na drukarce 3D działającego pistoletu. Czy aby na pewno mamy do czynienia z przełomem technologicznym? Czy może zwykłą tanią sensacją?

Niedawno świat obiegła sensacyjna wiadomość. Pierwszy wydrukowany pistolet działa. Politycy obwieścili nową erę zagrożenia - teraz broń może powstawać w domu. Ale czy to naprawdę aż taki przełom? Cofnijmy się w czasie.

Był styczeń, rok 1943. Pewnego wieczoru do okien inż. Czerniewskiego zapukał Albin Żołądek. Chodziło o sprawę szybką i ważną –
naprawę nowego Stena. Inż. Czerniewski szybko doszedł do wniosku, że tak prymitywną broń łatwo wykonać samodzielnie od podstaw. A tym bardziej da się to zrobić pracując w fabryce maszyn rolniczych.
Ale cofnijmy się w czasie jeszcze bardziej. Był rok 1940, a Brytyjska armia wciąż nie miała na stanie pistoletów maszynowych, gdyż konserwatywny korpus oficerski uznawał je za bron amerykańskich gangsterów. Tymczasem pozbawieni podobnych oporów Niemcy, na przykładzie Francji pokazali, jak skuteczne czasem bywają właśnie te gangsterskie patenty. Postawieni przed faktami i przerażeni wizją Niemieckiej inwazji Brytyjczycy nie mieli wyjścia. Musieli błyskawicznie opracować pistolet maszynowy. I to taki, który zdołają szybko i tanio wyprodukować w ilości potrzebnej do uzbrojenia własnej armii. Założenia były proste. Należało wziąć Niemiecki MP40, wyrzucić wszystkie zbędne części, a pozostałe maksymalnie uprościć. I w ten właśnie sposób panowie Sheperd i Turpin, w miejscowości Enfield, opracowali STENa. Pistolet maszynowy o którym złośliwi mówią, że sprawia wrażenie jakby projektant przeczytał książkę o ergonomii i stwierdził, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Jakby nie patrzył był to pistolet tani, prosty i śmiertelnie skuteczny. A ponieważ Niemcy ostatecznie nie dokonali Inwazji na wielką Brytanię, nie pozostało nic innego jak zrzucać nadprodukcję nad kontynentem. I jeden taki zrzutowy Sten trafił do rąk Albina Żołądka.

Wróćmy do inżyniera Czerniewskiego. Po niezbyt długich bojach uzyskał zgodę AK na wytwarzanie STENów w Suchedniowie. By zmylić Niemców doprowadził do tego, że fabryka w której pracował uzyskała zamówienia niemieckie w ilości uzasadniającej zatrudnienie dwóch zmian roboczych. Pozostało mu jedynie rozdzielić części Stenów na niecharakterystyczne, które rysował na niemieckich formatkach i jako rzekome niemieckie zamówienie wytwarzał na dziennej zmianie, oraz bardziej charakterystyczne wytwarzane przez wtajemniczonych robotników na drugiej zmianie. System który opracował pozwalał na ich wytwarzanie bez ryzyka wsypy. Niestety nikt nie przewidział, iż zdrajcą na usługach Gestapo jest Jerzy "Motor" Wojnowski - jeden z najbardziej zaufanych ludzi Ponurego, który ostatecznie doprowadził do rozbicia Suchedniowskiej fabryki. Niemniej jednak inżynier Czerniewski nie był jedynym człowiekiem, który zauważył prostotę brytyjskiego cepa.

Steny wytwarzano w okupowanej Polsce w kilkudziesięciu warsztatach i kilku mutacjach. Począwszy od skrajnie uproszczonych, strzelających wyłącznie ogniem ciągłym KISów, składanych w lesie na wozach taborowych (części dostarczały warsztaty ślusarskie z okolicy, gwintowania luf dokonywano już przy składaniu), skończywszy na zmodernizowanych i produkowanych niemal taśmowo Błyskawicach (części wykonywały drobne warsztaty rozsiane po całej Warszawie, składanie i przestrzeliwanie odbywało się w warsztacie Makowieckiego, który w zasadzie produkował głownie siatki ogrodzeniowe). Dziś Steny są wykonywane głównie w przydomowych warsztatach, jako pozbawione cech bojowych eksponaty na potrzeby grup rekonstrukcyjnych. Praktycznie rzecz biorąc jednak w każdej wsi jest warsztat zdolny do uruchomienia już jutro produkcji broni domowej roboty. wiele warsztatów ślusarskich ma też nowoczesne obrabiarki CNC dzięki którym mogą wytwarzać je w dowolnych ilościach. A wszystko za ułamek ceny potrzebnej by wydrukować pistolet na drukarce 3D. Co ciekawe choć gorączkowo władze USA próbują usunąć z internetu rysunki wydrukowanego Liberatora, o tyle rysunki Stena (na podstawie których jest w stanie go wyprodukować absolwent przedreformowej zawodówki) są dalej ogólnodostępne.

Innymi przykładami broni warsztatowej mogą być np używane przez AL pistolety maszynowe Choroszmanowa. Tu zwraca uwagę przede wszystkim materiał na jakim pracował konstruktor. Pierwsze egzemplarze były wykonane w oparciu o elementy ram rowerowych. Ostatnie w oparciu o rury CO. Co ciekawe ostatnie egzemplarze powstały na zamówienie MWP w prywatnym mieszkaniu syna konstruktora Jana Choroszmanowa jeszcze w latach 60-tych.
Broń o której pisałem wcześniej, choć jej wykonanie jest w zasięgu przeciętnego obywatela, wymaga jednak pewnych umiejętności oraz średnio wyposażonego warsztatu (którego zawartość razem z zakontraktowanym ślusarzem i tak jest mniejsza niż wypożyczenie odpowiedniej dla Liberatora drukarki 3D). Natomiast broń równie skuteczną, a nawet trwalszą od wydrukowanego Liberatora, można zrobić znacznie mniejszym nakładem sił i środków. Co ciekawsze w internecie bez żadnych problemów można znaleźć odpowiednie schematy oraz całe publikacje, często starsze od samego internetu (np. kultowe już Anarchy Cookbook, gdzie znajdziemy przepisy na domowe materiały wybuchowe, albo Fighting in the Streets Manual Of Urban Guerrilla Warfare, gdzie znajdujemy między innymi proste instrukcje wytworzenia broni palnej z dwóch kawałków rury i gwoździa). O skali popularności idei może świadczyć chociażby fakt, iż nawet w publikacji MSW "Raport o stanie bezpieczeństwa w Polsce w 2011 r" możemy przeczytać, że Zaobserwowano tendencję wśród młodych ludzi w wieku 17–22 do produkcji samodziałowych materiałów wybuchowych w oparciu o instrukcje znalezione w Internecie. Także w sieci zamieszczane są filmy przedstawiające detonacje, najczęściej w lasach. Dotychczas nie stwierdzono wykorzystania takich materiałów przez zorganizowane grupy przestępcze. Ponadto tylko w 2010 r Polska Policja zarekwirowała 76 samodziałów, czyli właśnie chałupniczo wykonanych jednostek broni palnej, oraz 30 "samodziałowych urządzeń wybuchowych". Co ciekawe wspomniany już raport MSW podaje również, iż grupy przestępcze po prostu kupują broń pozbawioną cech bojowych i naprawiają (pamiętajmy, że nawet słynny AK-47 to zwykły prosty mechanizm, który można wytworzyć w warsztacie od zera. A co dopiero wymienić kilka części)
I nie zapomnijmy o wersji dla całkiem leniwych, lub po prostu pasjonatów strzelectwa, czyli czarnoprochowcach. Nie są one być może domowej roboty, ale są dostępne dla każdego. Obecnie każdy może bez pozwolenia nabyć rewolwer czarnoprochowy, bądź czarnoprochowy sztucer. Można również bez pozwolenia posiadać proch i kapiszony a także i kule. Jest to broń używana przez tysiące pasjonatów strzelectwa w całej Polsce (i nie tylko), a jedynym warunkiem jej posiadania (prócz pełnoletniości) jest to, by była ona replika broni rozdzielnego ładowania wytworzonej przed 1885 r. (bądź oryginałem). Jest to broń zdecydowanie trwalsza od wydrukowanego Liberatora, a co najważniejsze znacznie tańsza.
Czy zatem wydrukowany pistolet jest przełomem? Czy przeciwnicy swobodnego dostępu do broni powinni się go bać? Cóż, dobrą wiadomością dla nich jest fakt, iż jeszcze nikt nie wydrukował amunicji. To zadziwiające, ale głosy przerażenia w związku z wydrukowanym Liberatorem jakoś pomijały te kwestie. A przecież, niezależnie od tego co mówi pani Dianne Feinstein broń bez amunicji nie strzela.
Niestety smutnym faktem jest, iż choćby drukarka 3D stała w każdym domu, to przestępcy i tak będą mieli swoje dojścia do znacznie lepszej, tańszej i trwalszej broni. A uczciwy obywatel i tak nie wydrukuje sobie pistoletu, bo to przestępstwo.

Dlatego Liberator nie jest żadnym przełomem. Jest on zaledwie pstryczkiem w nos ekipy Obamy. Wyraźnym przypomnieniem, że niezależnie od wysiłków przeciwników drugiej poprawki do konstytucji, chętni zawsze znajdą metodę by zdobyć broń, choćby ją mieli robić sami. Zadziwiające jest tylko to, jak bardzo posmak nowoczesności (drukarka 3D) potrafi zdeklasować znacznie bardziej niebezpieczne Steny, strzelające znacznie mocniejszymi nabojami 9x19, na dodatek ogniem ciągłym. Dlatego straszenie ludzi wydrukowaną bronią, to trochę jak zmuszanie dziecka do zabrania parasola, w czasie gdy bardziej prawdopodobny od deszczu jest huragan.

Czy zatem należy się bać? Liczby mówią, że nie. Rozpętana przez demokratów kampania przeciwko prawu do posiadania broni (której pośrednim dzieckiem jest wydrukowany Liberator) przyniosła jeden efekt. Amerykanie masowo rzucili się do sklepów by wykupić potępianą broń, nim władza jej zakaże. I choć dla wielu Polaków taka koncepcja jest przerażająca, nie zmienia to faktu, że ilość przestępstw z użyciem broni palnej w USA jest najniższa od lat. Również w Polsce funkcjonujący od kilku lat rynek legalnych czarnoprochowców nijak nie przełożył się na liczbę przestępstw z użyciem broni palnej (liczba przypadków użycia legalnej broni palnej do przestępstwa jest tak znikoma, że KGP nawet nie prowadzi dla nich statystyki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto