Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cezary Żak: "Ciągnie mnie do ról dramatycznych"

Redakcja
archiwum aktora
Cezary Żak zdradza kto jest jego zawodowym wzorcem, wspomina serial "Miodowe lata", opowiada o rolach komediowych w serialu "Ranczo" i sztuce "Dziwna Para", a także o swoich marzeniach.

Witam Pana serdecznie w imieniu czytelników serwisu Wiadomości24.pl.
- Dobry wieczór Panu, dobry wieczór Państwu.

Wiele osób kojarzy Pana z roli Karola Krawczyka z serialu komediowego „Miodowe lata”. Był to pierwszy polski sitcom.
- Tak. To się zgadza.

Jak Pan wspomina tamte czasy?
- Wspominam je bardzo dobrze. Wiele się wtedy nauczyłem. Serial graliśmy przez prawie sześć lat, z czego przez cztery lata na żywo z publicznością. Nikt wcześniej nie odważył się, żeby nagrywać serial telewizyjny przed publicznością na żywo w teatrze. Co tydzień mieliśmy premierę. Swego czasu Krystyna Janda śmiała się ze mnie i powiedziała, że jestem lepszy od Modrzejewskiej, która przed wojną miała premierę co dwa tygodnie [śmiech]. Praca z Maćkiem Wojtyszką, który reżyserował „Miodowe lata”, była dla mnie szkołą teatralną „w pigułce”. Nauczyłem się pracy przed kamerą, nad swoją rolą, postacią.

Dziś [21 marca - przyp. red.] spotykamy się w Teatrze im. Jaracza tuż przed rozpoczęciem sztuki komediowej pt. „Dziwna para”. Pana pierwotny partner z tego przedstawienia - Artur Barciś zdecydował się na udział w show „Taniec z gwiazdami”. Na łódzkiej scenie zastąpi go Jacek Braciak. Ja się układa współpraca między Panami?
- Tak. Artur pląsa na parkiecie, a ja występuję z Jackiem, z którym też znamy się bardzo długo. Jacek grał jedną z postaci w „Miodowych latach”, poza tym spotykaliśmy się nieraz na scenie w Teatrze Powszechnym. Kiedyś ustaliliśmy, że jeśli będzie taka sytuacja, że trzeba będzie Artura zastąpić to Jacek będzie brany pod uwagę.

Dziś Jacek zagra dopiero czwarte, czy piąte przedstawienie w „Dziwnej parze”, więc jest to jeszcze świeża rzecz, ale gra się z nim świetnie. Jacek też czuje komedię, czuje publiczność. Ważne jest, aby aktor nie sprzyjał tanim gustom, żeby wkładać w grę aktorską całe swoje serce i grać poważnie, wtedy jest na scenie śmiesznie.

W popularnym serialu „Ranczo” gra Pan podwójną rolę: wójta i księdza. Która postać jest Panu bliższa, jaką rolę w życiu społecznym wolałby Pan pełnić?
- [śmiech] Nie mogę powiedzieć, która postać jest mi bliższa. Mogę zdradzić, że łatwiej mi się gra rolę wójta. Lubię grać postacie negatywne. Po tylu latach grania w komediach ciągnie mnie do ról dramatycznych. Jak tylko dostaję taką propozycję, a dzieje się to niestety rzadko, to biorę ją natychmiast. Gdybym dziś miał do wyboru rolę komediową i dramatyczną to na pewno wybrałbym dramatyczną. Z drugiej strony wiem, że od komedii nie ucieknę, bo tak jestem postrzegany, bo umiem to robić.

Nad rolą księdza musiałem się bardziej napracować, bo na co dzień nie chodzę w sutannie i nie jestem osobą zakonną. Musiałem sobie poobserwować zachowania księży, podsłuchać ich wymowę itd. Powiem Panu jeszcze, że mnie bardziej śmieszy wójt, ale moje dzieci śmieszy bardziej ksiądz, więc to jest różnie. Kim bym chciał być w życiu; wójtem czy księdzem? To jest za trudne pytanie dla mnie i nie odpowiem na nie, bo po prostu nie wiem.

A czy widzowie nie biorą Pana czasem za księdza?
- Na szczęście nie, chociaż czasem, w formie żartów, zdarzają się prośby o spowiedź. Szczególnie teraz w okresie Wielkiego Postu [śmiech].

Powiedział Pan w jednym z wywiadów, że „lekarze leczą ciało, a aktorzy duszę”. Kto jest Pana zawodowym wzorcem i kto pomaga Panu doskonalić ten warsztat leczenia dusz grając dla publiczności?
- To mnie Pan zaskoczył. Podziwiam aktorów, u których podczas gry na scenie, widzę w oczach ocean prawdy. Takim aktorem jest Antony Hopkins oraz Janusz Gajos. Tego pierwszego nie miałem okazji poznać, a z Januszem Gajosem spotkałem się raz na scenie Teatru Telewizji. Bardzo chciałbym powtórzyć takie spotkanie. Jest on dla mnie najgenialniejszym polskim aktorem.

Poza tym uwielbiam starszych aktorów, ja w ogóle lubię starszych ludzi. Uważam, że mają oni w sobie coś fajnego. Uwielbiam rozmawiać z takimi ludźmi, choć może nie tyle rozmawiać, co ich słuchać. Cieszę się, że na planie „Rancza” spotkałem się z Franciszkiem Pieczką, z którym bardzo lubię spędzać przerwy podczas kręcenia scen. Jest on zresztą moim sąsiadem, więc długie są też nasze rozmowy po pracy.

Czy ogląda Pan siebie na ekranie?
- Już teraz tak, już nie bolą mnie zęby jak patrzę na siebie. Jak wspominam początki, to było to trudne, nie lubiłem na siebie patrzeć, wydawało mi się, że w mojej grze aktorskiej jest błąd na błędzie.

W Pana biografii przeczytałem, że jest Pan właścicielem szkoły językowej w Gliwicach. Czy to prawda i jeśli tak, to skąd taki pomysł na biznes?
- Powód jest bardzo prozaiczny. W Gliwicach mieszka moja kuzynka, która od wielu lat uczyła języka angielskiego po domach, jak to się mówi. Któregoś dnia przyjechała do mnie, do Warszawy i zapytała mnie czy bym nie zainwestował w szkołę. Długo nie musiała mnie namawiać. Zgodziłem się. Ja z tą szkołą nie mam zbyt wiele wspólnego poza tym, że raz, czy dwa razy w roku tam jeżdżę i rozdaję studentom świadectwa.

Ma Pan dwie córki: Aleksandrę i Zuzannę. Czy chciałby Pan, aby poszły w ślady rodziców i zostały aktorkami?
- Nie chciałbym, gdyż wiemy oboje z żoną, że ten zawód to jest naprawdę ciężki kawałek chleba. Szczególnie ciężko jest w tym fachu kobietom. W dramaturgii światowej czy filmografii ról dla kobiet jest o wiele mniej niż dla mężczyzn. Nie życzymy im takiej przyszłości. Póki co żadna z córek nie wykazuje takich chęci, więc się cieszymy.

Czy jest coś, czego brakuje Panu do szczęścia?
- O kurcze, ale mnie Pan dziś zaskakuje [śmiech]. Moje marzenia nie dotyczą w ogóle zawodu, gdyż w pracy czuję się jakby spełniony. Ja nie mam jakiś chorych ambicji; zdobycia statuetki Oskara, wyjazdu i grania poza granicami naszego kraju. Wiem, że w Polsce, jeśli chodzi o aktorstwo serialowe to osiągnąłem już prawie wszystko. Ciągle dostaję propozycje głównych ról i to, co mnie najbardziej cieszy, te role są doceniane, zarówno przez krytyków jak i przez widzów. To jest dla aktora najważniejsze. Marzenia dotyczą, zatem moich córek, które wchodzą teraz w taki okres, w którym będą podejmować ważne, życiowe decyzje.

A czy jest Pan surowym ojcem?
- Nie jestem. My z żoną nie mieliśmy zbyt dużo czasu. To jest nasza bolączka. Jak dziewczynki dorastały to myśmy byli w trakcie kręcenia „Miodowych lat”, tak więc nie było nas w domu przez wiele godzin, teraz jak kręcimy „Ranczo”, przez cztery miesiące w roku, to też jest ciężko. Dobrze, że córki są już starsze.

Czego można Panu na zakończenie naszej rozmowy życzyć?

  • Na pewno Wesołych Świąt [śmiech].

W takim razie tego życzę i dziękuję za miłe spotkanie.
- Dziękuję również i pozdrawiam.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto