Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czar musicalu, czyli polska premiera filmu “Les Miserables”

Ania Grochowina
Ania Grochowina
Plakat filmu "Les Miserables"
Plakat filmu "Les Miserables"
22 wersje językowe, ponad 60 milionów widzów w 42 krajach... Musical "Les Miserables", bo o nim mowa, zachwyca nieprzerwanie od 27 lat. W piątek, na ekrany polskich kin weszła najnowsza adaptacja filmowa powieści Victora Hugo.

Victor Hugo stworzył dzieło, którego popularności z pewnością nigdy się nie spodziewał. Pięcioczęściowa powieść pisana w czasach, gdy autor przebywał na wygnaniu, doczekała się wystawienia na deskach teatrów całego świata. Na samym Broadwayu musical przez 16 lat, nie wliczając w to trzyletniej przerwy i ponownego wystawienia po przearanżowaniu, pokazano 6680 razy, co plasuje go na 3. miejscu w historii. Także w naszym rodzimym Teatrze Muzycznym Roma, spektakl w ciągu prawie 2 lat na afiszu przyciągnął tłumy widzów.

Po czasie również i przemysł filmowy zainteresował się dziełem francuskiego pisarza. Stworzenia najnowszej wersji “Nędzników” podjął się Tom Hooper, reżyser oscarowego “Jak zostać królem”. Na polską premierę entuzjaści tego typu filmów musieli czekać ponad miesiąc dłużej niż widzowie w USA, ale zdecydowanie warto było. “Les Miserables” to film świetny pod każdym względem.

“Nędznicy” to rozciągająca się na przestrzeni lat historia zwolnionego warunkowo galernika, Jeana Valjeana. Pewnego dnia, po wielu latach od wyjścia na wolność, Jean pełniący funkcję urzędnika państwowego spotyka na swojej drodze Fantine. Młoda dziewczyna w wyniku utraty pracy i konieczności utrzymywania małej córeczki zmuszona jest zostać prostytutką. Valjean wiedziony współczuciem pomaga kobiecie. Gdy Fantine jest na łożu śmierci, przyrzeka, że zaopiekuje się jej dzieckiem. Nie wie jednak, że inspektor policji, Javert rozpoznaje w nim dawnego więźnia i że zrobi wszystko, by ten znów trafił za kratki. Od tej chwili losy bohaterów przeplatają się ze sobą tworząc porywającą historię. Historię o miłości, poświęceniu, odkupieniu, o ludzkich słabościach i niezłomności ducha.

“Les Miserables” to film, który na początek zachwyca przede wszystkim wizualnie. Zrobiona z ogromnym rozmachem scenografia sprawia, że widz odnosi wrażenie, jakby cofnął się w czasie o dwa stulecia, a sceny filmu były żywcem wyjęte z XIX-wiecznej Francji. Rewelacyjne zdjęcia Danny’ego Cohena znakomicie oddają aurę miasta, dopełniają sceny i nadają im autentyczności. Kostiumy i charakteryzacja są dopracowane w każdym, najmniejszym szczególe. Również dobrze zmontowane kadry robią niemałe wrażenie. Śmiało więc można powiedzieć, że pod względem oprawy wizualnej “Nędznicy” to prawdziwy majstersztyk. Całe jednak szczęście scenografia, choć piękna i wystawna, nie wysuwa się na pierwszy plan, dzięki czemu nie przytłacza filmu. Pełni tu raczej funkcję tła dla aktorów, historii i muzyki. Ta ostania zaś prowadzi nas przez prawie trzygodzinną opowieść, nadając jej charakteru, raz bawiąc i śmiesząc, raz smucąc i wywołując nostalgię.
Victor Hugo do filmu zaangażował kalejdoskop gwiazd współczesnego kina. Hugh Jackman w roli Jeana Valjeana, Anne Hathaway jako Fantine i Russell Crowe grający inspektora Javerta ukazali w “Nędznikach” prawdziwy kunszt swoich aktorskich umiejętności. Valjean Jackmana, to niesprawiedliwie skazany galernik, który z każdą kolejną wyśpiewaną partią, wywołuje w nas coraz to większe fale współczucia. Wykreowana zaś przez Crowe postać inspektora sprawia, że mamy ochotę mocno nim potrząsnąć i wybić mu z głowy błędnie rozumowaną definicję sprawiedliwości. Najwięcej emocji wywołuje jednak epizod z postacią Fantine. Gdy Hathaway, wychudzona, brudna, w obciętych włosach i podartej sukni, rwącym się głosem, przepełnionym niewypowiedzianymi emocjami śpiewa “I dreamed a dream”, zupełnie nie dziwię się, czemu po cichu liczy na Oscara za najlepszą aktorkę drugoplanową.

Warto dodać, że wszystkie piosenki były śpiewane na planie filmowym, a nie jak to zwykle bywa w studiu nagraniowym. Dzięki tej niewielkiej mogłoby się wydawać zmianie, sceny zdecydowanie zyskują na realności. Choć aktorzy nie zawsze śpiewają czysto, to nie sądzę by stanowiło to duży problem. Śpiewający Jackman, nie mogący poradzisz sobie ze wszystkimi partiami wokalnymi w efekcie nie przypomina aktora nieutalentowanego wokalnie, lecz człowieka, któremu głos załamuje się od targanych nim emocji. I aby czytelnik nie pomyślał, że “Nędznicy” to łzawa historia o nieszczęśliwych bohaterach, warto wspomnieć, że Sacha Baron Cohen i Helena Bonham Carter jako Thenardierowie wychowujący córkę Fantine, wprowadzają do filmu całkiem sporą dawkę humoru i w opozycji do nostalgicznych scen mogą wywołać niejedną łzę rozbawienia.

“Les Miserables” to w efekcie dobrze zrobiony obraz z ciekawą historią, doskonałą muzyką i porządnymi kreacjami aktorskimi. Film nie do końca dla każdego. Widzowie lubiący nutkę dreszczyku i zawrotne tempo akcji, mogą znudzić się w połowie seansu. Aczkolwiek, kto wie, może i również im "Nędznicy" przypadną do gustu. Nie mniej jednak dla wszystkich fanów musicali jest to pozycja obowiązkowa. Daję słowo, z pewnością nie będziecie zawiedzeni. W końcu 3 Złote Globy i 8 nominacji do Oscara do czegoś zobowiązują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto