Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czarnobyl 24 lata po katastrofie

Katarzyna Anna Głuszak
Katarzyna Anna Głuszak
Pomnik ofiar Czarnobyla w Sławutyczu
Pomnik ofiar Czarnobyla w Sławutyczu Katarzyna Anna Głuszak
Elektrownia w Czarnobylu funkcjonuje do dzisiaj, choć reaktory są wygaszone. Trudno orzec czym zajmują się jej pracownicy, zamieszkujący specjalnie dla nich zbudowane miasto Sławutycz.

Wiosną 2010 roku spełniłam kolejne swoje marzenie. Pojechałam zwiedzać Czarnobyl i sąsiednie miasto Prypeć. Zawsze lubiłam postindustrialne krajobrazy, wymarłe przestrzenie, tajemnicze miejsca. Gdy więc (znowu) poczułam znudzenie codziennością, spakowałam ubrania, kupiłam kilka czekolad na przysłowiową czarną godzinę - i pojechałam na Ukrainę.

Oczywiście, sam przejazd jezdniopodobnymi wyrobami made in Ukraine dostarcza niezapomnianych wrażeń. Ktoś, kto kiedykolwiek miał (wątpliwą) przyjemność podróży po Ukrainie zapewne wie doskonale, co mam na myśli. Dość powiedzieć, że po powrocie ma się znacznie lepsze mniemanie o naszych polskich drogach.

Wyjeżdżałam późnym wieczorem z Warszawy, po drodze zahaczając o moje rodzinne miasto - Lublin. Potem, oczywiście, nieodzowne stanie na granicy i przy tej okazji - peany na cześć układu z Schengen. W okolicach południa, może trochę później, minęliśmy Kijów, który nawet zza szyby autobusu zrobił na mnie duże wrażenie. Gdy wreszcie jakiś czas później przyjechałam i do Kijowa, nie rozczarowałam się, a wręcz przeciwnie. Byłam naprawdę zachwycona stolicą Ukrainy.

Do Sławutycza, gdzie mieliśmy zakwaterowanie, dotarliśmy po południu. W międzyczasie zostaliśmy zatrzymani przez milicję, co nieco opóźniło podróż. Kierowca autokaru bowiem nie zatrzymał się na wezwanie funkcjonariusza, a jedynie zjechał lekko na pobocze, zwolnił… i odjechał. Nie wiem, jak wyobrażał sobie ucieczkę autokaru z 50 osobami na pokładzie? Tłumaczenia, iż nie był pewny, czy sygnał milicjanta oznaczał, że ma się zatrzymać, jakoś mnie nie przekonały. Za granicą zawsze lepiej się zatrzymać, niż narobić sobie kłopotów. Tym razem skończyło się na 400 hrywnach mandatu, na który wszyscy musieliśmy się zrzucić. Nie był to duży wydatek, ale liczy się sam fakt - nikt z nas nie ponosi przecież odpowiedzialności za to, co robi kierowca. Poza oczywiście możliwością sprawdzenia tak elementarnych kwestii jak trzeźwość kierowcy czy czas jego pracy.

W każdym razie dotarliśmy w końcu do mieściny o nazwie Sławutycz. Pogoda była przykra, a i miasteczko robiło nie najlepsze wrażenie. Bywałam wcześniej kilkakrotnie na Ukrainie, toteż obskurne bloki z zabudowanymi balkonami już nie robiły na mnie takiego wrażenia. Ale i tak wypatrzyłam kilka ciekawostek, jak choćby ocieplanie mieszkania od zewnątrz przez właścicieli pojedynczych lokali. Z tych powodów bloki mieszkalne kojarzą się bardziej z barwnym patchworkiem, gdzie każdy kawałek ma inną fakturę i kolor, niż z wielką, szarą płytą. Zabudowania balkonu, przez co staje się on czymś na wzór werandy, również były kolorowe, z różnego rodzaju materiałów – od plastiku, przez tekturę, szkło i metal po dziwaczne mozaiki substancji wszelakiej maści.

Samo miasteczko Sławutycz, podobnie jak swego czasu Prypeć, zostało wybudowane właśnie dla pracowników felernej elektrowni w Czarnobylu. Toteż nie bez przyczyny robi wrażenie trochę sztucznego tworu. W Polsce wszakże mamy podobne miejscowości, jak choćby Stalowa Wola. Są to miejsca budowane na potrzeby pracowników, nie rozwijają się więc wokół centrum, które jest najstarszą częścią, ale całość budowana jest w jednym momencie. Sławutycz powstał w 1986 roku, zaraz po awarii elektrowni. Jak sprawdziłam w źródłach ukraińskich, jest to najmłodsze miasto na Ukrainie.

Jego budowę wspierały rządy różnych bratnich narodów. Stąd też, na ich cześć i w zależności od ich wkładu, poszczególne partie miasta nazwano mianami stolic i pomniejszych miast zaprzyjaźnionych republik ZSRR. Efektem tej współpracy jest podział miasta na kwartały: Bakiński (nie wiem czy dobrze odmieniam po polsku? Org. Бакинський od Baku, stolicy Azerbejdżanu), Wileński, Biełgorodski (miasto w Rosji, leży nad Dońcem, ok. 40 km od granicy z Ukrainą), Dobryniński, Erewański, Kijowski, Leningradzki, Moskiewski, Ryski (na cześć Rygi, obecnej stolicy Łotwy), Tbiliski, Talliński, Czernihowski (miasto nad Desną utracone przez Polskę w czasie powstania Chmielnickiego).
Ulice Sławutycza są wytyczone prosto, niemalże wszystko rozmieszczono na planie kwadratu. Oczywiście, zgodnie z radziecką tradycją, jest tam duży, główny plac i sporo stosownych pomników ludu pracującego, żołnierza radzieckiego itp. Oczywiście, jest tam także - dość paskudny pod względem estetycznym - pomnik ofiar eksplozji w elektrowni. Tworzą go dwie ściany, na jednej namalowano kogoś w maseczce a’la maska chirurgiczna na twarzy, o długich czarnych włosach (nie jestem pewna, czy miały to być włosy w mniemaniu artysty, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy), w czapeczce ochronnej i w szarym fartuchu, osoba ta trzyma liny wysokiego napięcia, iskrzące na końcówkach. Podpis głosi „Zbudujemy nowy świat”. Obok jest kontynuacja dzieła, z dopiskiem „Z popiołów i prochów przeszłości”.

Na ścianie namalowano dwie postaci w pełnych strojach ochronnych, jakie wymagane są przy wysokim skażeniu, na dnie zbiornika wodnego zaś namalowano eksplozję. Pomiędzy tymi budzącymi zgrozę swą kiczowatością, zwłaszcza w kontekście tragicznych wydarzeń z 1986 roku, postaciami umieszczono tablicę pamiątkową. Nieco przed stoi także kamień z nazwiskami ofiar, po bokach są dwa rzędy wyrytych w marmurze podobizn tych, którzy awarię czwartego reaktora przypłacili życiem. Pierwsza z ofiar zmarła w dniu wybuchu, pozostali umierali w ciągu tygodni, miesięcy, a nawet lat w skutek chorób spowodowanych radiacją.

Ze Sławutycza do Czarnobyla można się dostać koleją. Pociąg jeździ kilka razy w ciągu dnia w obie strony - i zawsze jest pełny. Przez cały pobyt zastanawiałam się, co tak naprawdę robią całymi dniami pracownicy elektrowni, od kiedy wygaszono reaktory? Ktoś na pewno sprząta, a ktoś inny gotuje. I to jak gotuje! Obiad w stołówce elektrowni był naprawdę wyśmienity, chyba wszyscy byli zachwyceni i prosili o dokładkę. Do tego widok z okien na elektrownię - niezapomniany.

Niemniej, wracając do tematu, nadal pozostaje dla mnie nierozstrzygniętą kwestia, co obecnie robi w elektrowni 20 tysięcy pracowników? Są spekulacje, że Ukraina zawyża rzeczywisty poziom zniszczeń i skalę skażenia, aby zdobywać fundusze od Unii Europejskiej na rewitalizację tych terenów i na pensje dla pracowników. Trudno orzec, jak jest w istocie.

Z elektrowni w Czarnobylu można pojechać wypożyczanymi z elektrowni busami do Prypeci. Miasto jest dziś zamknięte, można się dostać na jego teren jedynie za okazaniem przepustki. W kolejnym artykule opiszę, jak po 24 latach wygląda Prypeć i ile w tym, co o niej mówią jest prawdy.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto