Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czerwony Tulipan: "Aby potrafić spoglądać w głąb siebie..."

Redakcja
Czerwony Tulipan z Orkiestrą Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej
Czerwony Tulipan z Orkiestrą Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej Arkadiusz Korczin
Czerwony Tulipan to czołowa grupa nurtu poezji śpiewanej. Zespół, który w ubiegłym roku obchodził 30-lecie działalności scenicznej, wystąpił w Łodzi na koncercie pt. Zaczarowany Świat Krainy Łagodności. Zapraszam do lektury wywiadu.

Adam Sęczkowski: Na początek chciałbym zapytać o wrażenia pokoncertowe w kontekście łódzkiej publiczności. Czy klimat spotkania z łodzianami Państwu odpowiadał?
Ewa Cichocka: Dzisiejsza publiczność była rewelacyjna. Jak na koniec ludzie wstali, to aż mi się łzy w oczach zakręciły.
Stefan Brzozowski: Dzisiejszego wieczoru po prostu wszyscy wsiedliśmy do wspólnej łodzi i popłynęliśmy, poddając się wspaniałej atmosferze. To, co się wydarzyło w Filharmonii, to nie wynik tego, że się umówiliśmy na godz. 18:00, że się spotkamy i pośpiewamy. Na dzisiejszy efekt końcowy złożyły się lata spotkań w różnych częściach Polski, a od 10 lat właśnie w Keja Pub. Uważam, że każdy artysta potrzebuje swojej publiczności, a jeśli jej nie ma – umiera. Publiczność z kolei potrzebuje swoich artystów. Rolą artysty jest rozpościerać swoją przestrzeń przed swoimi fanami, aby razem powędrować tam, gdzie sami może by się nie odważyli. Przez te lata znaleźliśmy w Łodzi bratnie dusze i płyniemy tą łodzią z publicznością. Także płyńmy dalej, bo myślę, że dziś było pięknie.

Czy będąc dziećmi biegali Państwo po swoich domach np. z dezodorantem zamiast mikrofonu, stawali przed lustrem, udając występ? Czy marzyliście, by kiedyś stanąć na wielkiej scenie, usłyszeć brawa publiczności?
Ewa: Dla mnie środowisko artystyczne było naturalne. Zadebiutowałam w wieku 6 lat w bajce pt. "Kopciuszek", w której grałam tytułową rolę (śmiech). Pamiętam, że w domu biegałam ze szczotką do włosów i udawałam, że występuję na największych festiwalach, takich jak Opole czy Sopot. Bycie na scenie było dla mnie czymś tak naturalnym jak oddychanie i nadal czuję, że tak jest.
Krystyna Świątecka: Ja natomiast nigdy nie planowałam, że będę żyła ze śpiewania i występów na scenie. Od zawsze natomiast kochałam muzykę i śpiewanie i u mnie ta droga artystyczna pojawiła się tak sama z siebie. Gdy byłam dzieckiem, nie biegałam ani z dezodorantem, ani ze szczotką i nie wyobrażałam sobie publiczności, która słucha mojego głosu. Nawet mogę przyznać, że publiczność mnie krępowała. Musiałam przełamać w sobie to uczucie. Moim pierwszym występem artystycznym było śpiewanie w wieku 8 lat na festiwalu kolonijnym piosenki Piotra Szczepanika pt. "Żółte kalendarze" – zdobyłam w konkursie pierwsze miejsce.
Stefan: W moim przypadku wszystkie występy na scenie kończyły się wielką fascynacją. Mówię tu zarówno o osobach, które na scenie tańczyły, jak i tych, które wybitnie grały na instrumentach, jak i tych, które zachwycały swoim głosem. Muzyka ma to napięcie, które bardzo silnie na mnie oddziaływało. Scena zawsze była mi bliska. Podejrzewam, że przed moimi narodzinami, przed przyjściem na ten świat, już odczuwałem potrzebę obcowania z muzyką (śmiech). Natomiast nie jestem w stanie jednoznacznie uchwycić tego momentu, w którym z osoby, którą fascynuje to, co się dzieje na scenie, stałem się częścią widowni, a niedługo potem sam stanąłem na scenie. A propos występów dziecięcych, to w przedszkolu występowałem w stroju ludowym przebrany za Krakowiaka w przedstawieniu o "Koziołku Matołku".

Gratulacje. Przede mną trójka utalentowanych osób i to już od młodych lat.
Ewa: Nam po prostu scena była pisana (śmiech).

Powiedział Pan kiedyś, że jako Czerwony Tulipan od początku wiedzieliście, w którą muzyczną stronę iść. W jakim stopniu ten kierunek był modyfikowany na przestrzeni lat?
Stefan: Na lepsze zmieniła się rzeczywistość, w której przyszło nam zawodowo działać. Ludzie mogą dziś wybierać, czego chcą słuchać, a tych propozycji jest bardzo dużo. Myślę, że siłą każdego artysty jest jego własna osobowość. Jeśli ciekawi ona innych ludzi, to niezależnie od stylistyki, bez względu na możliwości promocji, prawdziwa twórczość zdobywa rezonans właśnie w postaci przybywających fanów. Pierwsze dziesięć lat naszego zespołu było dosyć trudne, ale wystarczyło, że w tym czasie bardzo mocno popracowaliśmy i kiedy otworzyła się szansa, żeby krzyknąć do ludzi: "Oto jesteśmy" na Festiwalu Fama w Świnoujściu, to z pomocą mediów zrobiliśmy to. Dzięki nim przerzuciliśmy nasze piosenki i naszą wrażliwość na szerokie grono odbiorców. Myślę, że taką drogę powinni przejść wszyscy artyści, bo artystą powinna zostać osoba, która coś już w życiu przeszła i ma wykształcone pewne zachowania. Z moich obserwacji wynika, że ludzi kontrolujących swoje życie, wiedzących, czego chcą, do czego zmierzają, jest coraz więcej. Te osoby są naszymi widzami, fanami, słuchaczami. Łączą nas: dobro, piękno, miłość, szacunek do ludzi i dążenie do pięknego życia.

Wspomniał Pan o Festiwalu Fama, a ja chciałbym wspomnieć o Ogólnopolskich Targach Estradowych w moim mieście. "Czerwony Tulipan rozkwitł w Łodzi" – artykuł o takim tytule autorstwa p. Beaty Brokowskiej ukazał się w roku 1988 w gazecie "Dziennik pojezierza". Otrzymaliście wtedy nagrodę za muzykę do spektaklu "Nas-troje i nie-pokoje", a Pani Krystyna Świątecka i Pan Stefan Brzozowski nagrody indywidualne. Sponsorzy przekazali Państwu nowe futra, kożuchy, zaproszenie na sesję nagraniową w Polskim Radiu w Łodzi, kilka wyróżnień i nieco gotówki. Czy uwierzyliście wtedy, że to będzie przełom w karierze Państwa zespołu?
Stefan: To była dla nas możliwość zarejestrowania materiału w magicznym radiowym świecie. To dało szansę, aby tak profesjonalnie przygotowany utwór proponować do puszczenia na antenie. Tak się właśnie stało. Za przyczyną tej łódzkiej nagrody nasza piosenka pt. "Jedyne co mam, to złudzenia" ruszyła stąd na "podbój świata" Dzisiaj, jak jeździmy w różne zakątki kraju oraz poza jego granice, jak ostatnio w Wielkiej Brytanii czy Francji, ludzie śpiewają z nami tę piosenkę, a więc przyjmuję, że jest znanym i popularnym utworem, choć smutnym w swojej treści. Po latach jej bytowania na antenie obserwujemy, że stała się piosenką, którą zna wielu młodych ludzi, oni ją najbardziej wchłonęli. Zastanawiające jest to, że w tamtym czasie młodzi ludzie myśleli, że mają tylko złudzenia co do możliwości spełnienia swoich marzeń. Dziś mam nadzieję, że jest to piosenka "tylko" znana, ale czy tylko tak jest...?
Ewa: Zapytał Pan, czy uwierzyliśmy wtedy, że to będzie przełom. Uważam, że jak się jest na początku swojej kariery, a na takim etapie wtedy byliśmy, to każda nagroda jest niezmiernie ważna. To dowartościowanie i usłyszenie tego, że to, co się robi, jest dobrze odbierane i ma sens.
Krystyna: Przewodniczącym jury był prof. Aleksander Bardini i doskonale pamiętam jego twarz podczas tego koncertu. Śpiewałam dwie lub trzy piosenki i na początku coś notował pochylony nad kartką, a za chwilę podniósł głowę, zdjął okulary, popatrzył na mnie i zaczął słuchać. To było dla mnie niezmiernie ważne, jak i to, że to właśnie prof. Bardini założył mi na plecy to wspomniane futro.

Stefan: Myślę, że całe życie artyści mają to do siebie, że ten pierwszy raz, pierwszy sukces jest bardzo ważny. Po nim można zepsuć całą swoją karierę czy możliwość istnienia na rynku lub pchnąć dalej w czasie do tego, aby ten zawód nas niósł. Pamiętajmy, że my nie pracujemy na etacie. Jesteśmy uzależnieni od tego, czy ludzie przyjdą na nasz koncert, czy kupią bilety, czy kupią płyty, po prostu, czy będą chcieli z nami być. Wspomniany występ w Łodzi dawał nam nowe możliwości realizacji swoich pomysłów artystycznych. To było dla nas bardzo ważne.
Jestem ciekawy, czy było w pierwotnych planach dzisiejsze wykonanie kultowego przeboju Czesława Niemena pt. "Dziwny jest ten świat", czy też był on włączony do dzisiejszego repertuaru w ostatniej chwili ze względu na okoliczności, które miały miejsce dwa dni temu w Paryżu?
Stefan: Piosenka została dobrana przeze mnie wczoraj. Mamy oczywiście pewną koncepcję na każdy koncert, ale te ostatnie wydarzenia stworzyły repertuar, który dziś zaprezentowaliśmy. W innych okolicznościach sięgnęlibyśmy po zupełnie inne piosenki i bardziej byśmy się pobawili z publicznością. Dzisiejsze piosenki miały wywołać refleksję nad ludzkością, nad sobą samym. Po tych wydarzeniach w Paryżu trzeba najpierw uporządkować swoje myślenie, aby zrobić miejsce na mądrą refleksję. Emocje są często złym doradcą. Ja wiem, że pojawia się chęć odwetu, załatwienia tego w sposób radykalny, raz a dobrze, ale tak się nie da. Jako ludzkość jesteśmy tak skonstruowani, że trzeba czasem przyjąć dane zdarzenie i patrzeć świetliście do przodu, starając się znaleźć mądre rozwiązanie. Artyści są m.in. po to, aby wziąć te złe emocje, zharmonizować nas, po to, żeby uwolnić głowę i żeby znaleźć najpiękniejsze wyjście z sytuacji, w której się znaleźliśmy. Kula ziemska jest wbrew pozorom nieduża, wszyscy pochodzimy od tych samych przodków. Wobec tego, jeśli prawdą jest, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, to musimy o siebie dbać i siebie szanować, nawet gdy ktoś jeszcze nie dorósł do tej cywilizacji, w której się znaleźliśmy.

Podczas koncertu publiczność uważnie wsłuchuje się w słowa, ale także przyłącza do wspólnego śpiewania. Jak Państwo osiągnęli taki efekt?
Stefan: Myślę, że jest to już przysłowiowa "wyższa szkoła jazdy". Każdy żywy organizm jest złożony z fononów. Jesteśmy częścią wszechświata, który nie stoi w miejscu. Materia to energia, która jest ruchem. Gdy u mnie dochodzi do takiego spotkania, w sposób świadomy, bo oglądam ten proces już od wielu lat, to włącza się taki rodzaj latarki, którą "przeczesuję" publiczność. Tym działaniem zaczynam rezonować razem z ludźmi. Swoją energią daję pewną propozycję ze sceny i jeśli nie zawibruje mi ze strony publiczności, to szukam dalej tej wspólnej chmurki. Dlatego przyjmuję, że jest to szczególny rodzaj spotkania, a nie nasze artystyczne popisy. Znajdując tę wspólną wibrację, można przekazać nie tylko to czysto intelektualne skojarzenie, ale także emocje. My nie porozumiewamy się tylko werbalnie, ale także całym ciałem. Poprzez muzykę potrafimy zdziałać ze sceny tyle, że widownia odczuwa te same ciarki, które my mamy na plecach. Jeśli my ich nie mamy jako artyści, to publiczność też ich raczej nie ma. Niedawno na zaproszenie księdza Stanisława graliśmy koncert przy kościele w miejscowości Hull w Wielkiej Brytanii. Naszą publicznością byli Polacy, którzy wiele lat temu wyemigrowali z kraju, pracują tam w zakładach mięsnych i to, o czym mówię, zdarzyło się tam w sposób oszałamiająco mocny. Wzruszenie ludzi podczas naszego spotkania i śpiewania było tak mocne, że zaczęło nas tak ściskać za gardło, że nieomal nie byliśmy w stanie dalej występować, bo byśmy się rozpłakali na scenie. Te emocje zaczęły tak na nas działać, że ledwo trzymaliśmy się na scenie – my, starzy wyjadacze, którzy zagrali setki koncertów przez 30 lat kariery, nie mówiąc już o udziale we wcześniejszych eksperymentach scenicznych. Artyści są po to, aby razem z publicznością przeżywać koncert. Na tym polega chyba budowanie tego spotkania.
Czym różni się tekst dobrej piosenki od tekstu dobrego wiersza?
Stefan: Absolutnie niczym się nie różni, dlatego że można wziąć tekst dowolnego autora z gazety i jeśli ten tekst na nas zadziała i czujemy emocje z tym związane, to jest szansa, że jeśli wypowiemy go na scenie, z tymi emocjami, druga strona poczuje to, co my. Oczywiście tutaj bardzo ważna jest nasza wrażliwość, nasze wnętrze, bo każdy artysta musi dbać o swoje ego. Wiersz czy jakaś rymowanka, która ma już w sobie określony rodzaj muzyki czy też biały tekst z gazety, jeśli zostanie prawdziwie przedstawiona, to może budzić emocje. Artyści "Piwnicy pod Baranami" sięgali po jakiekolwiek teksty, ale one były ważne w tym kontekście i tak rezonowały, że czyniły nas lepszymi. Zatem nie ma żadnej różnicy. Wszystko zależy od artysty, który potrafi nawet z milczenia zrobić sztukę.

„Poezja jest światem przeżyć i refleksji. Jest po trochu jak mówienie ludzkim językiem w dobie maszyn i komputerów” to cytat z rozmowy z księdzem Janem Twardowskim, a czym dla każdego z Państwa jest poezja?
Stefan: Poezja jest takim rodzajem porozumiewania się przy pomocy języka, w którym można umieścić swoje uczucia. Zazwyczaj prace naukowe polegają na bardzo precyzyjnym określeniu przy pomocy słów, jakiegoś zdarzenia, a więc mamy tu do czynienia z zapisem czysto matematycznym. Poezja zaczyna się wtedy, kiedy używamy słowa np. mówiąc: miłość, las, księżyc, woda i to, co pomiędzy tymi słowami, to właśnie poezja.
Ewa: Ja bym się chciała powołać na to, co powiedział kiedyś Wojciech Siemion. Dla nas to było niebywałe szczęście, bo na naszych oczach stworzył poezję. Jak twierdzi: póki wiersz jest napisany, to jest wierszem, a poezją się staje, kiedy jest wypowiadany, ale nie tylko dla samego siebie, ale w gronie przyjaciół. Musi być dawca i biorca. Wtedy tworzy się poezja, czyli swego rodzaju magiczna mgiełka w naszym otoczeniu. Wyrażanie uczuć to jest poezja.
Krystyna: Absolutnie zgadzam się z tym, co powiedziała Ewa i Stefan, ale też poezją jest dla mnie moment, kiedy samemu przebywa się z wierszem. Nie muszę tego głośno czytać, ale wystarczy, że czuję, że te słowa są tak pięknie ujęte, że trafiają w moje serce i w moją duszę. Poezja to właśnie ten ulotny moment. Poezją może być też przebywanie, odczuwanie, myślenie, patrzenie na piękno przyrody.

Mają Państwo ulubionego poetę, takiego, którego tomik stoi u Państwa w domu w ważnym miejscu w biblioteczce?
Stefan: Ja nie mam takiego jednego poety. Najlepszym dla mnie poetą jestem ja i moje emocje. Poznawanie siebie i swoich emocji, aby wiedzieć, czym jest miłość, nienawiść, zazdrość, uczucia beznadziei – samo w sobie jest dla mnie poezją. Życzę każdemu, aby potrafił spoglądać w głąb siebie, odczuć i zrozumieć te swoje stany i uczucia. Życzę, aby każdy z nas mógł nazwać te emocje, ujarzmić i sprawić, aby były zależne także od nas, a nie tylko od sytuacji zewnętrznej. Emocje ma każdy z nas, a uczucie to uświadomiona emocja.

W jednym z wywiadów wspominali Państwo, że wielokrotnie słyszeli zdanie: "Gdybyście byli w Warszawie czy Krakowie, to zrobilibyście większą karierę". Państwo jednak bardzo podkreślają swoją małą ojczyznę – Olsztyn. Jak najkrócej zachęciliby Państwo do wizyty w tym mieście?
Stefan: Olsztyn ma jedenaście jezior w obrębie miasta i tym się szczycimy. Co ciekawe, w większości z nich można się kąpać. U nas nie ma przemysłu, a Olsztyn jest stolicą tego regionu i może tu nastąpić wyciszenie, wsłuchanie się w samego siebie czy nad jeziorami, czy w licznych okolicznych lasach. Najkrócej mówiąc: Olsztyn to miejsce, w którym można odnaleźć siebie.

Rzadko piszą Państwo słowa piosenek. Korzystacie z tekstów, którymi autorami są m.in.: Jan Wołek, Artur Andrus, Janusz Sokołowski, Krzysztof Daukszewicz. Proszę sobie wyobrazić, że młody człowiek napisał świetny tekst i chciałby go oddać zespołowi do zaśpiewania. Czy ma taką szansę?
Ewa: Oczywiście, że ma taką szansę.
Stefan: Nie trzeba nawet daleko szukać. Z okazji 30-lecia zespołu warto także wspomnieć Mariolę Platte, Jerzego Ignaciuka, którzy także napisali dla nas wiele tekstów. Ja tworzę muzykę, a jak czytam teksty napisane przez młodych i starszych, przez zasłużonych i przez tych, którzy napisali wiersz kilka minut temu, to dla mnie naprawdę nie ma znaczenia wiek autora, ale czy w tym tekście czuję prawdę, która mnie poruszy. Każdy z nas tutaj ma podobnie, że zatrzymuje się przy pewnych słowach. Razem zbieramy dane dzieła, analizujemy na forum zespołu i albo powstaje z tego piosenka, albo śpiewogra w wykonaniu Ewy, albo po prostu pomysł umiera. Zatem jeśli młodzi ludzie mają napisany jakiś świetny tekst, to mogą go przesłać do nas i możemy obiecać, że się z nim zapoznamy i może z tego powstać piosenka. Czytając wiele tekstów, zachwycam się, jak ich autorzy pięknie opisali kawałek swojego życia. Niech każdy z nas ma możliwość zapisania, poprzez swoją pracę, poprzez swoją twórczość czy poprzez jakąkolwiek inną działalność, swojego życia, siebie. Wtedy to życie będzie miało dla nas sens.

Czego możemy Państwu na zakończenie życzyć?
Stefan: Absolutnie czego chcecie, byleby tylko było pozytywne (śmiech).

W takim razie życzę wszystkiego najlepszego i nie tylko kolejnych 30 lat zespołu Czerwony Tulipan na scenie, ale wielu, wielu więcej lat.
Ewa: Oj tak, to najpiękniejsze życzenia, jakie mogliśmy dostać.
Stefan: Dziękujemy, pozdrawiamy i do zobaczenia na szlaku!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto