Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy ktoś jeszcze jest za dialogiem na Ukrainie?

Maria Czerw
Maria Czerw
Picasa/polskapresse
Brakuje donośnego głosu autorytetu jak Jan Paweł II, który na przekór waszyngtońskiej administracji mówił: wojna nie jest żadnym rozwiązaniem. Czy polscy politycy przyklaskujący ofensywie na Ukrainie rozumieją przesłanie papieskie?

Inspirując Kijów do brutalnej rozprawy z federalistami Zachód wyraźnie powiedział, że nie chce na Ukrainie dialogu – żąda absolutnego zwycięstwa jednej strony. Ale na Ukrainie są strony dwie. Interesy obu powinny być brane pod uwagę przez Kijów. Ignorowanie faktu, że istnieje druga, kulturowo związana z Rosją, populacja, która ma równe polityczne prawa prowadzi do konfliktu. Ważne jest też, w jaki sposób te strony są reprezentowane. Jeśli nie jest to demokracja - demokratyczne wybory to co?

Nie mam wątpliwości, jakie intencje kierują zachodem i rządami, które podporządkowała sobie globalna oligarchia. Aroganckie i nieludzkie traktowanie federalistów zaczyna się od języka, którym posługują się dziennikarze: "separatyści", "terroryści" lub "buntownicy" mówi się o zwolennikach federacji, która jest dla Ukrainy najrozsądniejszym politycznym konsensusem. Kim byli uczestnicy Majdanu? Bohaterami.

Propagandę poznaliśmy na własnej skórze w PRL-u. Dziennikarze reagowali z opóźnieniem, żeby dać cenzorom czas na zinterpretowanie informacji docierających z obszaru wydarzeń. Nie było miejsca także w CNN i BBC na zrelacjonowanie mordu w Odessie. Szokowały stacje telewizyjne: w noc potwornej zbrodni, kiedy spalono żywcem pięćdziesięcioro ludzi odbiorcy zachodnich mediów oglądali willę Janukowycza.

Determinacji Rosjanie nabrali po bestialstwach w Odessie. Nieuzbrojeni federaliści zostali zagnani przez tłum nacjonalistów z zachodu Ukrainy do siedziby związków zawodowych. Nikogo nie wypuszczono ani nie wpuszczano. Zablokowano wjazd straży pożarnej i karetek pogotowia. Siedziba straży pożarnej znajdowała się w odległości zaledwie 70 metrów. Pełniący obowiązki mera Odessy Niemirowski spokojnie to wszystko obserwował. Jednemu z aktywistów zaproponował: "Zabierz stąd swoich, a potem zorientujemy się". Napastnicy zarzucili budynek koktajlami Mołotowa. Ofiar wśród "pokojowych kibiców" nie było, ale 50 autochtonów zaczadziło się lub zginęło skacząc z okien. Potem nacjonaliści chóralnie śpiewali nad ciałami ofiar - co zostało opublikowane w sieci. Oprócz spalonych żywcem w domu związków zawodowych, byli zabici z ranami od broni palnej i ludzie z odciętymi kończynami.

W walce z radykałami nie wolno być bezbronnym: w Słowiańsku, gdzie federaliści byli zaopatrzeni w broń w ciągu jednego dnia w walce z całą ukraińską armią, dwoma oddziałami specjalnymi MSW oraz banderowcami zginął jeden człowiek. W Kramatorsku było więcej ofiar - jeden żołnierz pospolitego ruszenia oraz dziesięciu cywili, rozstrzelanych przed barykadą. Na Majdanie zginęło 100 osób, w Odessie kolejne 50. Nic nie zapowiada, żeby którąś z tych zbrodni wyjaśniono. Kijów przejawia brak woli w śledztwie.

Proces dehumanizowania przeciwnika wieńczą wypowiedzi polityków. - Rosja wypuściła na Ukrainie bandy swoich oprychów i nagle odkryła, że ta (wybuchowa) mieszanka może wyrwać się jej spod kontroli - cynicznie odezwał się przedstawiciel Francji Gerard Araud. Z zdyscyplinowanego szeregu nie wyłamał się Donald Tusk: - Musimy powiedzieć wprost, że coś złego się dzieje i że źródłem tego zła są akcje rosyjskie na terenie Ukrainy.

Dialog jest nie na rękę siłom, które chcą zaprowadzić swój porządek na świecie. Opóźniłby albo może nawet uniemożliwiłby realizację totalitarnego planu. Poza tym dialog sprawiłby, że racje drugiej strony ujrzałyby światło dzienne i mogłyby być widziane bez uprzedzeń i skrzywień, które narzuca zapośredniczony przekaz.

Apele Jana Pawła II o pokój

- Nie wolno się uciekać do wojny, nawet gdy chodzi o tzw. dobro wspólne - mówił 13 stycznia 2003 r. Jan Paweł II do przedstawicieli korpusu dyplomatycznego na tradycyjnym noworocznym spotkaniu w Pałacu Apostolskim, gdy świat zachodni gotował się do wojny irackiej. - Wojna jest zawsze porażką ludzkości i mogłaby być ogłoszona jedynie w "skrajnej ostateczności" oraz "na bardzo rygorystycznych warunkach", tak aby nie ucierpiała ludność cywilna.

Nie wydaje się, żeby politycy rozumieli albo przejmowali się staraniem o pokój wtedy, gdy za dążeniem do wojny stoją gigantyczne interesy.

Apele Jana Pawła II do przywódców wielkich mocarstw, by ocalili świat przed konfliktem, pozostawały bez echa. Z obojętnością, a może nawet z pewnego rodzaju lekceważeniem, spotkał się list Jana Pawła II do prezydenta George’a W. Busha, wystosowany jeszcze w październiku 2002 r., w którym papież zwraca uwagę na konieczność dialogu. Słowa "największego autorytetu moralnego świata" zaczęły być ignorowane przez tych, którzy jeszcze niedawno obdarzali papieża takim tytułem.

- Waszyngtońska administracja nie zamierza zmieniać swoich planów pod naciskiem Kościoła katolickiego - deklarowała Condoleezza Rice. Kategoryczne oświadczenie o podobnej treści wygłosił też rzecznik prasowy Białego Domu Ari Fleischer. Stwierdził wprost, że prezydent nie zamierza się liczyć z papieskimi apelami o pokój. Do Waszyngtonu udał się specjalny wysłannik Ojca Świętego - kard. Pio Laghi. Wiózł od Jana Pawła II do prezydenta Busha list ze stanowczym "nie" wobec tzw. wojny prewencyjnej. Dla dobra tej misji Watykan nie zareagował na niezbyt grzeczne wystąpienie waszyngtońskiego rzecznika. Kardynał Pio Laghi, mimo wieloletniej przyjaźni z rodziną prezydenta Busha, wrócił jednak do Rzymu z pustymi rękami, bez złudzeń.

Mimo że rychły wybuch wojny w Iraku wydawał się przesądzony, Wojtyła nie rezygnował z pokojowej ofensywy. Jego głos stawał się coraz bardziej donośny, także w sensie dosłownym, jakby wieloletnia choroba zakłócająca swobodne mówienie ustępowała. Im bardziej beznadziejne były rozmowy z politykami, tym mocniej wołał do całego świata: Stany Zjednoczone decydując się na siłowe rozwiązanie biorą na siebie "wielką odpowiedzialność przed Bogiem i historią".

W poczuciu tej samej co Jan Paweł II troski rosyjski patriarcha Cyryl I wydał oświadczenie, w którym wyraża solidarność z mieszkańcami wschodniej Ukrainy. Zapewnił, że będzie modlił się za ofiary starć w Odessie.

"Odpowiedzialność za to, co się obecnie dzieje, spoczywa przede wszystkim na tych, którzy zamiast dialogu uciekają się do przemocy. Szczególne zaniepokojenie wywołuje stosowanie w starciu obywatelskim ciężkiego sprzętu wojskowego. Przyczyną użycia siły staje się nierzadko przywiązanie do radykalizmu politycznego, odmawianie obywatelom prawa do wyrażania swych przekonań".

Czy milczenie w ślad za Cyrylem przerwie ojciec święty Franciszek i polscy biskupi? I czy politycy oraz wielcy tego świata choć trochę przejmą się apelami o dialog, który zastąpiłby konfrontację militarną?

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto