Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Demolka w Warszawie. Polska pokonuje Azerbejdżan 5:0

Krzysztof Baraniak
Krzysztof Baraniak
W meczu eliminacyjnym Euro 2008 piłkarska reprezentacja Polski pokonała drużynę Azerbejdżanu 5:0. Rywale byli tylko cieniem dla świetnej gry wszystkich formacji i błyskowi geniuszu poszczególnych piłkarzy biało-czerwonych.

Przed meczem

Kolejnym przystankiem na drodze piłkarskiej reprezentacji Polski do Euro 2008 jest reprezentacja Azerbejdżanu. Choć rywale od lat uwięzieni są gdzieś na dnie futbolowej hierarchii (dokładnie 123. miejsce w rankingu FIFA), brak koncentracji i pewność łatwego zwycięstwa są ostatnimi rzeczami, o których podopieczni Leo Beenhakkera powinni choćby myśleć. Wrześniowe spotkanie z innym zespołem ze wschodu Europy, Kazachstanem, który teoretycznie powinien przecież oddać trzy punkty już przed wyjściem na boisko, pokazało, że nawet kilka klas niższy przeciwnik może być zaporą trudną do przejścia. Wygraną Polaków w Ałmatach uratował Ebi Smolarek, którego w Warszawie zabraknie. W kadrze nie ma również bohaterów ostatniej potyczki z Azerami: Tomasza Frankowskiego i Marka Saganowskiego, którzy łącznie aż pięciokrotnie trafili do siatki przeciwnika. Kto teraz strzelać ma bramki dla reprezentacji?

Ciężar siły ofensywnej spoczywał będzie na barkach grających w linii ataku Macieja Żurawskiego i Radosława Matusiaka, jak również pomocników: Łukasza Garguły, Wojciecha Łobodzińskiego i Jacka Krzynówka. A jako że pierwszymi atakującymi drużyny zwykle są obrońcy, to losy eliminacyjnego pojedynku w dużej mierze zależeć będą od postawy bocznych defensorów: Marcina Wasilewskiego i Michała Żewłakowa.

Dodatkowym wiatrem w plecy naszej ekipy mógł być fakt, iż w rozegranym wcześniej pojedynku grupy A Kazachstan pokonał Serbię 2:1.

Polacy wybiegli na mecz z Azerbejdżanem w następującym składzie:

Boruc - Wasilewski, Bak, Dudka, Żewłakow - Łobodziński, Lewandowski, Garguła, Krzynówek - Żurawski, Matusiak

Błyskawiczne ciosy Polaków

Jak dość łatwo można było się domyśleć, biało-czerwoni błyskawicznie rzucili się do akcji ofensywnych. Mimo to, przebieg początku spotkania przekroczył najśmiejsze oczekiwania najbardziej optymistycznie nastawionych kibiców. Polacy objęli prowadzenie już w drugiej minucie, kiedy to z rzutu wolnego świetnie dośrodkował znajdujący się w wybornej formie Łukasz Garguła, a bramkarza gości strzałem głową pokonał Jacek Bąk. Chwilę obserwowaliśmy kolejny wybuch euforii tysięcy kibiców zgromadzonych na stadionie warszawskiej Legii. Maciej Żurawski fenomenalnie dograł piłkę do Dariusza Dudki, który z najbliższej odległości trafił do siatki Azerów.

Zawodnicy Beenhakkera nie pozostawiali oszołomionemu błyskawicznymi ciosami przeciwnikowi żadnych złudzeń co do swego panowania na murawie. W poczynaniach polskiego zespołu dało się zaobserwować olbrzymią chęć walki i zaangażowanie. Walka o każdy metr boiska, ba, o każde źdźbło zieleniącej się trawy, i wylewanie wiader potu od pierwszych minut musiały podobać się fanom, którzy z czasem coraz bardziej dopingowali gospodarzy.

Spokój i fenomen Garguły

Po wyjściu z agonalnej świadomości, gracze Azerbejdżanu próbowali przedostać się pod nasze pole karne. Kubłem wody na rozgrzane emocjami głowy obrońców był strzał w poprzeczkę Emina Imamalijewa. Posługując się żargonem piłkarskim można stwierdzić, że w następnym okresie gra nieco "siadła". O ile Polacy kontrolowali sytuację grając niezwykle spokojnie, tak goście grać jedynie próbowali. Dwukrotnie groźnie z dystansu uderzał Mariusz Lewandowski, lecz piłka mijała słupek bramki Dżachangira Gasanzade. W 30. minucie po błędzie defensywy rywala przed szansą strzelenia gola stanął Jacek Krzynówek. Piłkarz VFL Volfsburg za bardzo liczył jednak na faul azerskiego golkipera, którego słusznie nie dopatrzył się sędzia.

Co się odwlecze, to nie uciecze. Trzy minuty później najwyższej klasy podaniem w pole karne popisał się Garguła, a na 3:0, oczywiście głową, podwyższył Wojciech Łobodziński. Na olbrzymie brawa zasługiwał zwłaszcza rozgrywający fenomenalną partię pomocnik GKS-u Bełchatów.

Świetnie prezentował się również Maciej Żurawski. Napastnik Celticu Glasgow imponował dokładnością podań, lecz wciąż nie mógł trafić do siatki w barwach reprezentacji. Ostatnią bramkę popularny "Magic" zdobył w kadrze we wrześniu 2005 roku przeciw Walijczykom, lecz kibice liczyli na rychłe przełamanie jego strzeleckiej niemocy.

Po pierwszej połowie wielu cisnęło się na usta słowo "dziękujemy", choć biorąc pod uwagę dzisiejszą postawę Polaków należało sprostować: dziękujemy, ale czekamy na więcej. Bo o ile niekopanie leżącego jest w życiu zasadą nader słuszną, to w kontekście dalszych ciosów zadanych Azerom zmieniającą nieco swe znaczenie.

Już kilka chwil po przerwie Polacy mogli podwyższyć na 4:0. Bardzo dobrym, prostopadłym podaniem błysnął w środku pola Lewandowski, a dogodnej sytuacji nie wykorzystał coraz częściej wbiegający w obręb "szesnastki" przeciwnika Łobodziński.

Błyszczące gwiazdy Beenhakkera

W 58. minucie spotkania ponownie geniuszem pochwalił się Garguła, obsługując dokładnym zagraniem Krzynówka, który na raty starał się pokonać bramkarza gości. Udało się to nie bez pomocy obrońcy rywali, a Polacy cieszyć się mogli z czwartego gola.

Na postać "pierwszego męczennika" pojedynku wyrastał Radosław Matusiak. Snajper sycylijskiego Palermo imponował zaangażowaniem i poświęceniem dla dobra partnerów z drużyny, sam pozostawał jednak w cieniu strzelców bramek. W obliczu olbrzymiej pracy, jaką niewątpliwie wykonał dziś Matusiak, trener Beenhakker postanowił oszczędzić nieco piłkarza, wprowadzając w jego miejsce Przemysława Kaźmierczaka.

Na boisku z czasem zaczęło "wiać nudą", a zawodnicy obu zespołów nie kwapili się do ataków. Na listę strzelców próbował wpisać się właśnie "świeży" na murawie pomocnik Boavisty Porto, lecz lekki strzał w środek bramki nie zaskoczyłby nawet ospałego przedszkolaka, o azerskim golkiperze nie wspominając. W 78. minucie mieliśmy drugą zmianę wśród biało-czerwonych, kiedy to jednego z głównych bohaterów spektaklu przy ul. Łazienkowskiej, Jacka Krzynówka, zastąpił Ireneusz Jeleń.

A już miałem pisać, że Polacy spuścili z tonu. W środku zdania z planów wyrwał mnie jednak telewizyjny ryk Dariusza Szpakowskiego, oznajmiający piątego gola reprezentacji. W 83. minucie dokładnie z narożnika boiska piłkę w pole karne wrzucił nie kto inny jak motor napędowy drużyny w sobotni wieczór - Łukasz Garguła. Z najbliższej odległości piąty cios dawno znokautowanemu Azerbejdżanowi zadał Kaźmierczak.

Niemoc "Żurawia"

W końcowych chwilach spotkania przed niepowtarzalną szansą przełamania wyżej opisanej niechlubnej passy stanął Maciej Żurawski. Mimo olbrzymiego doświadczenia kapitan zespołu zapomniał jednak chyba, że bramka piłkarska ma nieco ponad dwa metry wysokości, a nie dziesięć. W doliczonym czasie meczu "władca muraw" pomylił się już o kilkadziesiąt centymetrów. W środowym pojedynku z Armenią musi wreszcie trafić.

Przy krzyku radości i podziękowania biało-czerwonych kibiców sędzia zagwizdał po raz ostatni, kończąc męki Azerów. Polacy przewyższali rywali w każdym elemencie gry, pozostawiając po sobie niezapomniane wrażenie. Wrażenie spokoju w grze, błysku indywidualności i całej drużyny zarazem, idealnego realizowania taktycznych założeń genialnego Leo Beenhakkera. Serca sympatyków futbolu podbił Łukasz Garguła, rewelacyjnie kierując poczynaniami reprezentacji, a umiejętnościami technicznymi zadziwiając wielu krytyków.

Już w najbliższą środę przeciwnikiem Polski będzie Armenia, lecz po obejrzeniu dzisiejszego spotkania, Ormianie bać się powinni choćby wyjścia na boisko.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto