Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dlaczego umowy frankowe będą unieważniane?

Paweł Janus
Paweł Janus
Wprost.pl
Im dłużej myślę o tzw. kredytach frankowych, tym bardziej dochodzę do wniosku, że jeśli sprawa nie zostanie rozwiązana systemowo, sądy nie będą miały innego wyjścia, jak tylko unieważniać umowy z bankami.

Dlaczego tak uważam? Pominę milczeniem kwestie klauzul zakazanych, które do dziś są przez banki w umowach z klientami bezprawnie stosowane. To nie podlega dyskusji i szkoda czasu na przekonywanie, że bank powinien się stosować do prawomocnego wyroku sądu. To kwestia czasu kiedy kwestia uznaniowości banków w przypadku ustalania oprocentowania, spreadów itd. zostanie rozwiązana.

Skupię się nad argumentami, które muszą pojawić się przy okazji rozważania nad narzędziami spekulacyjnymi, które bank nazwał kredytem hipotecznym.

1. Banki nie miały waluty, którą pożyczały. Możemy się spierać w jakim stopniu banki miały pokrycie na udzielone kredyty. Powinniśmy się jednak zgodzić - nie miały pokrycia na 100% udzielonych kredytów. Śmiem twierdzi, że nie miały ich nawet na 20%. Ale to sprawdzi w odpowiednim momencie nadzór gdy sprawa wypłynie w sądach. Szeregowy frankowy "kredytobiorca" był przekonany, ze bank w jego imieniu zaciągał kredyt hipoteczny w banku szwajcarskim. Brał z niego franki, sprzedawał w Polsce i dzięki temu miał środki, żeby przekazać klientowi. Nic bardziej mylnego. Bank żadnego kredytu nie zaciągał. Robił to na kartce papieru - na niby.

Ktoś zapyta - co to za różnica? Czy by brał, czy nie, frank miałby i tak tę samą cenę. Otóż niekoniecznie. Można sobie bowiem wyobrazić, że nieograniczony żadną umową z bankiem emitującym walutę, w której udziela kredytu, polski bank mógłby udzielić pożyczek w wysokości znacznie przekraczającej ilość franków szwajcarskich znajdujących się w obiegu. Klienci, którzy mieliby spłacać taką pożyczkę, musieliby pozyskiwać franki, których na rynku by nie było. Popyt podniósłby znacząco cenę franka (co de facto się stało). Nie twierdzę, że efekt, o którym mówię w skali miliona kredytów miał znaczenie, wskazuję jedynie, że do takich absurdów mogło dojść, przez co cała ta operacja wydaje się wadliwa, co sąd przy ewentualnej sprawie musi wziąć pod uwagę.

2. Trybunał Sprawiedliwości UE stwierdził m.in., że w umowie kredytu indeksowanego według kursu waluty obcej, kurs tej waluty służy jedynie do określenia wysokości raty kredytu. Bank nie świadczy usługi wymiany waluty, a więc tzw. spreadowi walutowemu (różnicy pomiędzy kursem sprzedaży i kursem kupna waluty), którego ciężar musi ponieść kredytobiorca, nie odpowiada żadne świadczenie banku.

Oznacza to mniej więcej tyle (co potwierdza ostatni wyrok tzw. szczeciński, gdzie sąd określił, że w przy tytule wykonawczym bank może ściągać od kredytobiorcy tylko kwotę w złotych polskich, na którą opiewa umowa kredytowa), że musimy oddać tyle ile wzięliśmy w złotych polskich, a na franki może być przeliczana co najwyżej pojedyncza rata. Innymi słowy: gdy spłacamy raty kredytowe, to bank indeksuje odpowiednio do kursu waluty (czyli tak jak obecnie), ale gdy przyjdzie nam ochota przedterminowej spłaty kredytu, to powinniśmy spłacić dług jaki mamy w CHF po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu.

Rozwiązanie to może być paradoksalnie dość korzystne dla banków biorąc pod uwagę, że w perspektywie mają sądowy nakaz przewalutowania kredytów po kursie dnia natychmiast. Oznaczałoby to bowiem, ze wielka część klientów pogodziłaby się z wyższymi aktualnie ratami wynikającymi z wysokiego kursu franka, w zamian za świadomoś, że hipoteka nie jest obciążona już kwotą wielokrotnie wyższą niż wartość nieruchomości i znacznie większą, niż w momencie zaciągania kredtu. To pozwoliłoby rozciągnąć owe mityczne "straty banków" (które de facto są tylko utratą oczekiwanych korzyści w przyszłości) na wiele lat. Banki mogłyby tego nie odczuć, bo wielu klientów nie jest w stanie spłacić nawet tej niższej kwoty jednorazowo i decydowałaby się na to tylko w przypadku sprzedaży nieruchomości i refinansowania kredytu. A jak często sprzedaje się dom czy mieszkanie? Cała operacja dla banków trwałaby zapewne kilkanaście lat i problem rozwiązałby się bez większego bólu sam.

3. Wielu bankowych lobbystów coraz mniej śmiało próbuje forsować tezę "widziały gały co brały". Że klient biorący kredyt w obcej walucie stawał się tak naprawdę graczem giełdowym grającym na zmianach kursu obcej waluty. Pomińmy kwestię absurdalności tego stwierdzenia (tak jakby klient nic nie robił tylko przewalutowywał kredyt w te i we wte, a bank na to pozwalał) i zastanówmy się nad sensem tej wypowiedzi. Otóż, jeśli klient rzeczywiście stawał się graczem giełdowym i spekulantem, to jednocześnie przestawał być kredytobiorcą hipotecznym. Albo - albo. Kredyt jest po to, żeby szeregowy Kowalski mógł bez szerszej wiedzy z zakresu bankowości, spreadów, rekomendacji, cirów, swapów i innych skomplikowanych terminów zaciągnąć kredyt, mieć odpowiedni kapitał, okres kredytowania, oprocentowanie i gwarancję w miarę stabilnych rat. Tu natomiast został mu sprzedany produkt z tzw. ryzykiem kursowym.

4. Tu przechodzimy do kolejnego punktu: ryzyko kursowe. Co ono oznacza? Oczywiście to, że klient uznaje, że kurs waluty może się zmieniać w jakimś zakresie. W jakim? To doradcy bankowi wyjaśniali. Oczywiście opowiadali głupoty i wystarczy przejrzeć rekomendacje znanych banków z lat 2005-2007 aby to zrozumieć. Niemniej - można przyjąć, że rozsądne ryzyko w przypadku instytucji zaufania publicznego, z nadzorem publicznym, autorytetem banku centralnego i Ministra Finansów nie dopuści ryzyka porównywalnego z instytucjami nieobjętymi nadzorem finansowym - różnego rodzaju pożyczkom pod zastaw, chwilówek itp. Ryzyko wg Kowalskiego może wynieść 10, 20, może 30% w całym okresie kredytu. Mogę przepłacić 30% w ciągu 30 lat, ok, podjąłem takie ryzyko. Trudno. Ale po to są instytucje, które nad bankiem czuwają, żeby to nie bylo 100% w ciągu kilku lat, bo nie jestem graczem giełdowym (od tego są osobne przepisy) i mogę liczyć na działania tych instytucji, na których funkcjonowaniu się nie znam (interwencje walutowe, polityka monetarna, przyjęcie Euro itd.). Kredyt to nie rosyjska ruletka. Żadna instytucja państwowa nie dopuści do sytuacji, w której ryzyko oznacza nabój w komorze rewolweru przystawionego do

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto