Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Duszoszczypatielnyje, czyli wierność bez ślubu

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Pani Marta Jenner wybaczy, proszę, że podejmuję „psi” temat, kiedy jej tekst pt. "Psi żywot" jest aktualnie komentowany. Ale - to nie konkurencja. To się zdarzyło dzisiaj i musiałam…

„Uwieszona na drugim końcu psiej smyczy, nosi jak dawniej, przedwieczną damską torebkę, ale tej wielkiej, wypchanej, już nie.”

Takie zdanie zawiera moja opowiastka o dwojgu ludzi, o których losie zadecydowała wódka. Końcowy akapit niósł wprawdzie wątły płomyczek nadziei, ale nadzieja sobie, a życie sobie. Nie wszystko poszło dobrze, ale w dzisiejszej historii ważny jest trzeci członek tej rodziny, a mianowicie - pies.

Rasowy, jeden z najdłuższych jamników jakie w życiu widziałam, po wyjeździe Reni miewał kiepskie chwile, kiedy „tatuś” w pijanym widzie zapominał go wyprowadzić na spacer. Szczekanie i wycie rozlegało się czasem przez całą dobę; nic więc dziwnego, że w momencie wywiezienia nieszczęsnego alkoholika na przymusowe leczenie, pies został oddany do schroniska, a następnie - podobno przez kogoś przygarnięty.

R., właściciel jamnika, a bohater mojej opowiastki, po kilku miesiącach wrócił ze szpitala i prowadzi, pod życzliwym okiem rodziny oraz kuratora spokojne, uregulowane życie. Przyjmuje leki, jest człowiekiem fizycznie podupadłym, ale przecież normalnym i spokojnym.
- Wiesz - mówi kiedy mijamy się czasem - miałem psa i chyba muszę sobie znowu kupić, bo taki jestem sam. Renia już nie wróci.
- A jak zachorujesz, to co z psem zrobisz? - pytam.
- No niby tak, ale sama wiesz…

Wiem, bo mam Fumcię, która po kilku miesiącach od mojego wypadku, wróciła w domowe pielesze. Znowu jesteśmy we dwie, znowu wychodzimy na spacerki, znowu obwąchujemy się z zaprzyjaźnionymi pieskami i handryczymy z konkurentkami sikającymi na nasze terytorium.
I oto dzisiaj, wracając z porannej przechadzki, Fumcia pognała na trawniczek, gdzie w odrośniętej trawie zaczęła coś obtańcowywać i zachęcać do zabawy. „Coś” uniosło długi, smutny pyszczek, wyprostowało zębaty, wychudzony grzbiet, usiłowało dowlec się do drzwi i… padło bez sił w trawę.

Nie miałam wątpliwości - nawet stara, czerwona obróżka ta sama! Rubinek! Wymęczony, wychudzony, słaby, ale przecież ten sam, przywlókł się nie wiadomo po jakich perypetiach pod własna klatkę i spędził noc w trawie pod murem. Zapominając o swoich 4 piętrach pognałam na górę po karmę, którą nieszczęsne psisko żarło razem z trawą i poszłam po R.,
- Słuchaj! Rubinek jest na dole!
- Chyba żartujesz!
Zbiegliśmy oboje; Rubinek wylizywał miejsce po chrupkach, szukając dokładki; R. osłupiały w pierwszej chwili porwał go na ręce i… reszty powitania już nie potrafię opisać. Wracałam do siebie stawiając kroki ostrożnie, bo przed oczami wszystko mi się jakoś dziwnie zamazywało.
Czy ktoś prócz psa, potrafi być taki wierny?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto