Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziadek w Wehrmachcie, ojciec w Wehrmachcie, syn w Wehrmachcie

Redakcja
Okładka
Okładka Adam K. Podgorski
O sprawach, którym poświęcił swe najnowsze książki Alojzy Lysko, jeszcze kilkanaście lat temu, nie tylko na Śląsku, ale i w Polsce nie pisało się i nie mówiło.

A jeśli już, to tylko ukradkiem, półgębkiem, w zamkniętym i ścisłym kręgu rodzin i bliskich, zaufanych znajomych. Bo temat był i bolesny, i trefny politycznie. I takim pozostał, o czym świadczy przykład cynicznego wykorzystania dla celów politycznych wojennej przeszłości dziadka Donalda Tuska.

Rzecz bowiem dotyczy Ślązaków polskiego pochodzenia, siłą wcielanych w hitlerowską machinę wojenną. Na wojennych cmentarzach rozsianych po całej Europie, chociażby na
Monte Cassino, na polskim i niemieckim cmentarzu można odczytać śląskie nazwiska. Stali na przeciw siebie i strzelali do siebie ludzie z jednej niekiedy miejscowości, z jednej okolicy, z jednej ulicy. Czy chcieli tego? Nie, nie chcieli! Czy musieli? Musieli!

Kiedy kila lat temu, pracując nad „Wielką księgą demonów polskich” poznałem Alojzego Lysko, wielkiego specjalistę od duchów i duszków bojszowskich, nie wiedziałem wtedy jeszcze, ani nie przeczuwałem, jak sławną postacią jest w swojej małej ojczyźnie. Niektórzy nazywali go nawet „śląskim Szekspirem”. Kiedy się spotkaliśmy, a spotkanie to do dziś zachowuję w pamięci, opowiedział mi, że poszukuje mogiły swojego ojca, zabitego podczas wojny gdzieś na bezkresnych przestrzeniach dawnego ZSRR.

Teraz wiem, że grób ojca odnalazł. I że to wieloletnie pragnienie, ta synowska, wdzięczna pamięć o ojcu i bolesna tęsknota za nim zaowocowała książką niezwykłą „Duchy wojny. Dziennik żołnierski 1942 - 1944”.

Pierwszy tom zamierzonej trylogii, zatytułowany „W koszarach pod szczytami Alp”, przeczytałem jednym tchem. Bo jak napisał mi w dedykacji Alojzy Lysko: Tylko prawda jest ciekawa! A z kart tej książki bije najprawdziwsza prawda. Prawda o Ślązakach w Wehrmachcie. O Polakach, których przeklęte tryby wojny rzuciły właśnie w szeregi tej, jak wiemy obecnie, zbrodniczej formacji. O Polakach, którzy sami walczyli, albo których bliscy to czynili w powstaniach śląskich i na rozmaite sposoby angażując się w zmagania o polskość na Górnym śląsku. Potem, za tę przymusową, znienawidzoną służbę, w „wolnej” Polsce odsądzano ich od czci i wiary, nazywano zdrajcami i renegatami, wręcz wypędzono ze Śląska do Niemiec.

Kierowano się przy tym najlepszymi i sprawdzonymi metodami "ukochanego ojca narodów" - Stalina, który żołnierzy radzieckich, wziętych do niewoli, kiedy udało się im zbiec albo doczekali oswobodzenia, pędził do lagrów, karnych kompanii lub pod lufy egzekucyjnych oddziałów specjalnych NKWD.

Zadam powtórnie pytanie, pytanie podstawowe, zasadnicze, jedyne: czy polscy Ślązacy mogli nie pójść do niemieckiego wojska? Niech odpowie bohater książki Lyski, czyli jego ojciec, także Alojz. „Żona rychtowła waniynka do kompania Małego. Wejrzała na strona i sie mie pyto: - Alojz, a jakbyś tak niy poszeł do tego wojska, co by było? - Niy wiym, co by było. lepij takich pytań niy stawioj. Musiołbych sie ukrywać, a wos by wziyni do lagru i spalili (Bojszowianie znali już prawdę o nieodległym obozie śmierci w Auschwitz – przyp. AKP).

"Mie by wziyni, bo moja rodzina jest abgelynt. Jo jest niby Polka, ale katać by zawarli twoja głucho i kulawo matka i tego Małego? Pewnie by już musieli niy mieć ludzkiego sumiynio, jakby to zrobili”.

Hitlerowcy oczywiście ludzkiego sumienia nie mieli. Dlatego odpowiedź Alojzego jest jedna: - Jo po to jada na wojna, żeby wom życi ratować! A ty mie namowiosz, żeby jo wasze życi narożoł!
I poszedł Lojzik Lysko na wojna. I zginął.

Zanim skonał zmiażdżony przez tank, jak wielu przed nim, i wielu po nim, pozostawił po sobie okruchy pamięci, złożone z listów do rodziny, z relacji kamratów, ze wspomnień rodzinnych. Wszystkie je zebrał ówczesny Mały, obecnie Alojzy Lysko! I losy ojca ze swadą oraz wyobraźnią przedstawił w książce, do której czytania nikogo nie trzeba zachęcać.

Współautor artykułu:

  • Barbara Podgórska
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dziadek w Wehrmachcie, ojciec w Wehrmachcie, syn w Wehrmachcie - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto