Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ekstraklasa: mocne wrażenia nie muszą iść w parze z poziomem

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Polska liga wielokrotnie weryfikowała hipotezę, że mocne wrażenia nie muszą iść w parze z poziomem. Jednym z celów wprowadzonej w tym sezonie reformy jest to, żeby te proporcje wyrównać.

Porządek rzeczy został niby ten sam - wygrywać trzeba niezależnie od okoliczności, ale zgromadzony wysiłek został przecięty dwusieczną. Z punktu widzenia statystycznego obserwatora reforma ma sens, bo częściej może on przyjść na mecz, a rozstrzygnięcia nie są takie oczywiste. Z punktu widzenia lidera i zespołów z czołówki grupy spadkowej, których przewaga w normalnych okolicznościach pozwoliłaby na odsunięcie widma spadku, jest już gorzej. Są beneficjenci i ci, którzy na tym rozwiązaniu stracą - to było jasne. Ogólny warunek - żeby działo się więcej i liczba meczów o stawkę wzrosła, został spełniony. Pytanie, na kogo zostanie wystawiona faktura.

Dopiero końcówka sezonu pokaże, jak kluby wykorzystają powiększone kontury rozgrywek. Część zaproponowała nowe (wyższe) ceny biletów licząc, że publiczność i tak przyjdzie. Nie było kolejki, która przyciągnęła 100 tys. widzów (średnia dla całej ligi - 7 tys.), czyli tyle, ile pojawia się na trzech meczach Bundesligi. Ostatnia seria spotkań, w której trzy kluby wciąż walczyły o miejsce premiowane grą w grupie mistrzowskiej, zgromadziła na trybunach niewiele ponad 40 tys.

11 klubów współfinansują samorządy. Gdyby nie one, kancelarie komornicze zanotowałyby gwałtowny wzrost obrotów. Prezydenci miast najpierw wybudowali stadiony, potem wzięli się za pomoc w utrzymaniu ich użytkowników. W tym miejscu widać, jak duże rezerwy są przy dostosowaniu się drużyn (formalnie spółek akcyjnych) do warunków rynkowych. Brak inicjatywy w zachęceniu do odwiedzenia stadionu, kupienia koszulki meczowej i związania ze sobą publiczności na stałe muszą odbić się na wysokości przychodów.

Wiele mówiło się o tym, że większa liczba spotkań wymusi utrzymywanie szerszego składu. W skali makro - nie wymusiła, bo nie było za co. Poza górującą finansowo nad innymi Legią ławki rezerwowych są tak krótkie jak wcześniej. W meczu z Podbeskidziem Wisła Kraków nie była w stanie uzbierać 18-osobowej kadry meczowej. Trudno powiedzieć, na ile wskutek wydłużenia sezonu, a na ile dzięki podniesieniu własnych umiejętności mogli pokazać się w dłuższym wymiarze czasowym Dawid Kownacki, Michał Szewczyk i Daniel Dziwniel, najjaśniejsze postacie młodego pokolenia. Lechia Gdańsk większość sezonu grała dwoma nastolatkami na pozycji defensywnego pomocnika, wymagającej szczególnej odpowiedzialności. I znowu: z braku środków na drużynę czy z racji tego, że Pawel Dawidowicz i Przemysław Frankowski dorośli do zajmowanych przez siebie ról?

Co wyróżnia ten sezon, to wyścig o koronę króla strzelców z prawdziwego zdarzenia, z Polakami w rolach głównych. 20 bramek (dzieło Marcina Robaka) nie zanotowali w minionych latach Tomasz Frankowski i Robert Lewandowski. Rok temu najlepszy z posługujących sie polskim paszportem Bartosz Ślusraski uciułał 11 trafień. Przypadek regularnego jak kolejne publikacje Johna Grishama Marco Paixao studzi trochę zachwyty nad skokiem jakościowym napastników: w szkockim Hamilton wpisał się na listę strzelców 6 razy przez dwa lata, w słabym cypryjskim Ethnikosie - 15 (tyle samo, co w Śląsku). W ekstraklasie po prostu strzela sie łatwo.

Pięć punktów przewagi Legii na Lechem - dużo to i mało. Wystarczy jedna wpadka i z komfortu psychicznego zespołu Henninga Berga zostaną strzępy. Z drugiej strony: jedna wpadka i bufor nadal jest zachowany. Nie jest tak, że w co drugim wagonie warszawskiego metra można usłyszeć pytanie: "Widziałeś, jak wygląda Legia?". W jej grze są pewne automatyzmy, ale do zachwytu daleka droga. "Gramy tak dobrze, jak jesteśmy w stanie grać na dziś" - norweski trener sprawia wrażenia człowieka, który wie, co mówi. Legia za jego kadencji jeszcze nie przegrała (z Jagiellonią administracyjnie), a to już plus w porównaniu z jesienią, gdy trzy punkty dopisały sobie m.in. Lechia i Podbeskidzie.

Trudno oczekiwać, że Berg zbawi mistrzów Polski. Może za to ich ulepszyć. Raczej nie wywróci priorytetów, ale przyjrzy się zaniedbanym szczegółom. Michał Żyro po zmianie strony znowu przypomina inteligentnego skrzydłowego z szerokim wachlarzem zagrań, który potrafi wypieścić piłkę, dogrywając do partnerów na centymetry. Miroslav Radović niezauważalnie stał się najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii ligi. Szybko wprowadzony do drużyny Ondrej Duda znalazł swoje miejsce na boisku i coraz chętniej prezentuje wyszkolenie w tej szerokości geograficznej niespotykane. - Mamy wiele do poprawy, ale wciąż wygrywamy. To dobra wiadomość - kwituje Berg. Bo co po stylu, jeśli nie byłoby wyników? Ładna dla oka gra, okraszona ponad 60 proc. posiadaniem piłki zaprowadziła Cracovię na dziewiąte miejsce w tabeli, a trenera Wojciecha Stawowoego skonfliktowała z właścicielem.

Jakichkolwiek prognoz się nie trzymać, wszystko jeszcze możliwe. Tego nie można było powiedzieć po 30. kolejkach poprzedniego sezonu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto