Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Episkopat jak PZPN

Paweł Janus
Paweł Janus
Czy tylko ja dostrzegam podobieństwo Episkopatu Polski do PZPN? Zastanówmy się...

Episkopat Polski poinformował swojego czasu Stolicę Apostolską, iż problem współpracy księży katolickich z aparatem bezpieki z czasów PRL został rozwiązany i już nie istnieje. Podobnie zresztą, jak PZPN informował, że korupcji już nie ma. Czy tylko ja dostrzegam podobieństwo do PZPN? Dwa siostrzane związki. Można powiedzieć - bliźniacze. Czy są w Polsce dwie inne instytucje, które łączy tak wiele?

PZPN - wiekowa instytucja - w Polsce niemal od początku istnienia kultu piłki nożnej. Skupia miliony ludzi deklarujących miłość do piłki, tysiące działaczy i setki prezesów. PZPN jest organizacją, która praktycznie nie ma nad sobą zwierzchnictwa państwa. Rządzi się własnymi prawami a nad nim stoi potężna organizacja europejska i światowa z prezesem na czele. Zajmuje się organizacją rozgrywek, sprzedażą transmisji i szerzeniem idei, propagowaniem piłki. Raz na jakiś czas organizuje piłkarskie święto w postaci finału Ligi Mistrzów albo Pucharu Zdobywców Pucharu. Raz na 4 lata odbywa się organizowany w różnych punktach świata zjazd młodzieży na kolejnych Mistrzostwach Świata.

Co mniej istotne mecze odbywają się zazwyczaj w weekend, kibice przychodzą i modlą się na stadionach o zwycięstwo swojej drużyny. Interesy kibiców oczywiście nie zawsze są zbieżne, toteż niektórych modlitwy są wysłuchane, innych nie. Celem każdej drużyny jest trafienie do "piłkarskiego raju" jakim jest wygranie rozgrywek.

Państwo wspiera PZPN budując stadiony, finansując wiele działań, które PZPN potem przypisuje sobie (szkółki, propagowanie piłki - Orliki). Stawiane za miliardy podatników stadiony wykorzystywane są oczywiście później przez PZPN, który ma monopol na organizowanie rozgrywek na nich.

Organizacja PZPN jest quasi demokratyczna, bo rządzą nią tylko ludzie związani z piłką nożną. Szeregowy kibic piłkarski nie ma praktycznie żadnego wpływu na losy organizacji. Jak mu się nie podobają przekręty, to może co najwyżej na mecz nie przyjść i telewizji nie oglądać. Wolna droga. Są inne dyscypliny. Chyba, że dysponuje ponadprzeciętnymi środkami pieniężnymi, to już może jakąś drużynę w Toruniu kupić, jakiś stadion wyremontować, założyć Radio Piłka, kilka głosów pozyskać i zaczyna choćby nieoficjalnie w tym światku sporo znaczyć i krytykować nawet szefa PZPN. Nie mniej zasada jest taka, że organizacją kierują jedynie leśne dziadki - działacze, sędziowie i trenerzy - zazwyczaj w podeszłym wieku i piłkę znający z czasów Kazimierza I Deyny.

PZPN jest w gruncie rzeczy bardzo szowinistyczny. Kobiety nie mają wstępu na salony. Prezesem nie była kobieta (nie wiem czy tak jest w statucie) i nie przypominam sobie, aby kobieta została delegatem. Kobiety odsunięte są także od sędziowania meczy drużyn męskich. Co prawda wpuszcza się je na stadiony, nawet zachęca, ba, nawet organizuje drużyny pań i rozgrywki, ale traktowane są one z przymrużeniem oka jako taki egzotyczny dodatek. Kobiet na działaczy się nie wyświęca.

Prezes wybierany jest na zjeździe na okres kilku lat. Można powiedzieć, że to państwo w państwie bo ewentualne wprowadzenie do organizacji kuratora wiązałoby się z ostrym sprzeciwem europejskiej federacji na taki gwałt na wolności i suwerenności związku. Z tego też powodu, wszelkie przekręty, nieuczciwości i brudne uczynki muszą być napiętnowane i sprzątane w zamkniętym kręgu działaczy, a że większość z nich to ludzie starzy, bez wizji i nie potrzebujący rewolucji, więc to rozwiązywanie polega najczęściej na oświadczeniach, że wszystko jest OK. Gdy kibice, rękami prokuratury, stawiają zarzuty, że w organizacji dzieje się źle, to "leśne dziadki" do upadłego trzymają się zasady "dopóki za rękę nikogo nie złapali" i "kto jest bez grzechu...". Ręka rękę myje.

Konsekwentnie z szeregów związku eliminowani są ci, którzy z tego typu polityką się nie zgadzają. Powszechny ostracyzm wobec co odważniejszych działaczy skutkuje konserwowaniem chorego układu. Gdy prokuratura przedstawiła zarzuty Dariuszowi W. cały świat leśnych dziadków stanął za nim murem. Gdy Dariusz W. postanowił się przyznać i sypać, natychmiast go ukarano odebraniem wszelkiego rodzaju przywilejów. Innymi słowy póki trzymał mordę na kłódkę, było OK. Gdy postanowił jednak nie kryć przestępców - już OK nie było.

Organizacja od lat znana jest z tego, że szeregowego piłkarza za odepchnięcie przeciwnika potrafi ukarać wykluczeniem z kilku kolejnych meczy, natomiast za jawne drukowanie spotkań przez przestępców w czarnych uniformach i gwałt na przyzwoitości, nagradza się często sędziowaniem w kolejnych spotkaniach wyższej rangi.

Ale kibiców właściwie nie ubywa. Stadiony pełne i wszyscy zadowoleni. Tylko, że chyba coś tu nie tak. Nie zdarzyło się, aby środowisko samo wskazało osobę winną lub podejrzaną o nieuczciwość. Co najwyżej odsunie się ją od prowadzenia meczy lub przesunie do innej ligi lub innej drużyny (w przypadku trenerów), czasem awansuje. Kibice niekiedy protestują, ale co mogą? Podrzeć bilet i powiedzieć, że na takie mecze to oni chodzić nie chcą. A leśne dziadki i tak mają to gdzieś, bo oni się wyżywią. Za chwilę państwo za publiczne pieniądze wybuduje kolejny stadion, odda pod użytkowanie kolejne tereny w imię rozwoju młodzieży. Może pojawi się jakaś wybitna postać, która rozrusza znowu ten interes na jakiś czas - jak jakiś Franciszek "Franz" Beckenbauer. I nic się nie zmieni.

Bo komu na tym zależy?
Mi?

Paweł Janus
Poznań

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto