Federer zdobył Paryż

30-letni Federer, który zapisał się złotymi literami na kartach historii tenisa, jeszcze przed rozstrzygnięciem niedzielnego pojedynku do listy swoich imponujących osiągnięć mógł dopisać, że został pierwszym zawodnikiem, który grał w finale wszystkich dziewięciu turniejów Masters.

Może właśnie ta świadomość pomogła byłemu liderowi rankingu w nadzwyczajnej mobilizacji w początkowej fazie meczu. Jego gesty, mimika, nie zdradzały najmniejszych oznak zdenerwowania czy niepokoju. Kiedy było trzeba zwalniał, innym razem przyspieszał, jak za najlepszych lat miał nieskończoną ilość pomysłów na zakończenie akcji. Na wygranie pierwszych pięciu gemów potrzebował niewiele ponad 20 minut. Bezradny Tsonga nie mógł znaleźć sposobu na arytmię gry rywala, brakowało mu regularności, zawodziło pierwsze podanie. Po meczu przyznał, że zaskoczyła go agresja w grze Szwajcara i energia, jaką od pierwszych piłek włożył w to spotkanie.

Francuz przebudził się dopiero w drugim secie. W końcu zaczął punktować serwisem, sprawniej poruszał się po korcie, wróciła mu wiara we własne umiejętności. Przy stanie 3:2 i 4:3 był o krok od przechylenia szali na swoja korzyść, ale nie wykorzystał ani jednego z wielu break-pointów. Federer nieco przybladł w porównaniu z fantastycznym początkiem, ale nie drżała mu ręka przy najważniejszych piłkach. W tie-breaku szybko zdobył czteropunktową przewagę i spokojnie kontrolował sytuację. "Nie mogę być bardziej szczęśliwy. Wiele razy przyjeżdżałem do hali Bercy i z nieznanych nawet mi przyczyn nie mogłem tu wygrać. To dla mnie szczególne zwycięstwo" - powiedział Federer, który zrewanżował się Tsondze za bolesną porażkę w ćwierćfinale Wimbledonu.

To 68. wygrany turniej w karierze Szwajcara, trzeci w tym sezonie. Poprzednio triumfował w styczniu w Dausze i przed tygodniem w Bazylei.

Obaj tenisiści mają zapewniony udział w kończącym sezon ATP Word Tour Finals w Londynie.

Źródła cytatów:
Oficjalna strona turnieju