Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Galgenberg” Agaty Dudy-Gracz – w oparach absurdu

Adrianna Adamek-Świechowska
Adrianna Adamek-Świechowska
Krzysztof Piątkowski w spektaklu "Galgenberg"
Krzysztof Piątkowski w spektaklu "Galgenberg" Materiały prasowe
Agata Duda-Gracz dokonała autorskiej adaptacji wybranych wątków z dramatów belgijskiego pisarza Michela de Ghelderode`a w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, ukazując piekło życia pod mikroskopem.

Inscenizacja zaprojektowana przez reżyserkę młodego pokolenia, Agatę Dudę-Gracz, nie daje miłego doświadczenia obcowania z pięknem, z jakim zwykło się kojarzyć sztukę. Współczesny teatr zdążył już jednak oswoić widza z awangardową formą, która przemawia nowym językiem. Zadomowił się już do tego stopnia, że teatr absurdu można już określać mianem klasycznego. Obraz sceniczny, zrealizowany pod tytułem Galgenberg oparty na motywach sztuk Michela de Ghelderode`a, nosi znamiona tego gatunku, ale zarazem przybiera oryginalną postać na skutek artystycznych zabiegów, przywołujących tradycyjne formy dramatu. Wybrane wątki z utworów Mroczny gość, Wędrówki mistrza Kościeja, Kobiety u grobu, Panna Jair składają się na ciąg scen, które spaja niepodlegająca zmianom scenografia, zainspirowana malarstwem Breughla.

Scena Miniatury wprowadza w ciemną otchłań podziemnego świata, w którym znalazły się zużyte rzeczy, tworzące przestrzeń chaosu, brudu i zagrożenia. Tytuł przywołuje atmosferę Szubienicznej Góry, dominującej nad Marolles, miastem Breughela. Poszczególne rekwizyty, jak wanna, wózek, maglownica, biurko, będące przedmiotami użytku cywilizacyjnego, nie pełnią swej właściwej funkcji, legły w bezładzie. Jednolitość czerni i szarości kostiumów oraz scenerii uwidacznia skrawek życia o tonacji niezwykle ponurej. Mdłe światło wydobywające z ciemności pokraczne istoty ludzkie tworzy atmosferę ciężką, dziwaczną, odsłaniającą ohydę sponiewieranych figur. Zharmonizowanie oprawy muzycznej z efektami świetlnymi, wprowadzającymi niepokój i grozę oraz naturalistyczną scenografią potęguje odczucie dramatu egzystencjalnego człowieka, obrazuje okoliczności jego upadku.

Targane niskimi emocjami, przede wszystkim strachem, agresją i nienawiścią nieszczęsne figury zostały napiętnowane grzechem. Trudne zadania aktorskie stanęły przed Martą Konarską, Tomaszem Międzikiem, Rafałem Dziwiszem, Maciejem Jackowskim, Sławomirem Rokitą, a zwłaszcza wykonującym akrobacje Krzysztofem Piątkowskim. Wymagały one ekspresywnego odgrywania kilku różnych postaci pozbawionych indywidualnego charakteru, manekinów poruszanych podstawowymi instynktami swej małej ludzkiej natury. Zgangrenowani reprezentanci ludzkości bezwiednie zadają ból, gwałcą, rabują, mordują. Wulgarność dialogów podkreśla znikczemnienie istot, których szlachetne wizje czy idee, na przykład religijne, jeśli kiedykolwiek zaprzątały ich dusze, zostały strywializowane, unieszkodliwione. Zrozpaczone towarzystwo paraliżuje strach przed śmiercią, którą bezwolnie sprowadzają na swych bliźnich. Użalanie się nad swym losem nie objawia perspektywy odrodzenia, odbicia się od dna.

Spektakl maluje obraz zepsucia wyjątkowego, odrażającego, skupia jak w soczewce zło, którego sprawcą jest człowiek. Widz patrzy na tę rzeczywistość przez soczewkę zakopconą pesymizmem i ulega odczuciu podłości egzystencji. Pełna dysonansów gra wszystkich artystów wyprowadza z równowagi. W konsekwentnie realizowanej całości znać zamysł reżyserki, prowadzący w stronę moralitetowych odczytań, odmiennych jednak zasadniczo od prostoty średniowiecznych przekazów. Dreszcze przerażenia i poczucie niesmaku wobec zainscenizowanych zdarzeń otwierają na duszę chorego człowieka, wyciągającego nad grobem zrozpaczone dłonie, ale niezdolnego do modlitwy przynoszącej ukojenie. Jego wołanie z głębokości nie ma wymiaru pokutnego, odbywa się w metafizycznej pustce. Bohaterowie od początku do końca pozostają kanaliami.

Najlepsza pod względem scenicznego wyrazu jest bez wątpienia scena finałowa, gdy ciała uciszonych przez śmierć bohaterów pokrywa piasek. Harfa utworzona przez strugi złotych ziarenek przywołuje nieobecną w przestrzeni Wyższą Instancję, którą Jan Kasprowicz, kreśląc ziemski padół łez i grzechów, postrzegał jako Nieśmiertelnego obojętnie „proch gwiazd przesypującego w Swej klepsydrze złotej”. W wyciszeniu tej sceny widz nie doznaje oczyszczenia. Zdaje się ona unicestwiać biblijną perspektywę. Jednak finał tańca śmierci nie uchyla iskierki nadziei - z ciemności wyłaniają się snopy jasnego światła.

Spektakl Galgenberg przynosi uznanie dla wykonania dramatycznych scen oraz artystycznej realizacji spełniającej zamierzenia inscenizatorów. Demaskuje właściwe źródła nieszczęść ludzkich, decydujących o sponiewieraniu godności człowieczej.

Galgenberg, na motywach sztuk Michela de Ghelderode, adaptacja i reżyseria Agata Duda-Gracz, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, premiera 26 V 2007 r., recenzja spektaklu z 23 I 2013 r.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto