Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Heineken Open'er Festival 2011. Kto jeszcze pokazał klasę?

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
MIA
MIA Tomek Kamiński/Opener
Wracając na chwilę na Babie Doły przypomnę teraz o występach z jubileuszowej edycji Heinekena, które na pewno będziemy wspominać.

Tych dobrych koncertów było sporo w ciągu czterech dni. Przodował namiot, w którym nie grały te największe - przynajmniej zgodnie z medialnym zainteresowaniem i komercyjnym powodzeniem - zespoły. Publiczność doskonale wiedziała, czego się spodziewać, a muzyka brzmiała zaskakująco dobrze. Technicznie i estetycznie rzecz ujmując.

Do takich zespołów zaliczyć warto Caribou - Daniel Snaith przyszykował wydarzenie muzyczne dość podobne do tego, z którym wystąpił w Barcelonie. Bardziej niż Poeblo służyła mu jednak zamknięta, "kameralna" atmosfera namiotu, w którym światła zamiast się rozpraszać, kumulowały się w tęczowym spektrum, a dźwięk miał optymalnie dużo miejsca do wykorzystania, nigdzie nie uciekając. Słuchanie "Odessy" i "Lalibeli" po raz kolejny sprawiało dziką przyjemność, nie wspominając już nawet o jak zwykle brawurowym wykonaniu "Sun" na bisy. Po każdym spotkaniu z ostatnią płytą Caribou mam wrażenie, że znaleźli oni optymalną recepturę na muzykę taneczną XXI wieku, ślizgającą się między psychodelicznym disco a minimalistycznym techno. Publiczność ich za to uwielbia. Pozytywnie zaskoczył też entuzjazm Davida, który kilkukrotnie podkreślił, że od dawna czekał na okazję do zagrania na Openerze.

W kategorii tanecznych koncertów nie można odmówić uroku The Asteroids Galaxy Tour, którzy umiejętnie zagrali posiadanymi kartami (raptem jeden album). Mette jest śliczna i śpiewa nie gorzej niż na płytach, brakuje tylko odrobiny kokieterii w jej kontakcie z publicznością do uzyskania perfekcyjnej maniery popowej, stylowej wokalistki. Przyjemnie rozegrane połączenie tanecznych petard (z obowiązkowym "Golden Age" i "Push the Envelope" gdzieś w środku zestawu) i sporadycznie wolniejszych utworów, okraszonych stylową sekcją dętą i fajnymi pianinami, a do tego cekinowe ubrania muzyków jakoś - przypadkiem lub zamierzenie - świetnie wpisały się w klimat wieczora, w którym wystąpić miał Prince.

Nie porzucając kategorii ani miejsca, nie można zapomnieć o Cut Copy i Chromeo - dwóch składach proponujących różne podejście do popu. Cut Copy zagrali odrobinę przekrojowo, zapoznając publiczność na zmianę ze starociami z pierwszej płyty i świeżymi kompozycjami. Nie porwali mnie jednak - nawet "Hearts on Fire" i "Going Nowhere", płytowe pewniaki, zabrzmiały odrobinę za blado. Przekonałam się jednak o tym, że nie są już małym zespołem, którego płytami zaskakiwałam znajomych kilka lat temu. Teraz ściągają setki fanów, którzy znają ich teksty na pamięć.

Heineken Opener Festival 2010 rozpoczęty! Za nami już pierwsze koncerty!

Bez dwóch zdań natomiast świetnie wypadli Chromeo, którzy bez żadnego zadęcia, bez gwiazdorstwa i w klasycznie dwuosobowym składzie otarli moje łzy po ogromnym rozczarowaniu, jakim była M.I.A. Skoro już przy niej jesteśmy, pozwolę sobie na krótką dygresję. Artystka z kilkoma atrakcyjnymi koleżankami zaatakowała scenę i pozornie miała na to pomysł - zaangażowane wizuale zamiast oklepanej kamery, tłum fotografów na scenie, hiciarskie uderzenie - zaczęła "Galang", po chwili dorzuciła "Airplanes". Przypomniały mi się opinie, że to optymalny dla niej czas - jest u szczytu sławy i artystycznych możliwości i w sumie całkiem nieźle wyszło, że przyjechała teraz po raz pierwszy. A później, po kilkudziesięciu minutach, słychać już było doskonale, że z tej sztucznej papki, udawanego entuzjazmu, ledwie-ledwie energii nic już się wykrzesać nie uda. Słabizna, ku wielkiemu zaskoczeniu.

Na szczęście nie był to koniec i zostali nam Chromeo - skuteczny lek na wszystkie problemy. W ich wypadku trochę klawiszy, vocoder i gitara ustawiły koncert. Było nas sporo i łatwo daliśmy się porwać temu syntetycznemu szaleństwu popu. Tu też zaczęło się dla mnie obiecująco "Tenderoni", a z każdą minutą było tylko lepiej - ani chwili zawahania przy "Night by Night", "Momma's Boy" czy "Needy Girl", kaskady banałów, świetnie napisane, pozbawione zadęcia i pretensji do wielkości, zabawne i pełne ironii utwory w stylu lat 80tych i 90tych.

Do pozytywnych zaskoczeń zaliczyłabym także bardzo przyjemny koncert Two Door Cinema Club. Czystego indie rocka staram się przeważnie unikać, tych młodzieńców wyróżniają jednak liryczny element, niepretensjonalny wokal i całkiem ładne melodie.

Pozostali jeszcze D4D, którzy mnie zachwycili obleśnym dowcipem, rozpustnymi anegdotami schowanymi w utworach, absurdalnymi zdjęciami i bardzo "zachodnim" - o ile w ogóle musimy jeszcze się w taki sposób porównywać - podejściem do grania syntetycznego popu. Słuchacze nie dawali im zejść, podśpiewywali i tańczyli z wyraźną aprobatą do serii hitów - nowe oblicze trójmiejskiego zespołu porzuciło fetysz stroju na rzecz kapitalnych kompozycji. Jestem za!

Na koniec wypadałoby pochwalić Chapel Club za ładny, choć zdecydowanie za krótki koncert, popis zgrabnych gitar i bardzo brytyjskich wokali. Ukłonem w stronę publiczności miała być anegdota o ich pierwszym fanie, który był Polakiem. No tak, w końcu kapela pochodzi z Londynu...

Sadystycznie mogłabym się wyżywać nad These New Puritans, bezpieczniej będzie ich jednak ominąć szerokim łukiem. Poszłam posłuchać, dając im jeszcze jedną szansę odbicia się po porażce na Offie. I niestety, wyszłam skołatana ich wymuszonym, pretensjonalnym graniem. Straszny chaos.

Znudzili też British Sea Power - nawet deszcz, który sprosił wszystkich na ich koncert, nie uratował atmosfery. W ich przypadku było to jednak łatwe do przewidzenia.

Wciąż nie mogę się zdecydować co do Paristetris. Jak ich lubię, za fantazję, za umiejętności, za błysk szaleństwa i fenomenalną wokalistkę, tak nie do końca wciąż godzę się z ich eksperymentatorską odwagą. Trochę mnie ten koncert zachwycał, trochę męczył w rezultacie. Absolutnie polecam jednak ich nowy singiel - z teledyskiem, który jak na razie ekskluzywnie pokazano na Openerze, później zobaczyć go będzie można podczas kolejnej edycji Se-Ma-For Film Festiwalu we wrześniu w Łodzi. A nadchodzącej płyty trochę się boję...

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Heineken Open'er Festival 2011. Kto jeszcze pokazał klasę? - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto