Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Izabella Skrybant-Dziewiątkowska: Patrzę pozytywnie na świat

Redakcja
Izabella Skrybant-Dziewiątkowska podczas koncertu w Muzeum Miasta Łodzi
Izabella Skrybant-Dziewiątkowska podczas koncertu w Muzeum Miasta Łodzi Adam Sęczkowski
W wywiadzie z wokalistką Tercetu Egzotycznego dowiecie się m.in. o jej pierwszych krokach na scenie, przygodzie z aktorstwem, miłości. Artystka zdradzi również jak zarobiła pierwsze pieniądze i swój przepis na młodość.

Pani Izabello, przeczytałem, że w latach 1961-1964 była Pani solistką Operetki Wrocławskiej. Co skłoniło Panią do wyboru zupełnie innego repertuaru?
- Byłam przygotowana muzycznie z moim głosem - mezzosopranem, a dyrektorem w tym czasie była Beata Artemska. Z kolei Zbyszek Dziewiątkowski
tworzył duet z Witoldem Antkowiakiem. I Szymon Szurmiej powiedział mu tak: „Słuchaj, weź dziewczynę do zespołu. Jak tak dalej pójdzie to długo nie pośpiewacie, dwóch facetów, tu taką fajna dziewczynę mam w operetce, przyjdź, zobacz”. Zbyszek pojawił się na wspomnianej premierze, zobaczył mnie, zachłysnął się, zachwycił i zaproponował mi współpracę. Ja zawsze czułam estradę. Chodziłam do szkoły muzycznej, udzielałam się w MDK, występowałam na estradzie. Czułam że to jest właśnie to. Poszłam do mojej starszej koleżanki, obecnej w tym czasie dyrektor- Beaty Artemskiej. Ona powiedziała mi: „Słuchaj Iza, jako solistka to jeszcze z 10 lat pośpiewasz mezzosopranem, a Ty byś się bardzo sprawdziła w tych rytmach, w tej muzyce, i że ….-Dziewiątkowski- oni są bardzo popularni. To jest duża szansa dla ciebie, zrobienie dużej kariery- czego Ci bardzo życzę. Jeżeli Ci się nie poszczęści to cię przyjmę z powrotem”.

Nie żałuje Pani, że wybrała tę drogę?
- Nie żałuję; raz że wybrałam tę drogę, drugi raz że poznałam Zbyszka Dziewiątkowskiego i było cudownie. Jakbym cofnęła czas - to samo bym zrobiła.

W roku 1964 roku zadebiutowała Pani na dużym ekranie grając u Wojciecha Hasa w „Rękopisie znalezionym w Saragossie”. Czy nie kusiła Panią kariera aktorska?
- (śmiech) Kusiła mnie, kusiła i nawet pewne epizody to jeszcze w innych filmach zagrałam np. „Ubranie prawie nowe”, tylko że jak poszłam na film i „kichnęłam”, to nie mogłam na ekranie siebie odnaleźć, chociaż kręciłam przez 3 dni dwie sceny i to mnie tak trochę zniechęciło. Być może gdyby mnie Dziewiątkowski nie porwał, to może, może… Miałam dużo propozycji i eksperci uważali, że jestem dosyć zdolna.

A jednak muzyka wygrała.
- Od dziecka muzyka była w domu, ponieważ mój ojciec był organistą, chóry kościelne - poza kościelne, muzykowanie, nas była piątka w domu, każde z dzieci grało na instrumentach, więc muzykę miałam zakorzenioną bardzo głęboko.

W zespole śpiewają Pani dwie córki: Anna Dziewiątkowska-Trębska i Katarzyna Dziewiątkowska. Proszę opowiedzieć, czy córki mają u Pani jakąś taryfę ulgową?
- Nie, nie. To raczej mi córki narzucają trochę podnoszenie poprzeczki, zwłaszcza Kasia. Gdy nam męża zabrakło to wiadomo, że szukałam pomocy, a Kasia jest po Akademii Muzycznej we Wrocławiu, na Kompozycji i Teorii Muzyki, więc muzycznie stoi bardzo mocno, pomaga mi w wielu sprawach, w przygotowaniu płyt, w zgrywaniu, w doborze repertuaru. Jestem bardzo posłuszna, bo córki mają młode ucho, młode oko, młody gust. I to się dzięki temu bardzo sprawdza. Ta ostatnia płyta „Pijmy za miłość” ma olbrzymie powodzenie i bardzo dobrą recenzję.

Chciałbym tutaj przekazać prośbę mojej znajomej - poprosiłbym o przepis na młodość. Wciąż podejmuje Pani nowe wyzwania, tryska energią i humorem. Jak Pani to robi?
- Ja myślę, że… przede wszystkim tak: jak wstaję rano to jak lewą nogą, to mówię: „oj Izabela, nie lewą nogą- prawą. Wróć, prawą nogą wstań”. I na dzień dobry, żeby od razu nie narzekać. Staram się patrzeć pozytywnie na ludzi, nie przyczepiać się do byle czego. Wszyscy są piękni i tak chcę patrzeć na ludzi. Ja też nie jestem ideałem, i każdemu z nas coś można zarzucić. Nie ma ludzi bez wad. Generalnie patrzę pozytywnie na świat, a poza tym ja odbieram wielką życzliwość od ludzi. Zwłaszcza po śmierci męża, to czuję, że jestem otoczona taką cudowną miłością. To dodaje skrzydeł, dodaje mi energii. Dużo ruchu, dużo uśmiechu, dużo zabawy, dużo pogody ducha i dobrej energii, pozytywnej energii. To gwarantuje długowieczność.

Wiele piosenek z Pani repertuary jest wciąż popularnych i słucha je z przyjemnością już chyba drugie, trzecie, albo nawet czwarte pokolenie.
Jak to jest, że po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach od premiery, te przeboje nic a nic się nie zestarzały?
- Nie wiem, czy Pan zauważył, nie zestarzały się, bo staram się nawet te najstarsze odmładzać poprzez nowe aranżacje, ażeby miały dawny klimat, a zew współczesnego ducha.

Chociażby przykładem było dzisiaj „Pamelo żegnaj” w nowej aranżacji.
- W nowej aranżacji, z dołączonym chórkiem i dużą ilością dźwięków gitar.
Teraz pytanie troszeczkę z innej kategorii. Pamięta Pani w jaki sposób zarobiła Pani swoje pierwsze pieniądze?
- Oj pierwsze pieniądze.. w ogóle pierwsze?

Tak
- Tu się Pan zdziwi. Moje pierwsze pieniądze zarobiłam jako modelka. Tak. Byłam ponoć bardzo ładną dziewczyną- tak mi wszyscy mówili. Reklamowałam zegarki.

Czy to w Polsce?
- W Polsce, we Wrocławiu. To były moje pierwsze pieniądze zarobione. Dorabiałam także dzięki uczęszczaniu na zajęcia w MDKu, gdzie chodziłam w latach Szkoły Muzycznej. Śpiewałam z siostrą i koleżanką w Trio „Melodia”. Występując do czasu do czasu z tym zespołem, dostawałyśmy 10- 20 zł za koncert. To było dla nas bardzo dużo jak na tamte czasy, ech jakie to były duże pieniądze…

Co przynosi Pani największą radość?
- Największą radość.. Przyznam, że bardzo często płaczę, ponieważ się smucę nawet jak zobaczę skaleczonego kota. Największą radość sprawia mi widok szczęśliwych, uśmiechniętych ludzi.

Czy czerpie Pani energię z publiczności?
- Z publiczności - tak, oczywiście. Jak wychodzę na scenę i widzę tłumy ludzi, nieraz jestem zaskoczona. Ja bardzo poważnie traktuję każdy swój występ i naprawdę chciałabym, żeby ludzie podczas koncertu byli zadowoleni, bo przychodzą specjalnie dla mnie. Niejednokrotnie publiczność wstaje z miejsc – to wspaniałe. Kocham jak są ludzie szczęśliwi, zadowoleni - to mi dodaje energii. Nie lubię biedy, nie lubię nieszczęścia. Chciałabym, tak jak ksiądz w mojej parafii mówił, za żywota uświęcić wszystkich, co nie zawsze mi się udaje, ale przynajmniej pracuję nad tym, żeby nie być złośliwą, zawziętą, „zazdrosną babą”. Jak wszyscy są szczęśliwi wokół mnie - to ta atmosfera zaraża mnie i również daje radość i szczęście.

Czego na zakończenie tej rozmowy mogę Pani życzyć?
- Zdrowia. Tak - zdrowie jest, było i będzie najważniejsze. Proszę mi również życzyć, żeby publiczność kochała mnie tak jak do tej pory. Jeśli tak będzie,
to na pewno jeszcze trochę pośpiewam.
W takim razie tego życzę i dziękuję najmocniej za miła rozmowę.
- Dziękuję.

Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto