Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jacek Kawalec: Dziś internet jest jedną wielką randką w ciemno

Redakcja
Jacek Kawalec
Jacek Kawalec Fot. Adam Sęczkowski
Jacek Kawalec o "Randce w ciemno", czasach PRL w filmie, rolach w teatrze i śpiewaniu Szekspira - w wywiadzie dla Wiadomości24.pl

Adam Sęczkowski: Skończył Pan Wydział Aktorski PWSFTviT w Łodzi. Jak wspomina Pan moje miasto?
Jacek Kawalec: Łódź wspominam wspaniale. Przeżyłem w tym mieście cztery bardzo ciekawe lata mojego życia. Poznałem wspaniałych ludzi, którzy wpłynęli na mój los. Zresztą zawsze miło wspomina się młodość, zwłaszcza w pewnym wieku, gdy człowiek zaczyna zbliżać się do smugi cienia. Niedawno skończyłem 51 lat. Miło wrócić pamięcią do tamtych lat, mimo że były to lata siermiężnego PRL-u i wszystko było szaro bure. W Łodzi jednak o kolorze miasta decydowało to jacy ludzie w nim żyli.

Pamiętam jak z wypiekami na twarzy oglądałem serial Zmiennicy, w którym zagrał Pan Cinkciarza pod hotelem "Victoria". Jak wspomina Pan czasy PRL?
-Kiedy ja dzisiaj mojej 26-letniej córce i 14-letniemu synowi puszczam Misia czy Zmienników to oni mówią: Ale jaja, ale wtedy było śmiesznie. Zgadzam się. Taki mistrz jak Bareja potrafił te czasy pięknie sfilmować. Pamiętam jednak jak wtedy oglądałem te filmy to miałem wrażenie, że widać w nich strasznie dużo szwów. Dzisiaj te szwy tak pięknie się zestarzały, że są po prostu wspaniałe. Możliwość zagrania epizodu w Zmiennikach to była dla mnie olbrzymia przygoda, a poznanie Stanisława Barei to był dla mnie zaszczyt.

"Randka w ciemno"

Miliony Polaków kojarzą Pana osobę jako prowadzącego kultowy program Randka w ciemno. Ciekawi mnie czy jako młody mężczyzna chodził Pan na taki rodzaj randki?
- Nie. Zawsze wiedziałem, z kim się spotkam i albo wybierałem dziewczynę, z którą szedłem na randkę, albo byłem wybierany.

W Randce w ciemno można było wygrać wycieczkę zagraniczną, co dla wielu osób kojarzyło się luksusem, na który mało, kto mógł sobie pozwolić. Część uczestników zgłaszała się do programu nie ze względu na możliwość poznania drugiej osoby, ale właśnie dla nagrody. Zna Pan pary, które po udziale w programie wstąpiły w związek małżeński?
- Tak. Byłem nawet na ślubie jednej z nich. Wiem, że kilka takich par związało się na dobre i mają dzieci. Przyznam jednak, że twórcy programu nie mieli za cel osiągnięcia jakiś rewelacyjnych wyników matrymonialnych. Pamiętam, że byłem na takich szkoleniach w Londynie i przyglądałem się produkcji Blind Date, bo tak się tam ten program nazywał. W Wielkiej Brytanii trochę lepiej się przykładano do kwestii swatania par. Research był taki, że uczestnicy byli dobierani tak, by pochodzili z tych samych okolic. Dzięki temu, po programie znajomość miała szansę na kontynuację. W Polsce nierzadko zdarzało się, że chłopak był spod Rzeszowa, a dziewczyna ze Szczecina, a więc szanse powodzenia takiej znajomości były dość małe. To nie były czasy Internetu, czy takich wynalazków jak facebook czy skype.

Program zniknął z anteny w 2005 roku, kiedy triumfy święciły programy reality-show. W ostatni weekend rozmawiałem ze znajomymi, którzy stwierdzili, że chętnie by obejrzeli unowocześnioną "Randkę w ciemno". Czy podjąłby się Pan prowadzenia programu?
- Gdyby pojawiła się taka propozycja może zaryzykowałbym prowadzenie, choć kilku programów Randka w ciemno w ramach zabawy, ale czy zdecydowałbym się na dłuższe pełnienie takiej roli? Nie do końca jednak wiem czy ten program miałby rację bytu. Dziś internet jest jedną wielką randką w ciemno. Nigdy nie wiadomo czy osoba na tweeterze, czy facebooku po drugiej stronie jest tą, za którą się podaje. (śmiech).

Teatr

Spotkaliśmy się na kilka minut przed przedstawieniem Andropauza 2, w którym odgrywa Pan rolę komediową. W monodramie "Ta cisza to ja" wciela się Pan w postać alkoholika, który stracił wszystko. Odgrywanie ról komediowych i poważnych świadczy o dużym kunszcie aktorskim. Które gra się Panu trudniej?
- Moja rola w monodramie jest tragikomiczna. Widzimy faceta, który kiedyś grywał Hamleta, Papkina czy Kordiana, a teraz stracił wszystko, mieszka na dworcu i jest kloszardem, który żeby zarobić na piwo odstawia show na ulicy. W sztuce są ogromne wahania nastrojów, widz raz się śmieje, a raz płacze. To jest największa satysfakcja dla aktora, kiedy może mieć taką władzę nad widownią. Przed premierą tej sztuki zagrałem ją jako próbę generalną w zakładzie karnym dla ludzi, którzy raczej nie pokazują na zewnątrz swoich uczuć. To było niesamowite przeżycie. Ci ludzie, tam gdzie trzeba się śmiali, a w pewnych momentach widziałem autentyczne łzy w ich oczach. Jeżeli ktoś ma ochotę, może zobaczyć fragmenty tego monodramu pod linkiem:
https://youtu.be/hcexXg4kDX0

Choć najlepiej zobaczyć całość w teatrze. Ten monodram grywam na co dzień w Teatrze Kamienica w Warszawie, ale chętnie przyjmuję też zaproszenia do innych miast i to bardzo różnych. Np. w najbliższą niedzielę (21.10.) zagram w Toronto, a 9 i 10 października w Kostrzyniu nad Odrą i w Sierpcu.

Jeśli chodzi o role komediowe to bardzo lubię je grać i wspominając jeszcze Szkołę Filmową w Łodzi, prof. Bogusław Sochnacki mówił, że żeby grać role komediowe to trzeba grać je bardzo serio. Jeszcze bardziej serio niż te tragiczne. Trzeba sobie tylko wyobrazić, że grając postać komediową prowadzi się przed sobą takiego malutkiego człowieczka.

Rockowa płyta z tekstami Szekspira

Kilka lat temu nagrał Pan płytę pt. "Be my love", na której śpiewa Pan sonety Szekspira w oryginalnej wersji językowej. Czy nie myślał Pan o tzw. pójściu za ciosem i nagraniu płyt z sonetami Mickiewicza, Kasprowicza czy Petrarki?
- Tak. Wpadłem na pomysł śpiewania Szekspira, bo byłem zafascynowany jego językiem. Myślałem o zaśpiewaniu tych sonetów po polsku, ale nawet doskonałe intelektualnie istniejące ich tłumaczenia nie oddają właściwie ładunku emocjonalnego i śpiewane nie brzmią tak dobrze, jak po angielsku. A Mickiewicz, Kasprowicz, Petrarka - oczywiście wspaniała poezja, ale chyba nie jestem specjalistą od tzw. poezji śpiewanej. Moja płyta z tekstami Szekspira, to raczej płyta rockowa. Zresztą czytelnicy sami to mogą ocenić, jeśli posłuchają tych utworów. Wystarczy kliknąć TUTAJ, aby zobaczyć videoclip do piosenki pt. "Music of my love" lub TUTAJ, aby posłuchać jak Jacek Kawalec śpiewa Szekspira na rockowo

Jacek Kawalec - jeden z najbardziej znanych polskich aktorów dubibingowych

Jest Pan jednym z najbardziej znanych polskich aktorów głosowych. Podkładał Pan głos bohaterom wielu animowanych filmów m.in. do polskiej wersji serii "Toy Story", "Epoki Lodowcowej" czy "101 Dalmatyńczyków II". Jak zaczęła się Pańska przygoda z dubbingiem?
- Była to forma pracy na studiach. Zaczęło się od Jetsonów, ale tak naprawdę to moja kariera aktora dubbingowego rozpoczęła się podkładaniem głosu Muminkowi. Następnie otrzymywałem kolejne propozycje, które z przyjemnością przyjmuję do dziś.

Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego.
- Dziękuję, pozdrawiam serdecznie internautów.
Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto