Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak dobrze mieć sąsiada!

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Fot. AKPA
Fot. AKPA
"Mój jest ten kawałek podłogi" – chciałoby się zaśpiewać entuzjastycznie. Jeśli zaś chodzi o kwestię ścian, a właściwie tego co za nimi, a konkretniej za jedną z nich, to cóż ... optymizmu jakby nieco mniej.

Na początku za ścianą mieszkało dwoje młodych, pięknych ludzi. Weseli w „granicach normy stosownej do wieku”, jak mawiają radiolodzy. I jak to bywa w każdym małżeństwie, od czasu do czasu musieli rozwiązać trudniejszy życiowy problem. Rozwiązywali te problemy pełnym głosem, nie szczędząc sobie "ujemnie pieszczotliwych" epitetów. Głosy miały piękną barwę, a struny głosowe siłę nie byle jaką.

Po jakimś czasie młody człowiek odszedł w siną dal z inną panią, młoda żona została sama. Bojąc się popaść w depresję popadła profilaktycznie w balangi, zakrapiane obficie wodą ognistą. Rytualne tańce odbywały się do białego rana, przy muzyce odznaczającej się mocnym uderzeniem kontrabasu. Tańczyć mogli wszyscy, chociaż niektórzy mieli pretensje.

Życie towarzyskie kwitło i ryczało do chwili, kiedy piękną i wyzwoloną panią zainteresował się odpowiedni pan, na odpowiednim stanowisku. Pani wraz z mieszkaniem i nałogiem wpadła w objęcia człowieka zdyscyplinowanego, nie pijącego, który ujął panią za serce i twarz. I tak się dziwnie
stało, że z osób po obu stronach ściany nośnej na pewno bardziej szczęśliwa byłam ja. Coś się w końcu od życia należy.

Płynęły lata, zmieniali się sąsiedzi i za ścianą zamieszkało kolejne młode małżeństwo. Przemili ludzie. Z kochanym czarnym kundelkiem, który z wielkim zamiłowaniem obszczekiwał z balkonu wszystko, co się cztery piętra niżej ruszało.

Pewnego dnia odebrałam od kogoś zniecierpliwionego telefon: najpierw posypały się słowa uważane powszechnie za obelżywe, potem obiecano mi solennie różne atrakcje, ale najpierw miałam ruszyć d..., wyjść na balkon i zabrać psa. Upewniwszy się, że mój rozmówca na pewno obserwuje hałaśliwą psinę – wyszłam na balkon. Sąsiedni. W słuchawce usłyszałam ostatnie słowo – wytrych i trzask odkładanej słuchawki. Rozmówca żadnych obietnic nie spełnił, w związku z czym mam w dalszym ciągu obie nogi wyrastające z przynależnego im miejsca.

We wrześniu psina  
wyjechała do dziadków, a za ścianą zainstalował się nowy mieszkaniec – pierworodny, dorodny rozdarciuch. Regularnie nadawał własną audycję w porze wiadomości. Wolałby je zapewne bardziej niż kąpiel, ale na upór mamy siły nie ma. Ostatnio wydoroślał i prowadzi poważne dialogi z mama i tatą, samym sobą i grzechotkami. Siedem miesięcy to nie przelewki i mały człowiek ma już coś do powiedzenia.

Dziś, przy sobocie sąsiad postanowił uzupełnić kuchnię brakującymi elementami na ścianach.

Wybyłam z domu szwendając się do granic wytrzymałości w nogach. Wiertarka pracuje i sąsiad wbija zapewne już ostatnie kołki. Wiadomości diabli wzięli. A niech tam. Telewizja jest codziennie, a prace domowe za ścianą tylko od czasu do czasu.

A jak mi się coś urwie, to mu się odwdzięczę.

 

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto