Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jesteśmy w półfinale MŚ, Polska wygrała z Norwegią

Paweł Wieczorek
Paweł Wieczorek
Kristian Kjelling i Patryk Kuchczynski
Kristian Kjelling i Patryk Kuchczynski EPA/FEHIM DEMIR
Nasze Orły pokonały norweskich Wikingów 31:30 i zapewniły sobie miejsce w najlepszej czwórce turnieju. Polacy już przed meczem otrzymali radosne wiadomości o wygranej Duńczyków z Niemcami 27:25. Brak remisu w tym spotkaniu oznaczał dla naszych walkę z Norwegią o półfinał mistrzostw świata. O tym, że będzie to aż tak dramatyczny pojedynek nikt nie myślał.

Nasi szczypiorniści przystąpili do spotkania bardzo skoncentrowani, z minami gotowych na wszystko, co dało się zauważyć już podczas prezentacji. O tym, że będzie to twardy pojedynek wiedzieliśmy już po 5 minutach, gdy wynik 2:2 widniejący na tablicy świetlnej był również wynikiem żółtych kartek w obu drużynach. Po dziesięciu minutach Norwegowie po raz pierwszy w tym spotkaniu objęli prowadzenie 4:3. Jednak Polacy szybko wyszli na prowadzenie i po 15 minutach prowadziliśmy już 7:5. Norwegowie tym czasem otrzymali trzecią już dwuminutową karę, którą nasi wykorzystalim by zwiększyć przewagę o kolejną bramkę.

W dwudziestej minucie pierwszego gola zdobył Karol Bielecki, ale po błędach w ataku ta zdobycz dawała nam już tylko jednobramkowe prowadzenie. W 23. minucie Norwegowie po raz drugi w tym spotkaniu, ku rozpaczy Bogdana Wenty, wyszli na prowadzenie 11:10. Po raz kolejny jednak nie utrzymali go zbyt długo i dwie z rzędu bramki biało-czerwonych zmusiły trenera norwegów do poproszenia o czas. Podopiecznym Roberta Hedina najwyraźniej pomogła ta przerwa i w 27. minucie doprowadzili do remisu. Na niespełna dwie minuty przed przerwą z czasu skorzystał Bogdan Wenta. Trener głównie upominał Krzysztofa Lijewskiego za zbyt bierną grę w obronie. Słowa te nie zmieniły już obrazu gry i na przerwę ekipy schodziły z remisowym rezultatem 14:14. Od początku drugiej połowy w hali w Zadarze gra była nerwowa, a po obu stronach mnożyły się liczne błędy w ataku.

W 37. minucie po raz kolejny Norwegowie dostali dwuminutową karę, ale nieobecności na boisku Bjarte Myrhola Polacy nie wykorzystali. Na dwadzieścia minut przed końcem Skandynawowie pokazali nam, co należy robić grając w przewadze i pod nieobecność Marcina Lijewskiego, wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Gdy wydawało się, że odrobimy szybko straty kolejną karę otrzymał Karol Bielecki. Polacy cały czas tracili dwie bramki do rywali, ale ambitnie gonili wynik.

W 47. minucie kontuzja wykluczyła z gry najmocniejszy punkt naszych przeciwników bramkarza Steinera Ege, jednak jego zmiennik także okazał się dla nas dużą przeszkodą, zatrzymał kilka polskich ataków, a po kontratakach Norwegowie powiększyli przewagę do trzech bramek. Na sześć minut przed końcowym gwizdkiem nadal przegrywaliśmy, ale już tylko 26:27. Na 14 sekund przed końcowym gwizdkiem biało-czerwoni w nieprawdopodobnym kontrataku doprowadzili do remisu! Końcówka to istny horror. Trener Norwegów poprosił o przerwę, w której wycofał bramkarza. Skandynawowie przygotowali ostatnią akcję meczu, ale popełnili fatalny błąd. Na 5 sekund przed końcem Polacy wręcz wyrywali Norwegom piłkę i Artur Siódmiak rzucił piłkę przez całe boisko do pustej bramki. Piłka ugrzęzła w siatce, a w szeregach biało-czerwonych zapanował szał radości. Po ambitnej pogoni, Polacy zapewnili sobie awans do półfinału mistrzostw świata. W piątek spotkają się z ekipą gospodarzy, Chorwacją.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto