Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jeszcze o in vitro

Robert Grzeszczyk
Prawo czy fanatyzm in vitro
Prawo czy fanatyzm in vitro Robert Grzeszczyk
Debata w sprawie in vitro, która toczy się w kraju, nie powinna mieć w ogóle miejsca. Czy podobne dyskusje odbywają się w sprawach transplantacji serca, wątroby lub nerki? A w sprawie transfuzji?

Społeczeństwo manipulowane przez media i kościół jest zmuszane do samookreślenia, choć większości sprawa nie dotyczy i nie będzie dotyczyć. Bo tak naprawdę problem tyczy marginesu ludzi w Polsce i na świecie. Czemu więc służy ta medialna burza?

In vitro a zdrowie

Nie tak dawno Marcin Stanowiec (In vitro: prawa dziecka czy rodzica?) zaprezentował spojrzenie na procedurę in vitro w kontekście zdrowia ewentualnych zainteresowanych, w szczególności matki oraz poczętego tą drogą dziecka. W przeważającej większości są to procedury bezpieczne, acz często długotrwałe i nie zawsze kończące się powodzeniem. Zdarzają się przypadki, gdy szkodzą one matce a czasami też dziecku. Mogą również wpływać negatywnie na psychikę wszystkich stron uczestniczących w procesie leczenia.

In vitro powstawało jako procedura medyczna mająca pomagać bezpłodnym parom.
Poruszony temat procedur selekcji zarodków i embrionów nie jest już procedurą medyczną i nie wiąże się z przysięgą Hipokratesa. Bardziej z działaniami J.Mengele i powinien być raczej domeną prokuratur.

In vitro a prawo, przypadek wcale nie szczególny

W piątkowej Rzeczpospolitej (Wojciech Bagiński: In vitro po amerykańsku; 29.10.2010 r.) poruszony został inny aspekt zapłodnienia in vitro. Aspekt prawny. Co prawda opisywane zdarzenie miało miejsce w USA. Nie znaczy to jednak, że nie ma wymiaru uniwersalnego. Sąd Najwyższy Stanu Tennessee zajmował się statusem prawnym zamrożonych zarodków. Kochające się małżeństwo, po latach bezskutecznych starań, zdecydowało się na metodę in vitro, jako jedyną szansę poczęcia własnego potomstwa. Powstałe zarodki zostały zamrożone i przechowywane w szpitalu. W takich okolicznościach doszło do rozwodu. W trakcie rozprawy rozwodowej byli małżonkowie nie potrafili uzgodnić losów zamrożonych zarodków. Kobieta początkowo deklarowała chęć ich osobistego wykorzystania, a później, chęć przekazania ich innej, potrzebującej parze. Mężczyzna oczekiwał zniszczenia zarodków.

O losie zamrożonych zarodków miał rozstrzygnąć Sąd Najwyższy.

Jaka była droga dedukcji amerykańskiego sądu?
Po pierwsze, sąd odrzucił pogląd, że jedynymi możliwymi rozwiązaniami są zniszczenie zarodków lub nieodpłatne darowanie ich innym potrzebującym. Po drugie nie uznał bezwzględnego prawa dysponowania nimi kobiecie, czy też dysponowania nimi szpitalowi. Nie zgodził się również na podział zarodków pomiędzy zwaśnione strony. Sąd Najwyższy nie uznał zamrożonych zarodków za istoty ludzkie (pigułki wczesnoporonne są legalne).

Sąd stwierdził, że zarodkom należy się szacunek większy niż zwykłym ludzkim tkankom, ale nie taki sam jak istotom ludzkim. Uznał, że małżonkowie mają prawo do decydowania o ich (zamrożonych zarodkach) losie. A ich prawa do decyzji są równe. Dopiero teraz Sąd Najwyższy rozpoczął rozważania o możliwości przyznania prawa decyzji jednemu z gametodawców. Bo tym w istocie byli rozwiedzeni. Jeśli strony (w tym przypadku rozwiedzeni już małżonkowie) zawarliby w sprawie wcześniejszą umowę – to należało ją respektować. Jeśli natomiast takiej umowy nie było to o rozstrzygnięciu musiał zadecydować Sąd.

W efekcie sąd musiał zważyć chęci prokreacyjne kobiety w kontekście sprzeciwu mężczyzny. Odrzucił jednocześnie prawo Stanu Tennesse do wykorzystania zarodków w ramach państwa (gdyż w stanie istnieje prawo do aborcji). Sąd zdecydował się uwzględniać w rozstrzygnięciu jedynie te czynniki obu stron, które rzutowałyby w większym stopniu na interes każdej z nich (kobiety czy mężczyzny).

Patrząc od strony mężczyzny Sąd stwierdził, że uznanie żądań kobiety spowodowałoby, że mążczyzna zostałby ojcem (ze wszelkimi konsekwencjami materialnymi i psychicznymi), czemu ten się stanowczo sprzeciwiał. Z punktu widzenia kobiety Sąd uznał, że zniszczenie zarodków (o co występował mężczyzna) będzie skutkowało świadomością, że uciążliwe procedury in vitro zostały zniweczone. W tych okolicznościach Sąd uznał, że interes mężczyzny przeważa.

Bo zastanówmy się, jak wyglądałaby sprawa, gdyby to mężczyzna chciał wykorzystać zarodki a kobieta się temu sprzeciwiała? Wydaje się więc, że wyrok i jego uzasadnienie jest mądry i sprawiedliwy.

Miało to miejsce osiemnaście lat temu. W 1992 roku. Ten czas jest znamienny dla toczących się teraz w naszym kraju dysput.

Tryb in vitro nie powinien być przedmiotem ideologicznych normalizacji prawnych lecz rzetelnej procedury medycznej. A jej stosowanie powinno być poprzedzone pełną i wielowątkową informacją dla zainteresowanych. Odpowiedzialność duchowa i moralna w takich przypadkach, jak decyzja o podjęciu leczenia metodą in vitro zawsze spada na jednostki a nie na większą społeczność. Czy można porównywać chęć leczenia z jakimikolwiek aspektami moralnymi? Raczej zaniechanie leczenia lub uniemożliwianie go łączyło się dotychczas z moralną oceną. Jednoznacznie negatywną. Istnieją wśród niektórych chrześcijan zahamowania moralne związane z transfuzją krwi. Czy one wpływają na stan prawa i procedury medyczne? Jaki wydźwięk społeczny mają?

Czy w sferze Państwa leżą teologiczne spory?

Artykuły na które się powołuję są poniższych stronach:
http://www.rp.pl/artykul/556141-In-vitro-po-amerykansku.html
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/165365.html

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto