Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kamil Stoch mistrzem świata! Polak bezkonkukrencyjny na skoczni w Predazzo

Dawid Bożek
Dawid Bożek
„Musisz 100 razy przegrać, aby raz wygrać” – usłyszał wiele lat temu od swojego ojca Kamil Stoch. Dziś te słowa stały się motywem przewodnim walki Polaka o złoto Mistrzostw Świata.

– Czuje się fatalnie, nie wiem co mówić. Psuje kolejne zawody i to jedne z najważniejszych w moim życiu. Była ogromna szansa na to, by osiągnąć super wynik, a ja po prostu wypuściłem ją z rąk – mówił załamanym głosem reporterowi "Skijumping" po sobotnim konkursie na normalnej skoczni Kamil Stoch. Rozczarowany, zły, ogromnie zawiedziony. Tak zdołowanego Polaka jeszcze nie widzieliśmy. Choć wcale tego nie chciał, łzy same cisnęły mu się do oczu. Szansa na medal była na wyciągnięcie ręki. Tylko że owa ręka wcale krążka nie chciała tak daleko sięgnąć.

Minęło pięć dni, a sytuacja zmieniła się diametralnie. Choć wielu obserwatorów i sympatyków skoków obawiało się o jego stan psychiczny. Ten jednak z dnia na dzień był coraz lepszy. Pomogła podobno długa rozmowa z psychologiem. Kamil zapomniał o niepowodzeniu, a wczoraj przed kwalifikacjami był w bojowym nastroju: – Nie będę się bał tego wymawiać. Zadowoli mnie medal, najlepiej złoty – stwierdził w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Stoch.

Kulminacyjnym momentem konkursu był bez wątpienia skok na 131,5 metra. Przy wietrze z tyłu skoczni, wiejącym przez cały konkurs z prędkością przekraczającą jeden metr na sekundę i przy bardzo wyrównanej rywalizacji próba ta była, jak mocne uderzenie w głowę rywali. Nie dość, że był to najdłuższy skok pierwszej serii, to jeszcze najwyżej oceniony przez sędziów (aż 58,5 punktu). Najbardziej zachwycony próbą Polaka był Fabrice Piazzini, szwajcarski arbiter, który Stochowi za piękny lot wystawił „dwudziestkę”.

Jednak przewaga ponad pięciu punktów nad poprzedzającym Kamila zawodnikami nie mogła dawać spokoju przed ostatecznym starciem. Choć po pierwszej serii z gry zdążyli już wypaść mistrz i wice-mistrz ze skoczni normalnej, czyli Anders Bardal i Gregor Schlierenzauer, Stoch mógł na swych plecach czuć oddech Andersa Jacobsena i Petera Prevca. Zwłaszcza że w finale ich szkoleniowcy postanowili zaryzykować i skorzystali z okazji obniżenia dla nich platformy startowej. Na ten sam ruch zdecydował się również Łukasz Kruczek.

– Zagraliśmy tak, jak inni – relacjonował trener reprezentacji Polski. – W momencie, kiedy wszyscy zaczęli schodzić na 19. platformę startową, to my też postanowiliśmy wykonać ten manewr. Akurat w poniedziałek Kamil skakał na treningu z tej belki, więc byliśmy pewni, że da sobie radę.

Opłaciło się. Stoch wylądował na 130 metrze i historia tym samym zatoczyła koło – po dziesięciu latach przerwy, tytuł indywidualnego mistrza świata w skokach narciarskich został wywalczony przez reprezentanta Polski. Ponownie stało się to w Val di Fiemme, miejscu tak szczęśliwym dla polskich skoków – to tam dwa złote krążki padły łupem Adama Małysza, i to tam 12 miesięcy temu Kamil zwyciężył w jednym z konkursów Pucharu Świata. – Wspaniałe jest to, że Kamil wytrzymał, że po porażce na średniej skoczni, gdzie było bardzo trudno wytrzymać napięcie, pokazał, iż potrafi wygrywać – cieszył się Adam Małysz – Pokonał rywali o 6 punktów, był bezkonkurencyjny. U góry wiedzieliśmy to od razu po jego drugim skoku – zakończył.

Wyzwanie przed jakim stanął Kamil w dzisiejszym konkursie nie było łatwiejsze do zrealizowania, niż poprzednio. Na skoczni normalnej Stoch po pierwszej serii zajmował drugie miejsce, zaś dziś na półmetku był liderem i na jego barkach spoczywała ogromna odpowiedzialność za osiągnięcie wspaniałego rezultatu. Nie tracił jednak rezonu: – Tutaj trzymałem wszystko w ryzach, dokładnie wiedziałem co mam, zrobić. Byłem skoncentrowany – mówił. Niepowodzenie sprzed tygodnia wzmocniło go mentalnie: – Pamiętam, jak mój tata powiedział mi, że muszę 100 razy przegrać, aby jeden raz wygrać – powiedział w TVP niedługo po zakończeniu zawodów nowy mistrz świata.

Trudno wątpić w fakt, że polskie skoki doczekały się następcy Małysza. Stoch swoim występem we Włoszech pokazał, że na pewno nie jest tuzinkowym sportowcem. Mimo ogromnego rozwoju sportowego, jaki dokonał się w karierze 25-latka szczególnie na przestrzeni ostatnich czterech lat, wielokrotnie musiał udowadniać, że jego obecność w gronie najlepszych skoczków świata jest w pełni uzasadniona. Mimo wysokich pozycji na dwóch ostatnich mistrzostwach świata (4. miejsce w Libercu i 6. w Oslo), wielokrotnie można było spotkać się z prognozami, że prócz triumfów w konkursach Pucharu Świata, skoczek z Zębu niczego ponad to nie osiągnie. To zbyt piękna perspektywa, by po sukcesach Małysza, przyszedł czas na erę Stocha.

A jednak Kamil złotymi zgłoskami wpisuje się w historię nie tylko rodzimych, ale i światowych skoków. Oprócz tego, że jest trzecim w historii (po Fortunie i Małyszu) polskim mistrzem świata, należy do grona siedmiu obecnie skaczących zawodników w Pucharze Świata, który może się pochwalić się takim tytułem. Dzisiejsza wiktoria Stocha znaczy jednak więcej niż złoty medal. To potwierdzenie, że polskie skoki po odejściu Małysza nie zapadły się pod ziemię, a praca, jaką dotychczas wykonali szkoleniowcy znad Wisły, z Łukaszem Kruczkiem na czele, przyniosła nadspodziewane efekty.

A może być jeszcze lepiej, biorąc pod uwagę to, że już pojutrze odbędzie się rywalizacja drużynowa . Jeszcze przed wyjazdem do Włoch Piotr Żyła z rozbrajającą szczerością stwierdził, iż „trzeba w końcu ten medal zdobyć”. Choć szczególnie po dzisiejszym sukcesie o nastrój w ekipie biało-czerwonych nie musimy się martwić, rywalizacja o medale będzie ogromnie zacięta, ale i zarazem trudna, patrząc na aktualną formę Austriaków, Norwegów, Niemców czy Słoweńców. Jeśliby dziś, zamiast konkursu indywidualnego, odbyłaby się „drużynówka”, polski zespół zająłby czwarte miejsce. Najsłabszym ogniwem reprezentacji okazał się Maciej Kot, który uważany do tej pory za numer dwa w naszej ekipie, dziś spisał się znacznie poniżej oczekiwań.

Jeżeli jednak Kot wyciągnie wnioski z czwartkowego niepowodzenia, a Piotr Żyła i Dawid Kubacki utrzymają dobrą dyspozycję, rezultat Polaków pozostaje sprawą otwartą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto