Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kampania wyborcza po polsku z Grecją w tle

Eugeniusz Możejko
Eugeniusz Możejko
Beata Szydło obiecała Polakom, że jej przyszły rząd będzie tylko dawać – nikomu nic nie zabierze. Koszty pokryje z nadwyżką uszczelnienie systemu podatkowego. W zamian oczekuje jednego: oddania głosu na jej partię w nadchodzących wyborach.

Jak się dobrze obieca, to i dawać nie trzeba.

Telewidz Szkła Kontaktowego

Beata Szydło obiecała Polakom uwolnienie od konieczności zbyt długiego harowania na emerytury plus kilka innych kosztownych prezentów, jak podwyższenie kwoty dochodów zwolnionych od podatku, dotację po pięćset złotych na każde „dodatkowe” dziecko, zwolnienie frankowiczów od nadmiernych obciążeń spłatami zaciągniętych kredytów. Zapewniła przy tym, że jej przyszły rząd będzie tylko dawać – nikomu nic nie zabierze. Koszty owego dobroczynnego rządzenia pokryje z nadwyżką uszczelnienie systemu podatkowego; nadwyżkę powiększy jeszcze opodatkowanie cudzoziemskich banków i cudzoziemskich magazynów wielkopowierzchniowych. W zamian kandydatka na premiera oczekuje tylko jednego: oddania głosu na jej partię w nadchodzących wyborach parlamentarnych.
Dziś jeszcze rządząca, a przyszła opozycja rządu Beaty Szydło wściekle atakuje jej społeczno-gospodarczy program, podważając wiarygodność szacunków kosztów jego realizacji i kwestionując możliwości pozyskania dochodów dla sfinansowania obietnic. Twierdzi, że przewidywane przez ekspertów zjednoczonej prawicy koszty mogą być wielokrotnie wyższe, a przewidywane wpływy o wiele mniejsze. W polemikach padają liczby idące w dziesiątki i setki miliardów złotych nie mieszczące się w granicach wyobraźni przeciętnego obywatela i podatnika (nierzadko nawet informującego ich dziennikarza, któremu czasem mylą się miliony z miliardami). Uwadze wyborcy nie może umknąć jedno: kolosalna rozbieżność szacunków. To co dla ekipy Szydło ma kosztować stosunkowo niewiele, według ludzi z obozu władzy musi kosztować kilka a nawet kilkanaście razy więcej. I odwrotnie: o ile ci pierwsi widzą obfite źródła dodatkowych dochodów niezbędnych dla poprawy bytu stanowczo zbyt biednych Polaków, ci drudzy podnoszą alarm, że spełnienie obietnic konkurentów musi prowadzić do bankructwa kraju.
Dla krytycznego wyborcy obie, przeciwstawne, wizje powyborczej rzeczywistości Polski są niewiarygodne. W panującej przedwyborczej wrzawie ma on jednak ograniczone możliwości skorzystania z niezależnych ekspertyz. Wyborca mniej krytyczny lubi jednak słyszeć kierowane pod jego adresem przyjemne dla ucha obietnice, nawet jeśli im nie w pełni dowierza. Jak niedwuznacznie wskazują przedwyborcze sondaże, lepiej obiecuje zjednoczona prawica.
Poza zjednywaniem przychylności obietnicami wyborcę można też postraszyć. Bardzo skutecznym środkiem straszenia polskiego wyborcy Anno Domini 2015 stał się dramat grecki. Korzystają z niego obie strony, jednak i tu prawica zdaje się osiągać lepsze efekty. Groźba wprowadzenia euro i nadciągającej z nim drożyzny zdaje się działać silniej na wyobraźnię przeciętnego wyborcy niż bankructwo kraju spowodowane nadmiernymi wydatkami rządu.
Tak więc wynik jesiennych wyborów wydaje się przesądzony. Wydaje się. Nie wolno wszakże zapominać, że uprawianie polityki w naszym kraju obfituje w liczne, często najmniej spodziewane zasadzki. Niekiedy o karierze polityka decyduje jedno nieopatrznie wypowiedziane słowo, a o wyniku kampanii wyborczej nagła, niewytłumaczalna zmiana nastroju elektoratu.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto