Od kilku dni na różnych portalach internetowych pojawiały się informacje o tym, że niektóre zakony na swych stronach internetowych dają możliwość wysyłania próśb o modlitwę w różnych intencjach. Głośno o tym zrobiło się za sprawą Sióstr Bernardynek z Zakliczyna.
Bernardynki i „Modlitewne SOS”
Zakliczyn koło Tarnowa. Siostry Bernardynki mają tu swoja placówkę od 1883 r. W 1904 r. biskup tarnowski Leon Wałęga dokonał konsekracji kościoła. Klasztor liczył wtedy 15 sióstr. Głównym zadaniem sióstr z zakonów kontemplacyjnych (m.in. właśnie Sióstr Bernardynek) jest modlitwa w intencji Kościoła i świata.
Świat się zmienia, siostry z nim. U bernardynek z Zakliczyna można poprosić o modlitwę za pośrednictwem internetu. Po wejściu na specjalną stronę „Modlitewnego SOS”, można wysłać maila z prośbą – określoną intencją, którą potem Siostry włączają w rytm swoich codziennych modlitw za Kościół, świat i każdego człowieka…
Modlitwa w sieci – nic nowego
Niektóre chrześcijańskie strony internetowe mają specjalne „skrzynki intencji”. Wystarczy podać imię, adres mailowy, potem wiadomość jest wysyłana np. do karmelitanek. Siostry boromeuszki odbierają prośby o modlitwę za pośrednictwem poczty elektronicznej oraz Gadu-Gadu. O bernardynkach była mowa wcześniej.
Na stronach internetowych znajdziemy teksty katechizmu, Biblii, kodeks prawa kanonicznego, nawet brewiarz. Brewiarz (łac. breviarium ‘skrót’) to inaczej Liturgia godzin, czyli w Kościele rzymskokatolickim księga liturgiczna, zawierająca teksty modlitw, psalmy, czytania biblijne na poszczególne dni roku. Brewiarz kojarzony bywa z duchowieństwem, ale często korzystają z niego też osoby świeckie.
Nie trzeba wychodzić z domu, siedzieć w bibliotece, wertować książek, przewracać stronic. Wystarczy kliknąć i przesunąć pasek menu. Szybko, łatwo i… czasem niebezpiecznie!
Modlitwa – towar, jak każdy inny
W Internecie ludzie robią zakupy, szukają znajomości, sprawdzają kursy walut, proszą o modlitwę.
- Modlitwa może stać się niestety "towarem", który można kupić – komentuje dla Wiadomości24 dominikanin o. Marek Kosacz.
Względem każdego towaru, który kupujemy (czy nabywamy w inny sposób), mamy określone oczekiwania.
- Powinien on dobrze i niezawodnie "działać", czyli przynieść oczekiwany skutek... a co jeśli będzie zupełnie inaczej? – mówi Marek Kosacz OP.
Internet to tylko narzędzie, które może być wykorzystywane przez wszystkich i do (prawie) wszystkiego. Do wiadomości docieramy szybciej, oszczędzamy czas. Bywa, że dzięki temu łatwiej osiągamy swój cel. Jednak wszystko, co zbyt łatwe, krzykliwe, kolorowe i „ładnie opakowane” owszem, przyciąga uwagę, ale… Pozostaje pytanie o efekty.
Umiar i rozsądek na wagę złota
Marek Kosacz OP, który sam rozwija działalność w sieci zwraca uwagę na pewne niebezpieczeństwo, które może (ale nie musi) wiązać się z pomysłami skrzynek intencji modlitewnych, czy innych form tego typu aktywności duchowej.
- „Modlitewne sos" to chwytliwy pomysł, pewnie sporo ludzi potraktuje modlitwę sióstr zupełnie
jak wezwanie pogotowia ratunkowego... ciekaw jestem, ile miałyby próśb o modlitwę, gdyby
nazwały te akcje "bądź wola Twoja..."! To już brzmi mniej przyjemnie, aczkolwiek – bardziej prawdziwie.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?