Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolos na glinianych nogach. Rosyjski program atomowy

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Zdjęcie z pierwszej próby sowieckiej bomby atomowej w 1949 r.
Zdjęcie z pierwszej próby sowieckiej bomby atomowej w 1949 r. commons.wikimedia.org
Po Związku Radzieckim, władze Rosji odziedziczyły co najmniej kilkanaście tysięcy głowic atomowych. Ustalenie ich dokładnej liczby jest niemożliwe, ponieważ kilkunastu egzemplarzy od lat nie można się doliczyć. W takim wypadku, czy Kreml w ogóle ma jeszcze kontrolę nad swoim arsenałem nuklearnym?

Grudzień 2011 r, moskiewskie lotnisko Szeremietiewo. Podczas rutynowej kontroli pasażerów lotu z Moskwy do Teheranu, służby celne zatrzymują młodego mężczyznę. W swoim bagażu posiadał aż 18 metalowych przedmiotów, ale nie to najbardziej zainteresowało strażników. System wykrywania materiałów radioaktywnych Jantar zaalarmował, że niesforny pasażer próbuje przemycić niebezpieczne ładunki. A ściślej mówiąc izotopy radioaktywnego sodu-22, który jest wykorzystywany w medycynie a zarazem może być "wytworzony wyłącznie w reaktorze nuklearnym". Żadnych dodatkowych informacji na temat zatrzymania nie podano, ale tajemnicą nie jest, że przemyt każdej substancji radioaktywnej do Iranu będzie powiązany z rozwijanym przez Teheran programem atomowym.

Ile razy udało się przemycić materiały promieniotwórcze z terenów byłego Związku Radzieckiego? Nie da się tego dokładnie ustalić, podobnie jak dokładnej ilości głowic jądrowych posiadanych przez rosyjską armię. W szczytowym momencie (1986 r.) ZSRR dysponowało aż 46 tys. ładunków nuklearnych. Dla porównania Stany Zjednoczone dysponowały wówczas o połowę mniejszym arsenałem. Zaledwie pięć lat później, Pierestrojka kompletnie zdemolowała radziecki porządek i z dnia na dzień stracono kontrolę nad tysiącami głowic atomowych. Cześć z nich znajdowała się na terenach byłych republik m.in. Białorusi, Kazachstanu czy Ukrainy. Ale w połowie lat 90. ubiegłego stulecia władze nowo powstałych państw całkowicie zrezygnowały z broni nuklearnej, oddając kłopotliwe głowice do Moskwy. Według statystyk Federation of American Scientists, obecnie na terytorium Rosji znajduje się 11 tysięcy głowic jądrowych ale jedna czwarta z tych zasobów jest przeznaczona na demontaż.

Mimo to, rosyjska armia posiada najbardziej rozbudowaną strategię sił jądrowych. W grudniu 2010 r. tak w skrócie przedstawiała się atomowa obrona naszych wschodnich sąsiadów: 611 strategicznych platform nuklearnych zdolnych pomieścić łącznie do 2679 głowic m.in. za pomocą rakiet Topol-M, 12 okrętów podwodnych uzbrojonych w 576 ładunki jądrowe oraz 76 myśliwców mogących wzbić się w powietrze z 844 głowicami. W sumie to daje ponad cztery tysiące ładunków nuklearnych do użycia w przypadku konfliktu militarnego. Robi wrażenie? Przynajmniej powinno, ale tajemnicą nie jest, że poradziecka technologia atomowa może okazać się zawodna w momencie ewentualnego ataku. Spośród wszystkich lokacji gdzie przetrzymywana jest rosyjska broń jądrowa, największa uwaga skupiona jest na obwód Kaliningradzki (sąsiadująca z Polską i Litwą enklawa nad morzem bałtyckim).

Przed rokiem, litewska minister obrony na antenie publicznego radia oświadczyła, że Rosja utrzymuje w obwodzie Kaliningradzkim rakiety krótkiego i średniego zasięgu z ładunkami nuklearnymi. Moskwa jednoznacznie nie odpowiedziała na te oskarżenia, co wzbudziło zaniepokojenie wśród dowódców NATO. Od kilku lat trwa wojna nerwów pomiędzy Moskwą a Waszyngtonem a jej powodem są plany budowy w Europie tarczy antyrakietowej. Jej instalacja, zdaniem Kremla jest poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej a żeby to ryzyko zmniejszyć Miedwiediew wraz z Putinem grożą wycelowaniem głowic jądrowych w stary kontynent. Rosyjskie władze doskonale zdają sobie sprawę z idealnego położenia Kaliningradu i jak ważną jest kartą przetargową w negocjacja o instalację tarczy antyrakietowej (m.in. mającej chronić kraje NATO przed ewentualnym atakiem ze strony Iranu).

Nie mniej kontrowersji budzą regulacje dotyczące potencjalne zastosowania rosyjskiego arsenału nuklearnego. Obecna doktryna wojenna Federacji zakłada użycie broni atomowej w przypadku konfliktu regionalnego (np. na Kaukazie) a nawet w sytuacji wysokiego zagrożenia agresją ze strony innych państw. Uznanie ataku jądrowego jako działania prewencyjnego budzi spory niepokój zwłaszcza, że Rosja wciąż jest traktowana jako niestabilna demokracja. Ściślej mówiąc, Kreml mógłby zdetonować głowice nuklearne - jakkolwiek by to nie zabrzmiało - by w ten sposób zażegnać konfrontacji militarnej. Choć realizacja takiego scenariusza na pewno poprzedziłaby klęska dyplomatycznych negocjacji, ale mimo to, samo istnienie takiego zapisu w rosyjskiej doktrynie wojskowej budzi spory niepokój. Podobnie jak przemyt materiałów promieniotwórczych z terenów byłego Związku Radzieckiego oraz zaginione głowice jądrowe z miejscem produkcji "CCCP".

Upadek ZSRR spowodował chaos, nad którym nie byli w stanie zapanować nawet trzymający w ryzach komunistycznego kolosa generałowie armii czerwonej. Natomiast skorzystali na nim handlarze bronią ale i przedsiębiorczy Rosjanie, szukający łatwego zarobku w czasach zapaści gospodarczej, jaka panowała zza naszą wschodnią granicą w latach 90. ubiegłego stulecia. Właśnie w tym okresie, do mediów przedostawały się szczątkowe informacje o zaginionych radzieckich głowicach nuklearnych. Ale z biegiem czasu takie relacje zaczęły pojawiać się coraz rzadziej, a w konsekwencji czego nikt dziś nie jest w stanie powiedzieć, ile materiałów promieniotwórczych wyprowadzono z sowieckich baz wojskowych. Rosyjska armia pilnie strzeże swoich tajemnic i stara się tuszować wszelkie niepowodzenia.

Ale mimo upływu lat, przemyt substancji radioaktywnych nie ustaje, a nawet wręcz przeciwnie - rośnie. Problem ten dotyczy głównie krajów Kaukazu (Gruzja, południowa Rosja, Azerbejdżan, Armenia) oraz Azji Środkowej (m.in. Kirgistan, Kazachstan). Od 1993 do 2006 roku Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) potwierdziła 1080 przypadków nielegalnego handlu materiałami promieniotwórczymi na całym świecie. Spora cześć z nich została zarejestrowana na terenach byłego ZSRR. Wagę sytuacji podkreślają również dane pochodzące z Globalnego Raportu Materiałów Rozszczepialnych - w 2010 r. Rosja dysponowała ok. 737 tonami wysoko wzbogaconego uranu (HEU) i ok. 100 tonami plutonu zdolnego do zastosowań zbrojeniowych.

Napięte stosunki pomiędzy Waszyngtonem i Moskwą nie przeszkodziły w podpisaniu 8 kwietnia 2010 r. nowego porozumienia START, zobowiązującym oba mocarstwa do ograniczenia swoich arsenałów nuklearnych. Umowa obowiązuje przez następne 10 lat z możliwością jego przedłużenia o kolejne pięć. Zgodnie z zapisami traktatu Rosja i Stany Zjednoczone zmniejszą liczbę głowic nuklearnych do 1550 sztuk, a systemy ich przenoszenia (m.in. okręty podwodne czy rakiety międzykontynentalne ICBM) do zaledwie 800. Ale przykłady wcześniejszych traktatów rozbrojeniowych pokazują, że spełnienie choć w cześć ich zapisów jest sporym a często nawet jedynym sukcesem. Jednak największym zagrożeniem ze strony rosyjskiego arsenału nuklearnego nie jest ewentualne użycie jego zasobów przez Kreml, ale stracenie kontroli nad materiałami promieniotwórczymi i zostawionymi na pastwę losu głowicami jądrowymi.

Dla zainteresowanych tematem:
Publikacja "Russian Nuclear Weapons: Past, Present, and Future" wydana przez Instytut Studiów Strategicznych Armii USA
NuclearNo.ru - rosyjski portal poświęcony zbrojeniom atomowym
Tajna Broń, wprost.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto