Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Piasecki: "Zawsze chciałem występować dla publiczności"

Redakcja
Krzysztof Piasecki
Krzysztof Piasecki Zebra Foto Team
Jakiej muzyki słucha w nocy w samochodzie, jaki dowcip ostatnio go rozbawił oraz jak wspomina współpracę z Januszem Rewińskim? Na te pytania odpowiedział współprowadzący popularnego niegdyś programu „Ale plama", satyryk Krzysztof Piasecki.

Adam Sęczkowski: Jest Pan polskim satyrykiem, artystą kabaretowym, dziennikarzem, ale studiował Pan zupełnie inne branże bo Wydział Mechaniczny i Mechaniczno-Energetyczny na Politechnice Wrocławskiej i Kulturoznawstwo na Uniwersytecie Wrocławskim.

Krzysztof Piasecki: Poszedłem na Politechnikę, gdyż w tamtych czasach wszyscy mężczyźni, którzy nie mieli kłopotów z matematyką szli na politechnikę, a pozostali na polonistykę. Nie miałem problemów z matematyką, a lubiłem samochody stąd trafiłem na Wydział Mechaniczny. Nie przypadło mi to jednak specjalnie do gustu, zakończyłem przygodę z politechniką. Kiedy kilka lat później, gdy już pracowałem usłyszałem, że otwiera się we Wrocławiu kierunek kulturoznawstwo, pomyślałem ,że to będzie coś dla mnie. I było. A jednak gdy podczas studiów zacząłem otrzymywać nagrody na festiwalach studenckich będąc na trzecim roku mimo, że zacząłem pisać pracę magisterską stwierdziłem, że wiem co chcę robić i kończenie tych studiów wydawało mi się wtedy stratą czasu. Uważałem, że nie mam po co kończyć tego kierunku skoro i tak wiem, że nie będę pracował w domu kultury ani w ministerstwie kultury i sztuki. Chciałem zająć się twórczością kabaretowo – satyryczną. Teraz widzę, że mój plan zawodowy mógł się nie udać, ale jednak się udał. Występuję zawodowo dokładnie 40 lat. To jest mój największy sukces, że tyle lat mogę robić to co lubię.

Powiedział Pan, że Pański plan mógłby się nie zrealizować; gdyby nie kabaret to czym by się Pan zajmował?

- Nie wiem (śmiech). Czymś bym się musiał zajmować. Kierunki studiów, które zaczynałem miały mi dać w perspektywie jakiś zawód; pierwszy umożliwić zdobycie tytułu inżyniera mechanika, drugi inżyniera energetyka, a trzeci magistra kulturoznawstwa. Byłem akurat w pierwszym roku pierwszego kulturoznawstwa w Polsce. Nie było takiego zawodu, nie było kulturoznawców. Wykładowcy roztaczali przed nami szerokie perspektywy. Mówili nam, że będziemy modelować kulturę w Polsce, pracować w ministerstwie kultury, na uczelniach. Kultura była mi zawsze bliska dlatego bardzo fajnie mi się ten kierunek studiowało. Wracając do pytania; kim byłbym gdyby mi się nie udało? Nie mam zielonego pojęcia.

Czy chodzi Pan na występy innych kabareciarzy?

Przyznam, że bardzo rzadko, ale my się spotykamy podczas różnych kabaretonów, a więc wiem co koledzy z branży robią. Czasem w telewizji również oglądam występy młodszych, bo raczej rzadziej starszych kolegów.

Czy ma Pan jeszcze odczucie ekscytacji kolejnymi wyjazdami, kolejnymi występami?

Zawsze mam takie odczucie. Całe życie chciałem występować dla publiczności. Występy w telewizji nie są niczym specjalnie ekscytującym. Są dwa rodzaje występów telewizyjnych. Pierwszy rodzaj to występ dla publiczności, który rejestrują kamery i przyznam, że nigdy nie nauczyłem się tego, aby myśleć, że są kamery telewizyjne. Zawsze myślę o tym, że mam przed sobą widownię. Publiczność daje mi energie i w najtrudniejszych chwilach w życiu spotkania z publicznością mi pomagały . Obcując z publicznością doładowuję swoje akumulatory, ale mam przy tym nadzieję, że naładowujemy się nawzajem (śmiech).

Jakiej muzyki słucha Pan na co dzień?

Słucham gitarowego rocka. Myślę tu np. o Marku Knopflerze, na którego koncercie byłem kilka dni temu w łódzkiej Atlas Arenie czy Ericu Claptonie.

Rozumiem, że też wybiera się Pan na jego koncert 6-go czerwca do Łodzi?

Na pewno się pojawię. Słucham też jazzu. Lubię też, tak zwaną, muzykę klasyczną, którą kocham słuchać w nocy w samochodzie.

Z muzyką nie rozstaje się Pan również w swoich występach artystycznych. Dziś w Pałacu Poznańskich słyszeliśmy w Pańskim wykonaniu przeróbkę genialnego utworu zespołu The Eagles pt. „Hotel California“.

Zgadza się. Widać po tym, że interesuję się muzyką. Wie Pan, mógłbym tu przyjechać z pół playbackiem, a przyjechałem z dwoma muzykami. Mamy większy zespół, bo powiększony o perkusje, ale tym razem byliśmy w mniejszym składzie. Nie przepadam za klasycznymi, tak zwanymi, piosenkami kabaretowymi dlatego wykonujemy troszkę inne piosenki. Ktoś nazwał je piosenkami big beatowymi z zabawnymi tekstami i to chyba dobra definicja.

Czy uważa Pan, że Polacy w kraju są bardziej powściągliwi, a zagranicą bardziej otwarci i łatwiej udaje się Panu nawiązać z nimi kontakt?

To bardzo ciekawe pytanie. Lata temu było tak, że jak Polacy na emigracji nie mieli kontaktu z ojczyzną to jak się przyjechało do nich np. do Ameryki to wystarczyło wyjść na scenę, powiedzieć „Dobry wieczór“ i cała sala płakała. Teraz oni są na bieżąco w tym co się dzieje tu w kraju. Myślę zatem, że dziś nie ma takiego rozróżnienia. Jeśli ktoś kupił bilet i wie na co kupił ten bilet to ma się do czynienia ze świetną publicznością i tu i za granicą. Gdy publiczność jest przypadkowa bywa różnie. Ostatnio występowałem za granicą w Kanadzie i było świetnie. Przez to, że cena dolara czy euro jest taka, a nie inna to dochodzi czasem do kuriozalnych wręcz sytuacji. Kiedyś było tak, że jak ktoś zarobił 100 dolarów to żył za te pieniądze przez miesiąc. Dziś jest inaczej. Pewnego razu zaproponowano mi występ w Sztokholmie, a ja odmówiłem mówiąc, że mam już zaplanowany na ten dzień występ w Tarnowie. Kiedyś coś takiego byłoby niemożliwe. Apropo’s Szwecji tam jest świetna, inteligentna publiczność.

Wielu z nas pamięta Pana z programów telewizyjnych „Dyżurny Satyryk Kraju", „Ale plama", „Śmiechu Warte" czy „Szkoda gadać“. Czy w najbliższym czasie zobaczymy Pana na szklanym ekranie?

Nie ma takich planów. Wszystkie programy telewizyjne w których brałem udział zaczynały się od tego, że ktoś mnie do nich zaprosił. Kilka lat temu sam poszedłem do telewizji z moją propozycją programu. Na wstępie zaczęli mi pokazywać słupki i tabelki obrazujące oglądalność po czym stwierdzono, że nie mamy szans z tym scenariuszem osiągnąć zadowalającej ich oglądalności. Pewnie i mieli rację. I na tym stanęło.

Jaki dowcip Pana ostatnio rozbawił?

Ostatnio to nie jest tak łatwo (śmiech). Mam kolegów, którzy się specjalizują w opowiadaniu tzw. obiegowych dowcipów i nawet oni opowiadają dowcipy coraz gorsze (śmiech). Przypomniał mi się dowcip, najkrótszy jaki znam.

Przychodzi facet do jasnowidza, puka do drzwi. Jasnowidz pyta zza drzwi:
- Kto tam?
a facet na to:
- chrzanię takiego jasnowidza!

Jak wspomina Pan wieloletnią współpracę z Januszem Rewińskim?

Bardzo dobrze. Janusz jest człowiekiem wysoce inteligentnym, bardzo dowcipnym, bardzo zdolnym. Nadajemy na tych samych falach i przez te wszystkie lata współpracy nie miałem z nim nigdy żadnego konfliktu. Jak ma się dobrego partnera to poziom programu się podnosi. Uzupełnialiśmy się, przygotowywaliśmy się wstępnie do nagrań programu, po czym wchodziliśmy na wizję i zaskakiwaliśmy się nawzajem.

Dużo było improwizacji podczas nagrań?

Bardzo dużo. Oprócz piosenek nic nie było napisane. Spotykaliśmy się parę godzin wcześniej w bufecie, zapisywaliśmy na kartce punkty, a rozwijaliśmy tematy na wizji. Czasem było tak, że wchodząc do studia coś zobaczyliśmy i siadając w fotelach przed kamerami po prostu zaczęliśmy o tym mówić. To była niewiarygodna satysfakcja . Choć i był to wysiłek, bo ja przyjeżdżałem samochodem rano z Krakowa do Warszawy. Kończyliśmy nagranie o godzinie 17, a więc mogłem spokojnie do Krakowa wrócić, ale często spałem w Warszawie. Byłem tak zmęczony, że podczas jazdy, jeśli się na nią zdecydowałem , musiałem się zatrzymać i zasypiałem w samochodzie. Ale jednocześnie była to nieprawdopodobna frajda, a zmęczenie było z przyjemności.

Czego mogę Panu życzyć?

Żeby publiczność przychodziła na moje występy.

Tego zatem życzę, dziękuję za miłą rozmowę i do zobaczenia ponownie w Łodzi.

Dziękuję i trzymam Pana za słowo (śmiech).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto