Nawet w realizacji najszlachetniejszej misji kiedyś musimy zrobić sobie przerwę na oddech. Co prawda - moich codziennych wypraw na działki w celu karmienia bezdomnych kotów nie zaliczyłabym do misji szlachetnych, ale nie zmienia to faktu, że o krótkiej odskoczni od tego obowiązku wprost marzę. Obawiam się jednak, że moje marzenie pozostanie li tylko niespełnionym pragnieniem.
O przyjaźni łączącej mnie z panią Jadwigą Ślawską-Szalewicz można by już napisać sporą książkę. Odnalazłyśmy się przecież w internecie jak dwie szpilki w stogu siana, dlatego zaproszenie od Jadwigi na spędzenie przeze mnie świąt Bożego Narodzenia w jej domu sprawiło mi wielką radość. Przyjęłam je z wdzięcznością, ponieważ bez względu na okoliczności takich zaproszeń się nie odrzuca.
Pozostaje jednak do rozwiązania "drobny" szczegół, związany z moim ewentualnym, dwudniowym wypadem do Warszawy, którego - póki co - nie jestem w stanie sama rozwikłać. Owym szczegółem jest konieczność codziennego dokarmiania bezdomnych kotów - co w sytuacji aktualnych warunków pogodowych nie powinno nikogo dziwić. Wyznając zasadę, że nie takie bryły przed nami były, zwróciłam się z apelem o pomoc do licznej grupy internautów, udzielających się na portalu społecznościowym Facebook, mieszkających w Łodzi i deklarujących swoją miłość do kotów w kwestii zastąpienia mnie w tym "kocim" obowiązku w dniach 25 i 26 grudnia.
Apel ten spotkał się z reakcją... zerową - co moje plany wyjazdu do Warszawy na dobrą sprawę także eliminuje do zera. Zważywszy na fakt, że w sieci liczne grono stanowią rożne fundacje specjalizujące się w niesieniu pomocy bezdomnym kotom - nie pozostaje mi nic innego jak ów brak reakcji na mój apel skwitować aforyzmem Zbigniewa Waydyka: "Wiele deklaracji podpisywanych imiennie kończy się bezimienną plajtą", a - jak twierdzi z kolei Adolf Jończyk - "Najsilniejszy opór stawia obojętność."
Jedna z moich przyjaciółek zwykła mawiać w różnych patowych sytuacjach - taki bąk!
O moich wyjazdowych planach, związanych w wizytą u pani Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz, mogę także powiedzieć - taki bąk! A co zatem z moją naczelną, życiową dewizą, że nie takie bryły przede mną były? Tym razem nie ma ona zastosowania, ponieważ ta konkretna bryła akurat jest nie do przeskoczenia.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że opisany wyżej przypadek jest tylko incydentalnym wyjątkiem od powszechnie obowiązującej reguły, którą strzegę jak źrenicy w moim oku.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?