Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kulinarne przeszkody w miasteczkach

Judyta Więcławska
Judyta Więcławska
Od czterech lat mieszkam na wsi. Przeprowadzając się z 120-tysięcznego miasta, do 3-tysięcznego miasteczka odczuwa się wieeeelką zmianę. Nie zawsze zmianę na lepsze. Ale ma co się oszukiwać, nie istnieją przecież same minusy.

Szlag jednak mnie trafia (tak jak dosłownie przed chwilą) gdy nie mogę kupić w tutejszych sklepikach przypraw niezbędnych do przygotowania obiadu. Nie jestem zbyt wybredna. Jako osoba o niewielkich zdolnościach kulinarnych zamierzałam zrobić dziś gulasz. Szperając po szafkach stwierdziłam, że brakuje mi kaszy jęczmiennej i fixu do gulaszu (w sumie już obojętnie jakiej firmy).

Jako, że nie zrobiłam jeszcze prawa jazdy (pluję sobie teraz w twarz), w samo południe wyruszyłam na rowerze do pobliskiego sklepu. Kasza w torebkach jest, fix do gulaszu – hmm, wiem, że go miałem, ale teraz na szybko to nie znajdę... – z marzeń o perfekcyjnym rodzinnym obiadku wyrwał mnie głos sklepikarza. No nic, niech będzie tylko kasza. Po fix pojadę gdzieś indziej – trudno.

Z wypiekami na twarzy (jako, że upał dziś niesamowity) popędziłam do kolejnych sklepów. Wszędzie patrzono na mnie jakbym chciała gwiazdkę z nieba. Jedna pani, to powiedziała, że owszem – w słoiczkach sos do spaghetti jest. No tak, bo między spaghetti a gulaszem jest znikoma różnica – zażenowana opuściłam budynek.

Po sześciu nieudanych podejściach zrezygnowana i z językiem do pasa wróciłam do domu. Nie da rady, trzeba jakoś inaczej sobie poradzić. Ze spiżarni wyjęłam domowej roboty przecier. Do prużącego się mięska dodałam słodką paprykę, wspomniany pomidorowy przecier, inne znalezione przyprawy, i... czekam na rezultat. Zapach zniewalający, lekkie drgania pokrywki od garnka pobudzają zmysły. Mój brzusio woła jeść...

To nie pierwszy raz, kiedy w Lubrańcu nie znalazłam tego – com chciała. Wcześniej był żurek w torebce (określonej firmy – ale kryptoreklama jest tutaj absolutnie zbędna), awokado, łosoś w płatach, drobiowe żołądki... No dobrze, rozumiem, że nie mogę wymagać od małego miasteczka zaopatrzenia jak w wielkim (albo średnim) mieście. Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że nie oczekuję nie wiadomo czego...

Uroki małych miast i wsi są różne. Nawet po czterech latach wydaje mi się, że ludzie wciąż się na mnie dziwnie patrzą. – Co to za jedna? Czyja to córka? To ta, co mieszka na Parcelach? – z tego typu pytaniami wymalowanymi na twarzach. Przewrażliwienie? – Być może. Mieszkańcy małych miejscowości chcą wiedzieć dosłownie wszystko. Kto z kim i dlaczego. Może po prostu nie pozwoliłam im się zbytnio zbliżyć, by poznać mnie samą... oczywiście – nie żałuję tego. Cenię swoją prywatność i wygodę. Studia w innym mieście nadają mi niejakiej tajemniczości – i niech tak póki co pozostanie.

Mimo wszystko lubię wracać do mojej wsi z ogromnego Poznania. Zawsze mogę liczyć na wyciszenie, kojące trele ptaków, zapach zbóż i piękne kwiaty w ogrodzie – chlubę mojej mamy. Czas wtedy zdaje się płynąć wolniej. Nie pędzę na tramwaj, nie gonię autobusu. Mam więcej czasu dla siebie, czuję się totalnie zrelaksowana, no chyba, że muszę w pocie czoła szukać jakiejś durnej przyprawy...

Nie wszystko jednak musi tak wyglądać. Wystarczy wybrać się raz na jakiś czas na porządne zakupy do Włocławka. Zaopatrzyć się w spory zapas produktów, których tu – w Lubrańcu zwyczajnie brakuje. A Wy? Też macie takie „irytujące” dni? Macie chwilami świadomość rzucania malutkich kłód pod nogi? Kiedy nie zawsze wszystko idzie po Waszej myśli (a spowodowane to jest miejscem zamieszkania)?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto