Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kwiecień 2010. Najważniejsze wydarzenia

Tomasz Osuch
Tomasz Osuch
Co stało się w kwietniu ubiegłego roku? Jak zareagowaliśmy na wieść o smoleńskiej katastrofie? Co robiliśmy w obliczu największej tragedii w powojennej historii naszego kraju?

Najwybitniejszy nawet kronikarz nie byłby w stanie opisać wszystkich wydarzeń, którym początek dała zeszłoroczna katastrofa w smoleńskim lesie. Tym bardziej moje próby dokładnego ukazania realiów "posmoleńskiej" Polski skazane są z góry na niepowodzenie. Sam tylko kwiecień pełen był podniosłych, wzruszających, ale przede wszystkim smutnych ceremonii. Postanowiłem więc jedynie w szerszej perspektywie, nie uciekając przy tym od ocen i opinii, przedstawić ten trudny kwietniowy okres, wyszczególniając najważniejsze tylko jego wydarzenia, które w wielu z nas wciąż budzą ogromne emocje.

10 kwietnia - dlaczego?

Choć każdemu zapewne utkwił on w pamięci inaczej, dzień ten zapamiętał każdy z nas. Niepewność, strach, niedowierzanie, wreszcie gorycz prawdy i ogromny, niemożliwy do wyrażenia w słowach smutek i żal. Uczucia te targały w tym tragicznym dniu całym niemal narodem. I ta pustka - tym dziwniejsza, że po ludziach, których większość z nas znała tylko z telewizji, ale których darzyliśmy skrajnymi niekiedy uczuciami. "Dzisiaj rano, otwierając oczy, słysząc wiadomości w radiu, nie wierzyłam w to, co się stało" - pisała kilka godzin po katastrofie internautka o imieniu Aleksandra. - "Czas stanął w miejscu. Powoli docierało do mnie, że Katyń zabrał nam znowu to, co dla nas najważniejsze - ludzi, których kochaliśmy, z którymi przyjaźniliśmy się. Pewnie każdy z nas zadał sobie pytanie: dlaczego?"

Świat płacze razem z Polską

Aż 22 kraje ogłosiły żałobę narodową na wieść o śmierci polskiego prezydenta i towarzyszących mu osób. Brazylia, Bułgaria, Czechy, Chorwacja, Czarnogóra, Estonia, Gruzja, Hiszpania, Kanada, Litwa, Łotwa, Macedonia, Malediwy, Mołdawia, Rep. Zielonego Przylądka, Rosja, Rumunia, Serbia, Słowacja, Turcja, Ukraina, oraz Węgry - narody tych państw, razem z Polakami, opłakiwały ofiary katastrofy. Kondolencje na ręce polskich władz złożyli przedstawiciele wszystkich niemalże państw świata, a znamiennym pozostaje fakt, że głowy nad polską tragedią pochyliły razem wrogie sobie Izrael i Iran, zwaśnione państwa koreańskie, czy chociażby przedstawiciele najróżniejszych wyznań i religii. "Głębokim bólem napełnia mnie wiadomość o tragicznej śmierci Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego żony oraz osób, które towarzyszyły mu w drodze do Katynia. (...) Na ten trudny czas dla narodu polskiego szczególne błogosławieństwo wszechmogącego Boga" - napisał w w telegramie do Bronisława Komorowskiego papież Benedykt XVI.

Umarł Król, niech żyje Król

Trudno jest pisać o katastrofie smoleńskiej w kontekście jakiegokolwiek, najmniejszego nawet sukcesu, czy choćby pozytywnych skutków wywołanych tym tragicznym wydarzeniem. Niemniej jednak, abstrahując od przyczyn katastrofy, należy obiektywnie stwierdzić, że system odpornościowy organizmu państwowego, jeżeli 10 kwietnia ubiegłego roku nie zadziałał perfekcyjnie, to na pewno - w chwilach dla narodu i państwa najtrudniejszych - nie zawiódł.

Mowa tu o utrzymaniu ciągłości władzy. Konstytucja z 1997 roku zdała w tym wypadku egzamin, choć nie obyło się bez kontrowersji. Niektórzy urzędnicy Kancelarii Prezydenta twierdzili bowiem, że marszałek Sejmu Bronisław Komorowski bezprawnie przejął obowiązki prezydenta RP, nie czekając na oficjalne potwierdzenie przez stronę rosyjską zgonu prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W armii natomiast, która jak wiadomo straciła dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych, obowiązki poległych na służbie generałów przejęli ich zastępcy. Ciągłość władzy ustawodawczej, mimo iż zginęło wielu parlamentarzystów, nie została zachwiana. Polska straciła też prezesa Narodowego Banku, którego wszystkich obowiązków nie mógł - zgodnie z prawem - wykonywać jego zastępca, co mogło mieć negatywny wpływ m.in. na wartość polskiej waluty. Ostatecznie ś.p. Sławomira Skrzypka zastąpił Marek Belka. Do dziś natomiast nie udało się wyłonić nowego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, choć nadal trwa konkurs na to stanowisko. Skutki katastrofy boleśnie odczuły też liczne organizacje pozarządowe, które straciły wielu swoich zasłużonych działaczy.

Ogólnie rzecz biorąc, Państwo Polskie w obliczu katastrofy, nie mającej przecież żadnego odpowiednika w historii świata, obroniło się w tych trudnych chwilach. Zostało to zresztą zauważone także poza granicami naszego kraju. Za przykład może tu posłużyć kanclerz Niemiec Angela Merkel, która wyraziła podziw dla sprawności z jaką polski system władzy uporał się z politycznymi skutkami katastrofy.

Jedność

"W dniu kiedy przyszło nam stanąć w obliczu nieodgadnionej, niespotykanej w swych skutkach tragedii, jesteśmy poddani swoistej próbie. Karty historii pokazują, jak "gen patriotyzmu" budzi się w momentach krytycznych naszego narodu. Teraz również!" - pisała w swoim artykule na łamach W24 Angela Mikołajczuk.

W ostatnich latach nie mieliśmy zbyt wielu okazji, by wyrazić narodową jedność. Robimy to zresztą częściej w chwilach dla nas trudnych - niekiedy właśnie "krytycznych", aniżeli w chwilach chwały. Tak było w 2005 roku, kiedy na naszych oczach do domu Ojca odchodził Jan Paweł II. Tak było i rok temu, kiedy 10 kwietnia przez nikogo nie przymuszeni, z własnej jedynie woli i z potrzeby serca, Polacy tłumnie zebrali się przed Pałacem Prezydenckim, by wspólnie pochylić się nad ofiarami katastrofy i pomodlić się za ich dusze. Tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi przewijało się przez Krakowskie Przedmieście. Wielu czuwało całymi nocami. Zapłonęło miliony zniczy. Jakże piękne jest poczucie jedności, nawet gdy jednoczymy się w trwodze, nawet gdy jedność ta nie trwa tak długo, jak trwać powinna. Niestety dziś już tylko wspomnienie pozostało po jedności, jaką wtedy doznaliśmy.

Powrót prezydenta

Był to bez wątpienia jeden z najbardziej wzruszających momentów po katastrofie smoleńskiej. 11 kwietnia, krótko po godz. 15 na warszawskim Okęciu wylądował samolot z ciałem prezydenta. Trumna pokryta biało-czerwoną flagą została wyprowadzona z samolotu przez żołnierzy kompanii honorowej Wojska Polskiego i umieszczona na katafalku. Zabrzmiał "Mazurek Dąbrowskiego", modlitwy odmówili nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk, sekretarz Episkopatu Polski bp Stanisław Budzik, metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz oraz wojskowi kapelani. Krótką modlitwę przy trumnie odmówiła także rodzina zmarłego prezydenta. Cześć oddali mu także przedstawiciele władz: marszałkowie Sejmu i Senatu, premier, członkowie rządu, szef Parlamentu Europejskiego oraz pracownicy kancelarii prezydenta. Podczas gdy orkiestra wojskowa grała melodię "Śpij kolego" trumna z ciałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego została złożona w samochodzie, który ruszył ulicami Warszawy.

Tysiące Polaków, zarówno tych mieszkających na stałe w stolicy, jak i tych przyjezdnych, witało powracającego z Rosji zmarłego prezydenta. Żwirki i Wigury, Krzyckiego, Raszyńską, Alejami Jerozolimskimi, przez rondo Dmowskiego, Marszałkowską, przez Plac Bankowy, Senatorską, Miodową i Krakowskim Przedmieściem - tymi ulicami do Pałacu Prezydenckiego przejechał kondukt, jakiego Warszawa nigdy wcześniej nie widziała. Zanim jeszcze kondukt dojechał do celu, zabiły dzwony warszawskich kościołów, a licznie zgromadzeni na trasie przejazdu konduktu ludzie poczęli śpiewać hymn oraz pieśń "Boże coś Polskę". Samochód z ciałem Lecha Kaczyńskiego pokryty był już wtedy grubą warstwą kwiatów, bezimiennie rzuconych nań w geście żalu, szacunku oraz podzięki za spełnioną misję.

Wawel

Nie wiadomo kiedy dokładnie zrodził się pomysł pochowania prezydenckiej pary na Wawelu. Nie jest też pewne, kto jest tego zamiaru autorem, choć powszechnie uważa się zań kard. Stanisława Dziwisza. Nie to jest dziś zresztą najważniejsze. Ważny był spór, jaki został decyzją o wawelskim pochówku Marii i Lecha Kaczyńskich wywołany. 14 kwietnia głos w tej sprawie zabrał Andrzej Wajda, który w specjalnym liście przesłanym do "Gazety Wyborczej" napisał m.in: "Prezydent Lech Kaczyński był dobrym, skromnym człowiekiem, ale nie ma żadnych przyczyn, dla jakich miałby spocząć na Wawelu wśród Królów Polski - obok marszałka Józefa Piłsudskiego". Wraz z żoną, która także podpisała się pod owym listem, Wajda wyraził przekonanie, że "decyzja ta wywołuje poważne protesty i może spowodować najgłębsze od odzyskania niepodległości w 1989 roku podziały polskiego społeczeństwa".

Faktycznie bez protestów się nie obyło i choć nie wiadomo, czy były one spontanicznym wystąpieniem niezadowolonych z decyzji kościoła ludzi, czy bardziej sprowokowane zostały przez list Wajdy i rozliczne głosy zniesmaczonych polityków, to pewnym jest, że sama decyzja podzieliła naród. Było już jednak za późno, powaga sprawy ostatecznie zaważyła na tym, że kościół swojego zdania nie zmienił, tym bardziej, że nikt - ani kard. Dziwisz, ani władze państwowe, ani rodzina pary prezydenckiej - nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności za samą decyzję.

Katyński koniec historii II Rzeczypospolitej

Nie mogła historia napisać bardziej tragicznego, ale i w pewnym sensie "pięknego" zakończenia dziejów II Rzeczypospolitej. Oto ostatni jej przedstawiciel zginął w miejscu, w którym 70 lat wcześniej ginęli najlepsi jej synowie i zamknął tym samym kolejną, jakże bolesną kartę z przeszłości Polski i polskiego narodu. Prezydent Ryszard Kaczorowski, bo o nim mowa, powrócił do ojczyzny 15 kwietnia, by spocząć w Świątyni Opatrzności Bożej. Jego powrót był tym bardziej symboliczny, że wielu z tych, z którymi walczył o wolną i niepodległą Polskę, nie mogło do niej wrócić, a ich groby rozsiane są dziś po całym świecie, w tym także w lesie katyńskim.

Krzyż

15 kwietnia harcerze i harcerki z ZHP i ZHR, pośród tlących się zniczy, ustawili przed Pałacem Prezydenckim drewniany krzyż, wokół którego zaczęli gromadzić się ludzie. Na krzyżu tym widniał też napis: "Ten krzyż to apel harcerzy i harcerek do władz i społeczeństwa o zbudowanie tutaj pomnika". Zarówno niniejsza inskrypcja jak i sam krzyż miały w późniejszym okresie wywołać - jak pamiętamy - wiele kontrowersji.

"Wróciliście jako bohaterowie"

Tego samego dnia do Polski przyleciał kolejny samolot z Rosji. Tym razem jednak nie wiózł jednej tylko trumny. Było ich aż 34. Kolejno wynoszone przez żołnierzy w rytm żałobnych melodii utworzyły na płycie warszawskiego lotniska nie dający się wymazać z pamięci obraz. Rodziny podchodziły powoli, by powitać zmarłych bliskich, powracających z ostatniej - jakże tragicznej podróży i by odmówić pierwszą nad ich ciałami modlitwę. "Wróciliście w trumnach, okrytych biało-czerwonymi sztandarami, jako bohaterowie" - powiedział wtedy premier Donald Tusk. Następnie trumny przewiezione zostały w kondukcie żałobnym na warszawski Torwar. W kolejnych dniach mieszkańcy stolicy mieli być świadkami kolejnych takich konduktów, które za każdym razem żegnali w ciszy i zadumie, oddając ofiarom Smoleńska ostatni pokłon.

Koniec czynności na miejscu katastrofy

Bardzo szybko, bo już 16 kwietnia, a więc sześć dni po katastrofie, co zresztą budziło wątpliwości lotniczych ekspertów, Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) poinformował o zakończeniu czynności dochodzeniowych na miejscu katastrofy. Ustalono m.in., że w odległości ok. jednego kilometra od pasa startowego lotniska Siewiernyj polski Tu-154m zahaczył o brzozę, po czym nagle skręcił w lewo, odwrócił się na plecy i opadł na ziemię. Zgodnie z komunikatem silniki maszyny działały do momentu zderzenia z ziemią. Na pokładzie polskiej maszyny, zdaniem rosyjskich ekspertów, nie wybuchł przed katastrofą pożar. Wykluczono też detonację ładunku wybuchowego.

"Łzy Matki"

Równo tydzień po katastrofie, 17 kwietnia o godz. 8.56 z Wierzy Mariackiej odegrana została przez dwóch strażaków przedwojenna pieśń "Łzy Matki", którą zastąpiono hejnał tylko po śmierci Jana Pawła II oraz w dniu jego pogrzebu. Na Wawelu bić począł dzwon Zygmunta, a wraz z nim rozbrzmiały kościelne dzwony w całej Polsce. Wszędzie zawyły strażackie syreny. Polska kolejny raz zatrzymała się, by oddać hołd ofiarom katastrofy w smoleńskim lesie.

Tego samego dnia o godz. 12, na Placu Piłsudskiego w Warszawie odbyły się oficjalne uroczystości żałobne, w których udział wzięli m.in. marszałkowie sejmu i senatu, premier i ministrowie, posłowie i senatorowie, członkowie rodzin ofiar katastrofy, przedstawiciele licznych organizacji pozarządowych, akredytowani w Polsce ambasadorowie oraz rzesze Polaków, które w tym dniu chciały wspólnie oddać hołd ofiarom katastrofy. "Niewiele jest takich chwil w dziejach narodu, w których wiemy i czujemy, że jesteśmy naprawdę razem, katastrofa pod Smoleńskiem do takich chwil należała" - powiedział podczas uroczystości marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.

Pogrzeb pary prezydenckiej

Po warszawskich uroczystościach państwowych przyszedł czas na krakowski pogrzeb. Trumny z ciałami Marii i Lecha Kaczyńskich przewiezione zostały samolotem do Krakowa, gdzie złożone miały być w jednej z podwawelskich krypt. Wcześniej jednak odbyło się nabożeństwo żałobne w Bazylice Mariackiej. Nabożeństwo poprowadził kard. Stanisław Dziwisz. W Bazylice zasiadło w sumie ok. 700 osób, w tym m.in prezydenci: Rosji - Dmitrij Miedwiediew, Niemiec - Horst Köhler, Czech - Vaclav Klaus, Ukrainy - Wiktor Janukowycz, Łotwy - Valdis Zatlers oraz Litwy - Dalia Grybauskaite. Należy tu wspomnieć o wybuchu wulkanu na Islandii, który uniemożliwił przybycie na pogrzeb prezydenckiej pary przedstawicielom kilkudziesięciu krajów, m.in. prezydentowi USA Barackowi Obamie, czy kanclerz Niemiec Angeli Merkel.

Niezwykłą postawą wykazał się natomiast prezydent Gruzji Michaił Saakaszwili - jeden z najbliższych politycznych przyjaciół zmarłego prezydenta Polski. Chcąc towarzyszyć Lechowi Kaczyńskiemu i jego małżonce w ich ostatniej ziemskiej drodze, prezydent Saakaszwili przebył kilka tysięcy kilometrów. Jeszcze w dzień pogrzebu gruziński prezydent odbywał wciąż wizytę w Stanach Zjednoczonych, skąd poleciał, omijając chmurę wulkanicznego pyłu, do Portugalii. Stamtąd z kolei udał się do Włoch, później z dużymi problemami do Turcji, następnie do Bułgarii, a na koniec do Rumunii, skąd nieoczekiwanie udało mu się przylecieć do Polski. Saakaszwili dołączył do konduktu żałobnego w drodze na Wawel. Pojawiły się później spekulacje, jakoby podróż do Polski gruzińskiego prezydenta utrudniać miały (szczególnie podczas postoju we Włoszech) rosyjskie służby dyplomatyczne, nie chcąc dopuścić do spotkania gruzińskiego przywódcy z prezydentem Miedwiediewem.

Przez wawelską bramę trumny z ciałami pary prezydenckiej przeniesione zostały przez żołnierzy kompanii honorowej Wojska Polskiego. Wniesione zostały do katedry wawelskiej, gdzie przykryto je czarną tkaniną z motywami lilii andegaweńskiej. Kard. Dziwisz odprawił ostatnie modlitwy, po czym trumny przeniesiono do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów, gdzie złożono je we wspólnych alabastrowym sarkofagu. W tej części pogrzebu udział brali jedynie najbliżsi członkowie rodziny oraz przyjaciele Marii i Lecha Kaczyńskich, w tym wspomniany już prezydent Gruzji Michaił Saakaszwili.

Już po pochówku, na dziedzińcu Zamku Królewskiego członkowie rodziny prezydenckiej pary - Jarosław Kaczyński, Marta Kaczyńska z córką i mężem Marcinem Dubienieckim oraz przedstawiciele najwyższych władz państwowych - Bronisław Komorowski, Bogdan Borusewicz, Donald Tusk oraz Radosław Sikorski odebrali kondolencje od zagranicznych delegacji.

Gdzie jest wrak?

19 kwietnia ukończone zostało uprzątanie miejsca katastrofy. Ze smoleńskiego lasu zniknęły - jak się wówczas wydawało - wszystkie części wraku Tu-154M. Nikt nie wiedział jeszcze gdzie podziały się szczątki polskiej maszyny. Jak się później okazało, przewiezione zostały na płytę lotniska Siewiernyj. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że rosyjskie służby - wbrew wszelkim przyjętym na świecie praktykom stosowanym w takich wypadkach - pozostawiły wrak samolotu pod gołym niebem, narażając go na oddziaływanie różnych warunków atmosferycznych. Już wtedy zaczęło to budzić obawy, że późniejszy stan wraku może uniemożliwić jego dokładne zbadanie przez ekspertów ds. wypadków lotniczych. Niestety, pomimo protestów ze strony polskich władz, Rosjanie przez kolejne pół roku nie zdecydowali się na odpowiednie zabezpieczenie wraku.

Szukanie winnych

Nie trzeba było długo czekać na pierwsze - raczej kontrowersyjne - rewelacje dotyczące śledztwa prowadzonego przez stronę rosyjską. 24 kwietnia akredytowany przy rosyjskiej komisji cywilno-wojskowej badającej przyczyny katastrofy, płk. Edmund Klich skrytykował przebieg śledztwa. Jego zdaniem rosyjscy śledczy byli zdeterminowani, by całą winą obarczyć polskich pilotów.
Kilka dni później płk. Klich został rozporządzeniem Ministra Obrony Narodowej podporządkowany Prezesowi Rady Ministrów, który od tej pory miał decydować o polityce informacyjnej polskiego akredytowanego. Dzień później poinformowano o rezygnacji płk. Klicha z przewodnictwa, powołanej przez MON Komisji Badań Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, której przewodnictwo objął szef MSW Jerzy Miller.

Co się stało?

29 kwietnia 2010 roku na stronie internetowej Naczelnej Prokuratury Wojskowej opublikowano komunikat, z którego wynikało, że w toku śledztwa prowadzonego przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie przyjęto następujące cztery wstępne wersje śledcze dotyczące przyczyn katastrofy:
1. Usterki techniczne samolotu Tu-154M/101, wśród nich:
- wady konstrukcyjne Tu-154M/101;
- defekty sprzętu powstałe wskutek złej obsługi przez personel naziemny;
- defekty urządzeń zaistniałe w czasie lotu;
2. Zachowanie załogi Tu-154M/101, w tym:
- błąd w technice pilotowania;
- niezdyscyplinowanie załogi w powietrzu (naruszenie przez załogę regulaminowych zasad lotu);
- niedoszkolenie załogi;
3. Zła organizacja i zabezpieczenie lotu, w tym:
- nieprawidłowości polskiego personelu naziemnego;
- nieprawidłowości rosyjskiego personelu naziemnego;
4. Zachowanie osób trzecich (np. zamach terrorystyczny, sugestie i oczekiwania określonego postępowania od załogi samolotu);

Jak widać nie wykluczono żadnej możliwości. Śledztwa prowadzone przez kilka komisji oraz wojskowe prokuratury w Polsce i Rosji, trwają do dziś i zapewne nie zostaną szybko zakończone. Rok po katastrofie w smoleńskim lesie nadal nie wiemy, co zabiło polskiego prezydenta oraz 95 osób towarzyszących mu w drodze do Katynia.

Źródła:
Wiadomości24; Onet.pl; "Gazeta Wyborcza"; RMF; Prezydent.pl; RIA Novosti

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto