Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mariusz Kalaga: "Roy Orbison wytyczał mi artystyczną drogę"

Redakcja
Mariusz Kalaga i Bernadeta Kowalska
Mariusz Kalaga i Bernadeta Kowalska
Z piosenkarzem Mariuszem Kalagą rozmawiałem m.in. o współpracy z Gangiem Marcela, Galach Piosenki Biesiadnej, o jego występie na Placu Świętego Piotra w Watykanie w obecności Jana Pawła II oraz o muzyce country i Pikniku Country w Mrągowie.

Adam Sęczkowski: Cytując piosenkę z Pana repertuaru "Tu jest Twój dom, strzeże go dobry Bóg i nie zapomnij, bo ciągle czeka tu". Jakie jest Pana wspomnienie rodzinnego domu?

Mariusz Kalaga: Rodzice stworzyli mi bardzo ciepły i śpiewający dom. W każdą niedzielę chodziliśmy do kościoła. Mama i tata też dobrze śpiewali, więc mieli za młodu swoje przygody muzyczne. To też w genach przeszło troszkę na mnie. (śmiech) Zresztą dziadek grał na perkusji i kontrabasie więc mogę stwierdzić, że mój rodzinny dom był pełen muzyki.

"Moja ławka i drzewo i park" – czy ma Pan takie miejsce w Dąbrowie Górniczej?

- Tak. Nawet to miejsce zostało pokazane w jednym z moich teledysków. Jest to Park "Zielona" i w nim jest taki punkt, o którym mówi ta piosenka.

W latach 94-97 współpracował Pan z będącym na szczycie zespołem Gang Marcela, z którym to nagraliście "Kolędy-Nastrój Świąt" i "Bieszczady-country na swojską nutę". Jakie były powody zakończenia tej współpracy?

- Ten okres mojego życia wspominam bardzo dobrze, ponieważ współpraca z Basią i Marcelem (Trojan - przyp. red.) to dla mnie ogromna wiedza i edukacja. Były to czasy, kiedy "łykałem" wszystkie uwagi. Po tych czterech wspaniałych latach, podczas których mogłem poznać wspaniałą gamę polskich muzyków, Basia z Marcelem stwierdzili, że chcą nagrać płytę o tematyce religijnej i mnie w tym akurat materiale nie za bardzo widzieli. Zresztą Marcel sam powiedział, że znakomicie radzę sobie na scenie i powinienem spróbować występów na własny rachunek. Rozstanie było bardzo przyjacielskie i wyznam, że do tej pory mamy ze sobą kontakt.

Brał Pan udział m.in. w Gali Piosenki Biesiadnej emitowanej przez TVP2. Czy w dzisiejszych czasach byłoby miejsce na taki program w TV?

- Oczywiście, że tak. Żałuję że program zniknął z anteny, mimo iż były organizowane i emitowane dosyć często, ale zapotrzebowanie na tego typu koncerty było w tamtych czasach ogromne. Podejrzewam, że w czasach obecnych również byłoby podobnie. Należałoby tylko, idąc z duchem czasu, nieco zmienić formę tych występów. Cieszę się, że miałem okazję brać udział w tych Galach Piosenki Biesiadnej Zbigniewa Górnego. Uważam, że jeśli telewizja chciałaby wrócić do tego nurtu to ma pełną moją aprobatę. Obserwując moje koncerty w różnych regionach Polski i wykonując czasem piosenki biesiadne mogę powiedzieć, że u naszych rodaków jest chęć wspólnego śpiewania. Wspomnę tutaj kanon z pewnego kultowego filmu, gdzie w jednej ze scen dziennikarz pyta: "Jakie lubi Pani piosenki?", na co kobieta odpowiada: "Te, które znam". (śmiech)

W swoim repertuarze ma Pan znane przeboje Roya Orbisona, Elvisa Presleya, Shakin Stevensa. Wyobraźmy sobie, że złowił Pan złotą rybkę i może Pan na jeden dzień stać się jedną z tych gwiazd u szczytu ich popularności. Kogo wybrałby Pan i dlaczego?

- Zdecydowanie mój wybór padłby na Roya Orbisona. Jak zapewne Pan wie, nikt inny w Polsce jak dotąd nie odważył się zagrać materiału jemu poświęconemu po polsku. Mi to się udało w 1993r. Łatwo można policzyć, że mija 20 lat od tamtego czasu. Przez te lata kierunek Roya Orbisona wytyczał mi artystyczną drogę. Nawet w swoich audycjach pt. "Muzyczne wspominki dla rodzinki", która była emitowana w jednej ze stacji radiowych często prezentowałem twórczość tego artysty. Czytałem również biografię tego muzyka i mogę podpisać się pod słowami, że jest to dla mnie postać kultowa.

Dzień z kariery, który na zawsze zapisał się w Pańskiej pamięci. Z jakich osiągnięć jest Pan najbardziej dumny?

- Najbardziej jestem dumny z ostatniej nagrody, jaką otrzymałem od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za krzewienie polskiej kultury. To jest dla mnie wyróżnienie za całokształt mojej twórczości. Nie chodzi tu tylko o występy sceniczne, ale również jestem Przewodniczącym Komisji Kultury Związku Miast Polskich. Jest to działanie, aby nasza kultura miała się dobrze, rozwijała się i nie dawała się zapominać.

A jaki był ten jeden dzień z kariery, który na zawsze zapisał się w pamięci?

- To zdecydowanie jeden z dni stanu wojennego. Na Placu Świętego Piotra w Watykanie zaśpiewałem pieśń "Czarna Madonna". Wszystko to miało miejsce w obecności naszego Człowieka Tysiącleci – Jana Pawła II. Na Placu znajdowało się wtedy około 12.000 ludzi. Pamiętam, jakie wzruszenie wywołały u mnie pierwsze frazy tej pieśni, którą wykonałem wraz z Zespołem Pieśni i Tańca "Dąbrowiacy". To było coś nie do opisania, nie da się tego zapomnieć i nawet jak mówię to musi Pan w tym momencie słyszeć u mnie wzruszenie.

„Już zamknąłem serca drzwi, Ciao Amore Mio. Nie uronię jednej łzy, nie obaczysz mnie z taką miną” – to fragment Pana piosenki. Jak wiele złamał Pan serc?

- (Śmiech) Nigdy takie działanie nie było moją intencją. Ponad tym, co robię są czasem tzw. uczucia platoniczne, na które nie mam wpływu. Kobiety lubią moje piosenki to wiem. Nie zgodzę się z tym, że moje serce jest zamknięte na różnego rodzaju znajomości i przyjaźnie, ale traktuję te relacje w kategoriach artysta-publiczność.
„Country to uczciwa muzyka, podobnie jak reggae” powiedział w jednym z wywiadów saksofonista UB40, Brian Travers. Czy zgodzi się Pan z tą wypowiedzią? Na czym polega uczciwość tego gatunku? Czym dla Pana jest country?

- W 110% zgodzę się z wypowiedzią Pana Briana Traversa. Muzyka country jest uczciwa, bo jest prawdziwa. Opowiada o naszej codzienności, o tym, co nas spotyka w życiu. Mówi o radościach, smutkach, sukcesach i porażkach. W tej muzyce nie ma "ściemy", jakby powiedzieli młodzi ludzie. (śmiech) Country jest od zawsze w mojej duszy. W 2000 roku byłem na festiwalu muzyki country w Nashville i powiem Panu, że ta podróż tak mnie pozytywnie naładowała, że niedługo po powrocie do Polski nagrałem nową płytę pt. "Zapamiętaj mój numer telefonu". Przelałem na nią wszelkie te wzory z amerykańskiego country.

Wspomniał Pan, że w 2000 roku uczestniczył w największym na świecie festiwalu muzyki country „FAN FAIR” w Nashville. Jak by Pan porównał europejski rynek country na tle amerykańskiego?

- Zanim szczegółowo odpowiem na to pytanie chciałbym tylko zaznaczyć, że muzyka country przywędrowała do USA z Europy. Stało się to za sprawą emigrantów z Irlandii. Ten rodzaj muzyki krzewili oni na kontynencie amerykańskim.

Wielu Europejczyków jest przekonanych, że muzyka country pochodzi właśnie z USA.

- Zgadza się, ale polecam wszystkim, którzy są zainteresowani genezą tego gatunku muzyki do pozycji pt. "Wszystkie drogi prowadzą do Nashville", gdzie Korneliusz Pacuda, ojciec chrzestny country w Polsce dokładnie to wszystko opisuje. Opatrzył to wszystko piękną muzyką, gdzie jest ponad 140 utworów podzielonych na różne etapy m.in. jak ta muzyka się tworzyła, pokazujące przeobrażenia tego gatunku. Wracając do Pańskiego pytania to w Europie muzyka country jest szczególnie popularna wśród kilku krajów. Oprócz wspomnianej Irlandii dużo zespołów country jest m.in. w Czechach, Austrii, Niemczech. Ktoś kiedyś powiedział, że "country to wieś". Jest to bardzo obraźliwe sformułowanie. Ta muzyka jest fantastycznie odbierana podczas koncertów plenerowych. Ludzie bawią się, żywiołowo reagują na dźwięki. Uważam również, że country to muzyka melodii; jest zwrotka, jest refren, jest opowiedziana historia zrozumiała dla wszystkich. Jest to przeciwieństwo niektórych utworów z innych gatunków, w których to melodia jest chaotyczna, a często również nie można zrozumieć słów piosenki czy opowiedzianej historii.

Wśród zagorzałych fanów muzyki country od kilku lat słychać głosy, że Piknik Country przestał być country. Krytykuje się zapraszanie takich artystów, jak Maryla Rodowicz, Maciej Maleńczuk, Perfect, Wilki, Boys. Jaka jest Pańska opinia na ten temat?

- Moja opinia jest taka sama jak wielu prawdziwych fanów muzyki country, ale staram się być obiektywny. Maryla Rodowicz i Maciej Maleńczuk pięknie wpisali się w klimat country grając znakomite koncerty w Mrągowie. Zaproszenie takich zespołów jak Perfect, Wilki czy Boys na Piknik Country w Mrągowie to dla mnie totalne nieporozumienie, mimo że szanuję każdy z tych zespołów. Wydaje mi się, że mają tyle scen w Polsce, w Europie i na świecie, że Mrągowo mogliby sobie odpuścić.
Ma Pan wśród polskich i zagranicznych artystów współczesnych osoby, które szczególnie ceni?

- Nie chcę tu nikogo wyróżnić, ani skrzywdzić. Powiem, zatem ogólnie, że lubię i szanuję artystów o charakterystycznych wokalach. Cenię takich, których teksty są mądre i przemyślane, a w treści mówią o czymś i są kierowane do konkretnej grupy osób.

Co Pana bardziej stymuluje do działania - sukces, czy porażka?

- Niestety, ale porażka. Im więcej miałem kłód rzucanych pod nogi, tym bardziej mnie to mobilizowało. W genach odziedziczyłem ambicję. Niepowodzenia nie załamywały mnie, a wprost przeciwnie. Lubię analizować dane sytuacje i wyciągać wnioski.

Co poza muzyką jest Pana pasją w życiu?

- Może to się wielu osobom wydać dziwne, ale lubię grzebać w ziemi. (śmiech) Jestem takim domowym ogrodnikiem. (śmiech) Czasem eksperymentuję z roślinkami na tarasie. To mnie naprawdę relaksuje i uspokaja. Moją pasją jest również jazda na nartach. Zawsze zimą staramy się z rodziną wyjechać na kilka dni i pozjeżdżać po zaśnieżonych stokach. Czasem lubię również stworzyć jakiś projekt i pobawić się w architekta wnętrz. Lata temu skończyłem Technikum Budowlane i wdrażam moje wizje do mojego domu i do domów moich przyjaciół.

Jaka jest różnica między Pana pierwszym CD i tym obecnym, czyli „Tych kilka dróg”?

- Mogę powiedzieć, że te dwie płyty muzycznie dzielą lata świetlne. (śmiech) Dwadzieścia lat temu była zupełnie inna technika nagrywania. Wtedy korzystano z taśm, dziś są nagrania cyfrowe. Nie do końca powiedziałbym jednak, że to jest lepsze, bo jak ktoś ma wrażliwe ucho to w muzyce z taśm może usłyszeć taką ciepłotę, której trudniej wysłuchać w nagraniach współczesnych. Poza tym mój gust muzyczny też się zmieniał na przestrzeni tych dwudziestu lat. Z biegiem lat częściej słyszałem od publiczności i kolegów z branży, że coraz bardziej słychać, że nie śpiewam gardłem tylko śpiewam sercem. To był dla mnie najpiękniejszy prezent.

Mieszkam i pochodzę z Łodzi. Wiem, że pańskim przyjacielem od wielu już lat jest Krzysztof Krawczyk, który mieszka niedaleko mego rodzinnego miasta. Domyślam się, że często rozmawiacie ze sobą i odwiedzacie się. Dlaczego tak rzadko nie występuje Pan w centrum Polski?

- Faktycznie jesteśmy z Krzysztofem przyjaciółmi. Wiele rzeczy się od niego nauczyłem i chwała mu za to. Jakiś czas temu podpowiedział mi, żebym otworzył lokal muzyczny i faktycznie tak się stało. Przetrwał on przez osiem lat, ale niestety niesprzyjająca ekonomia dopadła również nas. Księgowość jest nieubłagana i 2+2=4 i nie chce być inaczej. W konsekwencji z bólem serca musieliśmy zamknąć klub. Ostatnio nie mieliśmy częstych okazji spotykać się z Krzysztofem z powodu deficytu wolnego czasu. Tego bardzo żałuję, ale mam nadzieję, że uda się to nadrobić w jakimś niedługim czasie. Dlaczego nie występuję na scenach Łodzi? Jeśli organizatorzy widzą i wypatrują dobór wykonawców reprezentujących inną muzykę niż moja to kompletnie nie mam na to wpływu. Mogę się za to pochwalić częstymi występami w województwach kujawsko-pomorskim, pomorskim, na terenie Wielkopolski i Dolnego Śląska, czyli cała w zasadzie na terenach zachodniej ściany Polski. Naprawdę nie wiem, dlaczego nie mogę się przebić z występami w województwie łódzkim, świętokrzyskim, mazowieckim, rzeszowskim, lubelskim. Widocznie tam jest zapotrzebowanie publiczności na trochę inną muzykę, chociaż moje piosenki są kierowane w większości do odbiorców 40+ to na koncertach widzę młodych ludzi, którzy się bawią przy mojej muzyce. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że ktoś z tych regionów bliżej pozna moją różnorodną twórczość i to się zmieni.
Jeszcze raz zacytuję fragment piosenki z Pana repertuaru:
„Bywa tak, że nam wszystko idzie źle
Bywa też, że cię smuci każdy dzień
Bywa tak, że za drogi bywa śmiech
Bywa tak, czasem zdarza się”
- jaki jest Pana sposób na przełamanie takich chwil?

- Tak jak powiedziałem wcześniej; w życiu bywa różnie i czasem też niestety jest źle i wtedy ciężko wydobyć uśmiech na twarzy. Każdy inaczej przeżywa zarówno radość, jak i smutek. Ja wierzę w optymizm, każdego wieczoru staram się optymistyczną myślą zakończyć dzień. Próbuję oddalić wszystko to, co było, bo dla mnie liczy się to, co jest i będzie w niedalekiej przyszłości tj. za chwilę, godzinę, dzień, miesiąc. Nigdy nie wracam do rzeczy, które były. Nie oznacza to jednak, że ich nie pamiętam, staram się pamiętać wszystkie dobre chwile, wspaniałe spotkania, koncerty i najciekawsze dokonania artystyczne. Taki sposób myślenia niejako samoczynnie napędza mnie do patrzenia na świat w kolorowych barwach.

13 październik 2013r. to data pierwszego koncertu Tribute Band BZN show Mon Amour & Mariusz Kalaga w Polsce. Jak doszło do Waszej współpracy?

- To zupełny przypadek. Rok temu podczas pobytu w Sopocie poznałem interesującą osobę, który był zafascynowany zespołem BZN, a później MON Amour i odkrył przez Internet moją twórczość. Następnie zaprosił mnie na taki event, podczas którego wystąpiłem. Jak się okazało był tam również manager zespołu MON Amour. Z ich strony padła propozycja o wspólnym koncercie, podłapał to ten mój znajomy i przez rok mierzyliśmy się z tym pomysłem aż do dziś. Mam nadzieję, że będzie on udany i spodoba się publiczności w Zabrzu. Zespół MON Amour jest na razie mało znaną grupą w Polsce, ale to wszystko można zmienić. Uważam, że warto zainteresować się w naszym kraju takim zespołem, bo grają naprawdę fantastycznie, to są sympatyczni ludzie i fajni przyjaciele.

Co chciałby Pan przekazać swoim fanom?

- Przede wszystkim tego, żeby dalej słuchali moich piosenek, kupowali moje płyty i nadal wierzyli, że to, co robię to robię to głównie dla nich jako przekaz swoich przeżyć, jako przekaz swoich wartości. Nie potrafię na tyle malować, czy pisać wierszy, ale Bóg obdarzył mnie głosem, który szanuję i aby go zachować muszę śpiewać. Myślę, że niejeden pomysł mi jeszcze podsunie, aby ludziom dać tą radość.

Pańskie plany na przyszłość – nowy album?

- Tego nie wykluczam, ale nie chcę na razie zdradzać moich pomysłów, bo to będzie chyba duże zaskoczenie. Chodzi mi to po głowie już od kilku lat, ale dotąd zawsze były jakieś inne priorytety. Myślę, że mój wydawca, znana firma fonograficzna z Zabrza, którego też pozdrawiam, zrealizuje ten mój projekt. W związku z tym, że wewnętrznie czuję, że ten czasu już przyszedł to będę chciał to zrobić, ale póki, co nie zdradzam szczegółów. Ponadto życzyłbym sobie jak najlepszej kondycji zdrowotnej, abym mógł dalej realizować swoje plany oraz mógł jak najdłużej widzieć radość odbiorców na moich koncertach.

W takim razie my życzymy wszystko dobrego i czekamy na kolejne koncerty.

- Ja wszystkim czytelnikom Wiadomości24 życzę, aby wiadomości były wyłącznie dobre, opatrzone wyłącznie radością, optymizmem, żeby każda wiadomość dla każdego czytelnika i odbiorcy była tą wiadomością, na którą czeka i żeby były prawdziwe te wiadomości. Życzę zdrowia, wiele optymizmu, no a resztę, jak to mówią; „się załatwi”.

Specjalne pozdrowienia głosowe od Mariusza Kalagi:

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto