Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Męska muzyka kontra Koledzy w Lublinie

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
Maciej Nowaczyk, "Głos Wielkopolski"
Jedną z ciekawszych propozycji całego festiwalu Inne Brzmienia był środowy koncert dwóch projektów, których wspólnym mianownikiem był Wojciech Waglewski.

Prawdopodobnie 16 lipca Strefa Inne Brzmienia odniosła największy sukces komercyjny - kolejka, która niedługo przed koncertem zebrała się na Starym Mieście, zapowiadała prawdziwie festiwalową frekwencję.

Z kilkunastominutowym opóźnieniem na scenę wyszła rodzina Waglewskich, by zaprezentować materiał ze swojej płyty "Męska muzyka". Podobnie jak na płycie, byli wspierani przez grupę doświadczonych muzyków - na harmonijce grał Bartosz Łęcki, na elektronicznym pianinie Marcin Masecki, a na basie Fisza zmieniał Piotr Chołody. Zabrzmiały na żywo niemalże wszystkie utwory - poza "Chromolę" - w nieco innych, świeższych, bardziej "koncertowych" aranżacjach.

Album Waglewskich ma swój niepowtarzalny klimat, który znakomicie pasuje do mniejszej, zamkniętej przestrzeni - jest oszczędny, prosty, wymaga pewnego skupienia. Aby dostosować ten materiał do warunków festiwalowych, artyści położyli szczególny nacisk na warstwę muzyczną - bogate, pełne ciekawych efektów brzmienie i długie improwizacje nadały mu nowego charakteru. Występ rozpoczął się tak jak płyta - od utworu "Dziób pingwina", w którym Fisz zagrał na basie, i który przeszedł gładko w "Niezmiennie". Świetnie zabrzmiał kawałek "Niebo bez dziur" - na początku brzmiały tylko klawisze i gitara, później cudownie uzupełnione przez bluesową harmonijkę Bartosza. To właśnie Marcinowi Maseckiemu i Bartkowi Łęczyckiemu w dużej mierze koncert ten zawdzięcza swoją świeżość - pianista wykazał się ogromnym kunsztem w długich improwizacjach z pogranicza jazzu i bluesa, z kolei harmonijka dosłownie czarowała publiczność - raz tęskna, raz pełna radości, potęgowała nastrój kompozycji. Doskonałym przykładem dobrze doprawionej piosenki przez wymienione instrumenty były chociażby długie, nostalgiczne niemalże "Wakacje".

Wojtek i Fisz bezbłędnie zaśpiewali swoje piosenki - to artyści z krwi i kości, posiadający ten rzadki rodzaj naturalnego talentu. Obywa się bez obróbek i udziwnień - muzyka jest prosta, teksty przewrotne i błyskotliwe, wokale stuprocentowo męskie pasują doskonale. Zagrali ponad godzinę, nie obyło się bez bisów ("Coś się odjęło", "Sport" i "Zimno"), a publiczność zupełnie usatysfakcjonowana miała okazję uczestniczyć we wręczeniu panom Waglewskim złotej płyty, której status "Męska muzyka" właśnie osiągnęła, oraz w przyznaniu Kobaltowej Muzy Fundacji Inne Brzmienia muzykom szczególnie na polskiej scenie zasłużonym. Laureatami nagrody zostali Jacek Ostaszewski, Wojtek Waglewski, Radek Nowakowski, Bartosz Łęczycki i Robert Kijak.

Po wypełnieniu przyjemnych obowiązków Jan Chojnacki, gospodarz koncertu, zapowiedział kolejny występ - pożegnalny koncert projektu Wojtka Waglewskiego i Maćka Maleńczuka - Koledzy.

Występ rozpoczął solo Maciek Maleńczuk, grając własny utwór z płyty "Pan Maleńczuk" - "Nikt znikąd", i zapowiadając go jako muzyczny autoportret. Później dołączył do niego kolega Waglewski i razem zagrali kilkudziesięciominutowy występ, odzwierciedlający ich muzyczne zainteresowania i zawartość płyty. Było przede wszystkim bluesowo i gitarowo - pojawiły się takie klasyki jak "Can't judge book" czy "Ring of fire", zapowiadane w taki sposób jak na płycie przez Maćka Maleńczuka, z mistrzowską harmonijką Bartka Łęczyckiego.

Obok starego dobrego bluesa nie zabrakło autorskich kompozycji - "Bóg dokopie nam" i "Tango libido" (ten drugi zabrzmiał jako bis) oraz wspólnie napisanych piosenek - poprzedzony zabawną wymianą zdań i "złośliwości" "Biust", czy tytułowi "Koledzy". Efektu dopełniły folklorystyczne, biesiadne standardy w ciekawej oprawie - bardzo bałkańsko zabrzmiał "Komu dzwonią" i "Bal na gnojnej" - na scenie pojawiło się trzech muzyków z trąbką, suzafonem i puzonem, które dodały kolorów występowi. Koledzy bawili publiczność znakomicie, wywołując żywe reakcje.

Maciek i Wojtek to dwa zupełnie inne charaktery, dwie odmienne osobowości, których połączenie dało świetny efekt - pierwszy, ubrany cały na czarno, w ciemnych okularach i ekstrawaganckiej fryzurze, był "tym złym" - prowokował rozmowy, zapowiadał w charakterystyczny dla siebie sposób utwory, bawiąc się dwuznacznością tych zapowiedzi, drugi - poprzez koncentrację na muzyce i dowcipne, eleganckie odpowiedzi zaznaczał swoją obecność na scenie. Koledzy pożegnali się z publicznością w bardzo dobry sposób - współtworząc jeden z najciekawszych wieczorów lubelskiego festiwalu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto