Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Międzynarodowy Festiwal Kryminału 2014 - dzień trzeci

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
Jan Gołębiowski
Jan Gołębiowski Weronika Trzeciak
30 maja, podczas trzeciego dnia XI Międzynarodowy Festiwal Kryminału, odbyły się kryminalne warsztaty literackie, wykłady oraz spotkanie jurorzy kontra nominowani do Nagrody Wielkiego Kalibru.

Od rana odbywały się kryminalne lekcje dla gimnazjalistów, prowadzone przez Marcina Świetlickiego i Zygmunta Miłoszewskiego. Następnie odbyła się sesja naukowa "Droga do kryminału". Wśród poruszanych tematów znalazły się m.in. Pani zabiła Pana..., czyli źródła polskiej literatury kryminalnej", "Prawo i pustka. Kracauer o kryminale" oraz "Ślepe zaułki czy nieskończone przestrzenie? Narracja kryminalna w horrorze i science fiction".

O godz. 16 rozpoczął się wykład "Profilowanie kryminalne przestępstw o charakterze seryjnym" poprowadzony przez Jana Gołębiowskiego z Centrum Psychologii Kryminalnej. Sprawcy przestępstw seryjnych to nie tylko mordercy, lecz także rozbójnicy, gwałciciele. Ich jest więcej niż morderców. Na początku prowadzący wyjaśnił, że nie ma takiego zawodu ani stanowisk jak profiler. Jest za to psycholog zajmujący się profilowaniem kryminalnym.

Gołębiowski opowiadał o swoich sprawach, którymi się zajmował. Pierwszą z nich były napady na stacje benzynowe o charakterze seryjnym w centrum Warszawie. Była tam tzw. specgrupa przy Komendzie Stołecznej i kolega poprosił go o konsultację. Sprawcą napadów okazał się chłopak, który odrabiał wojsko w Biurze Ochrony Rządu, stał na bramkach pod ministerstwami. Jednak wciąż brał zwolnienia lekarskie i dokonywał napadów. Nie miał broni służbowej, bo nie wydawano poza miejsce pełnienia warty, dlatego miał atrapę. Głównie kradł karty do telefonów komórkowych i potem próbował je spieniężyć. Jego zachowania na stacji benzynowej nie przypominało zachowania kierowcy. Podczas robienia profilu zastanawiał się, jak on by się zachowywał, a jak tamten facet. Więcej tam było intuicji niż w dzisiejszych profilach. W tamtym przypadku to się sprawdziło. Jednak byłoby to trudne np. przy sprawach morderstw. Nie da się porównać, jak by się zachowało podczas drastycznych czynności na ofiarach (normalny człowiek nie byłby do tego zdolny).

Od 2007 roku profilowaniem kryminalnym nie może zajmować się cywil. Dlatego jeśli chce się zajmować profilowanie, można być biegłym sądowym. Sprawy są różne, niektóre mają 1 tom akt, inne 21 tomów.

Profilowanie kryminalne to portretowanie psychologicznym, typowaniu cech nieznanego sprawcy (na podstawie analizy modus operandi), profilowanie kryminologiczne i kryminalistyczne, sporządzanie sylwetki psychofizycznej/psychometrycznej/psychospołecznej nieznanego sprawcy przestępstwa.

Paradygmat profilowania – w każdym swym działaniu człowiek przejawia indywidualne cechy psychiczne i fizyczne. Wszystko, co robimy wynika z naszych uwarunkowań, charakteru, osobowości, przyzwyczajeń, wiedzy, umiejętności - i rzutujemy to. Hipoteza projekcyjna w psychologii: wszelkie obserwowalne zachowania się człowieka są ujawnieniem jego osobowości. Sherlock Holmes mawiał: człowiek musi pozostawić na każdym przedmiocie codziennego użytku swoje indywidualne piętno. które oko doświadczonego obserwatora potrafi odczytać.

Profilowanie to: nurt wspierania śledczych przez specjalistów z dziedziny nauk społecznych i behawioralnych w analizie przestępstwa mającego na celu ustalanie sprawcy; to narzędzie śledcze; metoda multidyscyplinarna. Wynikiem profilowania winien być zestaw cech psychologicznych, społecznych jak i fizycznych, tworzący portret nieznanego sprawcy. Buduje się go na podstawie analizy fizycznych i behawioralnych śladów jakie pozostawił sprawca na miejscu zdarzenia na ofierze oraz we wzajemnym kontekście w tych elementów.

Najważniejszymi elementami profilu są: jaka relacja mogła łączyć sprawcę z ofiarą, jaka relacja mogła łączyć sprawcę z miejscem, określenie komponentów motywacyjnych, próba rekonstrukcji zachowania, cechy sprawcy/sprawców, przesłanki mówiące o psychologii, alternatywne profile, sugestie dotyczące działań.

Celem profilowania jest wsparcie w śledztwie, tworzenie wersji osobowych, rekonstrukcja przebiegu zdarzenia, określenie cech sprawcy, typowanie konkretnego figuranta, przewidywanie eskalacji, łączenie zdarzeń w serię.

Serię zaczyna się liczyć od 3 przypadku i więcej. Ostatnio były 2 zabójstwa w Warszawie - w lutym i sierpniu zeszłego roku. To był początek serii. Sprawca umawiał się przez telefon z właścicielami domów z ogłoszeń i mówił, że chce je zobaczyć. Najpierw zginął 70-kiluletni emerytowany lekarz, potem 68-letnia kobieta. Nie wiadomo, co zginęło, więc ciężko było z określeniem motywacji działania. W lutym tego roku został zatrzymany i czeka na proces.
Prowadzący przestawił także historię profilowania. W 1888 roku doktor Georges Philips w Wielkiej Brytanii był pierwszym chirurgiem pracującym dla policji, zaś doktor Thomas Bond wydał opinię na temat przypadku mordercy działającego w Londyńskiej Whitechapel znanym jako "Kuba Rozpruwacz". W 1957 roku doktor James Brussel, dziadek profilowania, przedstawił opinię na temat "Szalonego Bombowca z Nowego Jorku". Uznał, że to musiał być emigrant z Europy Środkowej. W 1964 roku zespół kierowany przez Brussela sporządził profil psychologiczny, który służył typowaniu sprawcy na podstawie modus operandi, a dotyczył sprawy "Dusiciela z Bostonu".

Typy sprawców:
- zabójca seryjny - więcej niż 3 ofiary, różne miejsca zbrodni, różny czas, okres wyciszenia
- zabójca masowy - więcej niż 3 ofiary (zamiar), jedno miejsce zbrodni, jeden czas (minuty - godziny), samobójstwo
- zabójca szaleńczy - więcej niż 3 ofiary, różne miejsca zbrodni, jeden czas (godziny), brak wyciszenia.

Było to jedno z ciekawszych wykładów podczas festiwalu. Jana Gołębiowskiego można by słuchać i słuchać.

O godz. 17 odbył się wykład "Redaktorstwo detektywne" poprowadzone przez Marcina Wrońskiego. Można było dowiedzieć się, jak wygląda redakcja książki oraz proces wydawniczy. Opowiedział także o kilku swoich wpadkach, które nie zostały poprawione przez redaktorów.

Redaktor to dziś zawód zagrożony. Wroński był kiedyś redaktorem, jednak już nie pracuje. Zajął się pisarstwem, ale ma doświadczenie z redaktorami.

Proces wydawniczy jest procesem technicznym, ale to także sytuacja prawno-biznesowa. Składa się z następujących etapów:
- wysyłanie tekstu, składanie propozycji wydawcy,
- przyjęcie tekstu przez wydawnictwo - trzeba dokładnie przeczytać warunki kontraktu,
- przejęcie tekstu przez redaktora prowadzącego, który czuwa nad całością, opiniuje go, nie zwraca uwagi na detale, robi makroredakcję - należy się spodziewać od niego listu/maila z pytaniami,
- redakcja merytoryczna/stylistyczna (słowo po słowie, zdanie po zdaniu) - zajmuje się tym redaktor pierwszego kontaktu,
- korekta, zbytnio autora nie interesuje, gdyż wprowadza się przecinki, poprawia błędy ortograficzne, literówki,
- autor dostaje tekst po korekcie do wglądu,
- zaprojektowanie okładki, nad którą sprawuje nadzór redaktor prowadzący, autor powinien mieć głos doradczy,
- na czwartej stronie okładki - biografia, slogan, tekst reklamowy, streszczenie książki,
- blurb - zdania znanych pisarzy na okładce, zachęcające do przeczytani książki.

Redaktor jest lekarzem tekstu, czasem musi uciąć nogę, czasem przeprowadzić małą operację. Jest detektywem, powinien śledzić błędy - od złej struktury do kiepskiego stylu. Dlatego należy się mu podporządkować, on nie chce źle. Nie należy popadać w pychę - kim ja jestem, jak nie geniuszem, skoro chcieli mój tekst.

W kontakcie z redaktorem należy wyciszyć emocje, unikać skrajności. Redaktor jest mniej emocjonalnie związany z tekstem, więc często jest mądrzejszy. Nie ma czegoś takiego jak mój ulubiony przecinek. Można natomiast zasugerować, że nie taka była nasza intencja. Mądry redaktor weźmie to pod uwagę i powstanie trzecia wersja tekstu, która zwykle jest lepsza od pierwszej. Należy pamiętać, że wszyscy są ludźmi. Nie ma mowy o żadnym zaprzyjaźnianiu się z redaktorami, to jest robota, tu ma być szacunek, lojalność, odpowiedzialność. Im więcej potu na manewrach, tym mniej krwi w boju. Im bardziej spocimy się przy redakcji, tym będzie lepszy finał.

Jak blisko są dwa czasowniki w słowniku śledzić - "iść niepostrzeżenie za kimś, obserwując go, przyglądać się przebiegowi czegoś, uważnie obserwować" oraz ślęczeć - "oddawać się przez dłuższy czas jakiemuś nużącemu, mozolnemu zajęciu, wymagającemu siedzenia, przebywania ciągle w jednym miejscu". Dlatego są redaktorzy zawodem ginącym, bo komu chciało by się ślęczeć nad tekstami.O godz. 19 odbył się panel dyskusyjny "Szpiedzy". Gośćmi spotkania, które poprowadził Witold Bereś, byli: Aleksander Makowski (były oficer polskiego wywiadu, autor książek "Tropiąc Bin Ladena", "Zawód szpieg"), Vincent Severski (były oficer wywiadu, pozostający pod pseudonimem, autor książek "Nielegalni", "Niewierni") oraz Wojciech Chmielerz (pracownik wywiadowni gospodarczej założonej przez Piotra Niemczyka, autor książek "Podpalacz", "Farma lalek").

Minister Kozłowski na początku swojej kadencji myślał, że wywiad nie będzie potrzebny. Jak już to biały wywiad. Dziś chociaż mamy świat globalny, to nie tylko, że wywiady są zamykane, są coraz bardziej rozwijane. Nawiązując do tego, Bereś spytał, czy wywiad się zmienił, czy może zniknąć, może rzeczywiście jest niepotrzebny? Vincent Severski uznał, że kiedy w Unii Europejskiej wszystko się połączy, będzie jeden parlament, prezydent, to wywiady nadal pozostaną. To będą jedyne instytucje, które nie znikną. Wywiad to jest instytucja w państwie, świadcząca o jego suwerenności. A po co jest? W Unii Europejskiej po to, żeby wiedzieć, kiedy ta Unia się rozleci. Wywiad jest był i będzie. Istnieje od czasów biblijnych i będzie istniał.

- Nawet, jeśli minister Kozłowski tak myślał w pierwszym dniu, w którym przyszedł do ministerstwa, to w trzecim i czwartym na pewno przestał - przyznał Makowski. Ale nie tylko on na początku lat 90. początkowo myślał, że era klasycznego wywiadu się kończy. To był ten słynny koniec historii Fukuyamay, który rozciągnięto w pewnym momencie na wywiad. Amerykanie też w pewnym momencie uwierzyli, że era wywiadów z czasów zimniej wojny się skończyła. Myślę, że tak myśleli parę dobrych lat i skończyło się to 11 września. Ja widziałem, jak przebiega to w Afganistanie, w którym funkcjonowałem od 1997 roku do 2007, gdzie terroryzm Al Kaidy rodził się wtedy od lat 90. Wywiadu amerykańskiego tam praktycznie nie było. I Amerykanie o tym regionie specjalnie nie myśleli. Przyglądali się trochę Bin Ladenowi, ale na pół gwizdka. Dopiero 98 rok i wysadzenie dwóch ambasad amerykańskich w Afryce obudziło ich, ale nie do końca. Wtedy zdali sobie sprawę, że to nie jest koniec historii i to nie jest koniec wywiadu. Struktury terrorystyczne można rozpracowywać tylko przy pomocy agentów - dodał.

W "Cmentarzu w Pradze" Umberto Eco, najlepszej książce szpiegowskiej, jest takie zdanie: z chwilą wynalezienia telegrafu i radia, zawód szpiega będzie już nieprzydatny. I jak widać, nic się nie zmieniło.

Chmielerz pracuje u Piotra Niemczyka w wywiadowni gospodarczej, jedynej takiej firmie na rynku polskim. Specjalizują się w monitorowaniu szarej strefy w Polsce, towarów akcyzowych. Jak wygląda przestępczość zorganizowana, która działa w skali miliardów złotych. Wywiadownie gospodarcze, firmy detektywistyczne, formy działające w obszarze security, mogą po części uzupełniać działania służb specjalnych. Jednak nie są w stanie ich zastąpić, gdyż nie mają takich narzędzi prawnych, żeby wypełniać takie zadania jak ABW czy CBA w Polsce.

Można było także dowiedzieć się m.in., czy polskie organa bezpieczeństwa zajmuje się tym samym co 30 lat temu, czy jest co chronić, kiedy zostaje się agentem tajnych służb, czy zdarzyło się, że ktoś zrezygnował z bycia agentem, odmówił wykonania zadania, czy prowokacja polityczna ma sens. Był czas także na pytania publiczności. Niektórzy pytali, jaka będzie sytuacja na Ukrainie za pół roku/rok, jakie jest obecnie bezpieczeństwo Polski oraz o Kuklińskiego - czy to zdrajca czy bohater.

O godz. 20.45 rozpoczęło się najbardziej oczekiwane spotkanie - "Nagroda Wielkiego Kalibru. Jurorzy kontra nominowani". Przy stole jurorskim zasiedli: Janina Paradowska, Marcin Baran, Witold Bereś, Piotr Bratkowski, Zbigniew Mikołejko, Marcin Sendecki, Grzegorz Sowula. Nie przyszedł jedynie Marcin Maruta z powodów służbowych.

Natomiast w grupie nominowanych znaleźli się: Bartłomiej Biesiekirski ("Jasnowidz"), Wojciech Chmielarz ("Farma lalek"), Ryszard Ćwirlej ("Śmiertelnie poważna sprawa"), Piotr Głuchowski ("Lód nad głową"), Marta Guzowska ("Głowa Niobe"), Jakub Szamałek ("Morze niegościnne"), Marcin Wroński ("Pogrom w przyszły wtorek"). Niestety Bartłomiej Biesiekirski zrejterował, był przez chwilę i wyszedł. Czyżby zjadł go stres?

Nominowani byli przepytywani przez komisję, musieli wypaść jak najlepiej, by przekonać jury do swojej książki. Skąd chęć kontynuowania losów swoich bohaterów? Czy to przejaw szacunku do serii światowych czy objaw lenistwa?

- Dla mnie najważniejszy jest bohater zbiorowy, starożytna Grecja. To szalenie ciekawy okres, bardzo zróżnicowany i miałem taką ambicję, by pokazać różne odcienie tego okresu. Postać Leocharesa jest wytrychem do tego świata - przyznał Jakub Szamałek.-W moim przypadku także chodzi o bohatera zbiorowego - przedwojenny Lublin, który ma wiele twarzy, więc potrzebuje co najmniej kilku książek. Natomiast mój bohater jest z tym miastem kompatybilny. Druga spraw, ważniejsza, że oczekują tego, aby bohater wystąpił znowu, aby nie umarł, aby nie zginął, aby rozwiązał kolejną sprawę - przyznał Marcin Wroński.

- W moim przypadku jest to po prostu miłość. Ja jestem kobietą, mój bohater jest mężczyzną, ja się w nim zakochałam. Na szczęście mój mąż nie jest Polakiem, nie mówi po polsku, nie czytał moich książek i nie wie o tym. Bardzo proszę, żeby mu państwo o tym nie mówili. I podpisałam umowę na 4 powieści - przyznała Marta Guzowska.

- Pamiętam taki doskonały serial Jerzego Gruzy "Czterdziestolatek". Ostatnio oglądam go często, bo kupiłem sobie zestaw płyt. Zawsze czuję taki niedosyt, gdy oglądam 21. odcinek Czterdziestolatka. I pewnie taki niedosyt czują też inni miłośnicy tego serialu, ponieważ aż chciałoby się obejrzeć 22., 23. i jeszcze pewnie parę innych odcinków. Doszedłem do wniosku, że na pewno nie jestem w stanie Jerzego Gruzy przebić, natomiast gdyby z każdej książki, którą napisałem nakręcić jeden cykl, a "Czterdziestolatek" powstawał w cyklach 7-odcinkowych, pewnie by się to udało. Pod tym względem Jerzego Gruzę już przebiłem. Będę się starał, oczywiście na życzenie czytelników, by książek o milicjantach z lat 80. powstało jeszcze więcej - przyznał Ryszard Ćwirlej.

- Podpisuję umowy z książki na książkę, więc nie mam obowiązku kontynuować. Natomiast mam taką metodę pisarską, że bardzo lubię sobie rozrzucać różne puzzle, kawałki, zostawiać je luzem i czekać, aż wskoczą na właściwe miejsce. One czasami wskakują na właściwe miejsce w kolejnej książce. Właśnie niedawno skończyłem pisać 3. książkę z tym samym bohaterem. Dzięki temu, że jest ten sam bohater, ta książka jest dużo bogatsza. Te luźne elementy, luźne kawałki, które zostały z pierwszej części, w trzeciej ładnie wskoczyły na swoje miejsce. Z nowym bohaterem nie mógłbym tego zrobić, musiałbym książkę bardzo rozwlec, żeby to miało sens - przyznał Wojciech Chmielerz.

- W cyklach i serialach chyba w ogóle jest siła. Jak się popatrzy na współczesne kino, to generalnie do kina trudno jest pójść i coś ciekawego zobaczyć. Natomiast ciężar kina dla dorosłych przeniósł się do seriali. Są takie fantastyczne rzeczy jak "House of Cards", "The Americans", "True Detective". I to jest prawdziwe kino dla dorosłych, które całe spektrum emocji wywołuje i opowiada różne historie, często niespiesznie - czego w takim filmie 120-miniutowym z różnych powodów nie da się zrobić. Może w literaturze kryminalnej zaczęło być troszeczkę podobnie - przyznał Piotr Głuchowski.

Janina Paradowska chciała wiedzieć, czy nominowani czytają kryminały. I czy przeczytali kryminały pozostałych nominowanych. Przeczytała wszystkie tylko Marta Guzowska. Autorzy musieli wskazać książkę, która powinna zwyciężyć. Wygrała książka Mariusza Wrońskiego - "Pogrom w przyszły wtorek".

Wojciech Chmielarz lubi Lehane'a, takie to trochę karykaturalne. Piotr Głuchowski przyznał, że pierwszym kryminałem jaki przeczytał to była "Noc bez brzasku" Alistaira MacLeana, czytał ostatnio powieści Johna Grishama, słucha Nesbo, a obecnie zaczął "Pochłaniacz" Kasi Bondy. Marta Guzowska przyznała, że uwielbia "Utalentowany pan Ripley" oraz kryminały Patricii Cornwell. Jakub Szamałek czytał Stevena Saylora, ale tam starożytność jest bardzo ugrzeczniona, lubi też "Kości" Kethy Reichts. Ryszard Ćwirlej przyznał się, że lubi kapitana Żbika, czyta od 40 lat i właśnie kończy książkę Wrońskiego. Zaskakująca była natomiast wypowiedź Marcina Wrońskiego - długo nie był fascynatem gatunku, przeczytał coś Joe Alexa, Ewa wzywa 007. Raczej po to, żeby wiedzieć, co to jest. Fascynacja przyszła na krótko przed tym, jak sam został pisarzem. Duże wrażenie zrobił na nim Borys Akunin, Marek Krajewski. Czyta kryminały znajomych lub nominowane. Przyznał do wielkiej miłości do literatury Katarzyny Bondy oraz dowcipu Ryszarda Ćwirleja.

Nominowani usłyszeli jeszcze kilka interesujących pytań, dlaczego bohater Chmielarza ma takie samo nazwisko jak Piotr Bratowski, kto pisze tylko dla pieniędzy, czy coś się zmieniło z tego powodu, że zostali nominowani do Nagrody?

Dzień można zaliczyć do udanych, gdyż obfitował w największą liczbę atrakcji podczas całego Festiwalu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto