Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mistrzostwa Świata. Na co stać USA?

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Czy to ten czas i to miejsce, żeby reprezentacja Stanów Zjednoczonych pokrzyżowała plany największym? Na przełomie wieków zapowiadali mistrzostwo świata w perspektywie kilkunastu lat, dziś celują realniej - w przyspawanie się do elity.

W Brazylii najwyższych doznań estetycznych dostarczają reprezentacje latynoskie - wygrywają i przegrywają równie pięknie. Po wymęczonym awansie gospodarzy równie dużo mówiło się o dzielnych i pechowych Chilijczykach, po piorunującym finiszu Holandii - o dramacie Meksyku z nieodżałowanym Ochoą między słupkami. Stany Zjednoczone raczej nigdy nie zdobędą spragnionego wrażeń globalnego kibica. Pragmatyczne podejście, poparte fachową analizą przy użyciu technologii to nie to, co ceni się podczas hedonistycznego święta, jakim są mistrzostwa świata. Amerykanie wyglądają na zespół bezemocjonalny, który przestępuje próg szatni jakby przechodził przez obrotowe drzwi biurowca. Piłkarze zajmują swoje stanowiska i wykonują nakreślony wcześniej scenariusz.

W 1990 r. wrócili na piłkarską mapę po 40 latach niebytu. Przegrali wszystkie mecze i jako pierwsi mogli rezerwować bilety powrotne. Od tamtej pory kwalifikują się regularnie. Na siódmym mundialu z rzędu wróżono im zgon w grupie śmierci. Przetrwali, a Juergen Klinsmann zapowiada teraz skokowy wzrost jakości gry.

Gdy w lutym 2011 r. były napastnik reprezentacji Niemiec odebrał telefon od US Soccer Federation, cieszył się spokojnym życiem w położonym nad brzegiem Oceanu Spokojnego Huntington Beach w Kalifornii. Minęły prawie dwa lata od przedwcześnie zakończonej przygody z Bayernem, który za jego kadencji odstąpił tytuł Wolfsburgowi. Zwolniono go miesiąc przed końcem sezonu, a wypowiedzenie podpisało siedem porażek (to więcej niż w sumie przez dwa ostatnie sezony). Amerykański związek szukał sukcesora Boba Bradleya, dzięki któremu kadra będzie w stanie nadrobić zaległości dzielące je od światowej czołówki. Już nie wystarcza nam to, co mamy - taki komunikat wysłano do świata nominacją Klinsmanna.

Nie należy on do tego gatunku trenerów, którzy z taktyki uczynili boga. W pierwszej kolejności zwraca uwagę na przygotowanie fizyczne i ćwiczenia z piłką. W wydanej niedawno autobiografii Philipp Lahm przyznał, że selekcjonerem zdecydowanie bardziej dbającym o szczegóły jest Joachim Loew.

Ale jako żółtodziób na ławce trenerskiej to właśnie Klinsmann przeorientował reprezentację Niemiec na mundial 2006. Powydzierał kartki starego piłkarskiego słownika, bo nie starczyłoby miejsca na nowe. Ponurzy wojownicy zmienili się w miłych chłopców, którzy potrafią porwać publiczność. Miroslav Klose i spółka zanotowali najwyższą średnią bramek ze wszystkich drużyn (dwie na mecz) i wytyczyli szlak, którym wytrwale podążają. Od tamtej pory ze wszystkich imprez wracali z medalami.

Zaprzyjaźnić się z piłką

Na czas Klinsmanna przypadł stabilny rozwój MLS. Średnia zarobków wynosi już 200 tys. dolarów - tyle co w solidnej europejskiej lidze. Na trybunach zasiada ponad 18 tys. widzów, którzy mogą podziwiać Clinta Dempseya, Robbie Keane'a, Micheala Bradleya, Tima Cahilla, Thierry'ego Henry, a od przyszłego sezonu Davida Villę i Franka Lamparda, którzy uświetnią powstanie nowego klubu z Nowego Jorku oraz rozstającego się z Milanem Kakę.

Największe tytuły prasowe zza oceanu na swoich stronach poświęcają mundialowi więcej miejsca niż zajmuje margines z reklamami. Rekordową 25 mln publiczność przed telewizorami zgromadził mecz z Portugalią. Do kwot umieszczonych w cenniku reklamowym przy okazji Super Bowl wprawdzie daleko, ale baza marketingowa już jest. Prezydenta Baracka Obamę sfotografowano na pokładzie Air Force One, jak ogląda mecz z Niemcami. Amerykańska giełda podczas występów reprezentacji odnotowała spowolnione obroty. W tym kraju o jakości soccera zdecyduje ekonomia – będzie podaż, gdy będzie popyt, ale chociaż na czas mistrzostw Stany dają się zarazić od reszty świata piłkarskim szaleństwem.

Mimo zasłużonego awansu do 1/8 z zachwytami trzeba poczekać. Próżno szukać Amerykanów na czele statystyk. W trzech meczach oddali 27 strzałów, średnia wszystkich ekip to 36,8 (tylko Iran strzelał rzadziej). Przechwyty? Przed zajęciem ostatniego miejsca w tej klasyfikacji uratowali ich Japonia i WKS. Podania? Z drużyn, które wyszły z grypy tylko Nigeria i Algieria wymieniły ich mniej. Dryblingi w pole karne - tylko 4, przy 7,9 reszty. Skok zapowiadany przez Klinsmanna będzie musiał być naprawdę wysoki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto