Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Moje literackie labirynty

Zuzanna Chylińska
Zuzanna Chylińska
Plik z zasobów Wikimedia Commons na licencji cji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej.
Plik z zasobów Wikimedia Commons na licencji cji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej. Raul654
Moja przygoda z literaturą zaczęła się w podstawówce. Dość prozaicznie - od czytania lektur szkolnych. Z czasem odkryłam, że książki nie są obciachem. I nie przeraża mnie to, że wielu mówi, iż książki są "niemodne" czy "passe".

Moja przygoda z literaturą zaczęła się prozaicznie - poprzez lektury szkolne. Nie pamiętam dokładnie od której klasy zaczęłam być molem książkowym. Chyba od drugiej. Niestety, obecnie nie jestem sobie w stanie przypomnieć tytułu mojej pierwszej książki. Jednego jestem pewna: od pierwszej przeczytanej książki - odkryłam, że książki są super. Czytając je, poprawiamy nie tylko ortografię czy stylistykę, ale przede wszystkim rozwijamy swoją wyobraźnię. A nade wszystko wzbogacamy siebie wewnętrznie.

Dawno temu w podstawówce

Będąc dzieckiem, na pewno podobały mi się "Dzieci z Bulerbyn", czy "Ania z Zielonego Wzgórza", którą w tamtym czasie uważałam za "babską literaturę", choć totalnie nie miałam pojęcia, co to znaczy. Potem było moje pierwsze zetknięcie z fantastyką, czyli "Akademia Pana Kleksa".

Czasem było obciachowo - niektórych książek w podstawówce nie cierpiałam - na przykład "W pustyni i w puszczy". Nudziła mnie bardzo, na dodatek jej format był nie nadający się do trzymania (była ogromna i miała kiczowate obrazki...). Dodatkowo, jako środek dyscyplinujący (w końcu to lektura szkolna, trzeba ją znać, bo pani nauczycielka będzie pytała) musiałam czytać na głos babci i dziadkowi... Oczywiście, sprawdzali czy czytałam. Jak mnie nie było słychać, to przychodzili i ponaglali. Drugą książką, której nie lubiłam był "Anaruk - chłopiec z Grenlandii". Zastanawiałam się, kto i po co napisał takie nudy.

Tak czy inaczej, w podstawówce, zawsze czytałam ponad miarę. Nie tylko lektury obowiązkowe, ale i ponadprogramowe. Z biblioteki szkolnej brałam dużo, a potem swoje refleksje dotyczące książek wpisywałam do "zeszytu lektur". Umieszczałam w nim nawet jakieś śmieszne obrazki, żeby zachwalić lub odradzić daną książkę przed koleżankami i kolegami z klasy. A potem, na koniec roku szkolnego szłam z wypiekami na twarzy po odbiór nagrody za czytelnictwo.

Jak to było z moim czytaniem w ogólniaku

W ogólniaku, moje czytanie było już dużo bardziej świadome. Muszę się przyznać, że nie wszystkie lektury czytałam. Do tej grupy zaliczyć mogę zaliczyć chociażby "Ferdydurke". Stwierdzam to z ogromnym smutkiem, tym bardziej, że do tej pory nie rozumiem wcale tej książki. I co gorsza, chyba już nigdy jej nie zrozumiem. Taki, moim zdaniem, jest w niej poziom abstrakcyjności.

Były też oczywiście książki, które mnie szczerze pasjonowały. Chociażby"Sklepy cynamonowe" Brunona Schulza, "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa czy "Szewcy" Witkacego. W tamtym czasie lubiłam także czytać dramaty - "Antygonę" Sofoklesa oraz "Odprawę posłów greckich" Kochanowskiego.

Coraz bardziej świadomie wybierałam poezję. Fascynowali mnie wtedy przede wszystkim Mickiewicz, Norwid, a ze współczesnych Herbert. Chciałabym także "odrobić lekcję" ze znajomości Stachury. Liczę, że uda mi się to niedługo.

Wyższa szkoła jazdy, czyli studia

Na swoich pierwszych studiach - historycznych, sporo było tych lektur. Oprócz stosunkowo łatwo dostępnych książek - np. biografii Aleksandra Wielkiego czy króla Henryka Brodatego, w mojej bibliotece historycznej jest kilka "białych kruków" - "Złota Orda i jej upadek", autorstwa Jakubowskiego i Grekova (wydanie z 1953 roku, wydawnictwo Książka i Wiedza), "Kaffa, kolonia genueńska na Krymie i problem wschodni do roku 1475" Mariana Małowista (1947 rok, Towarzystwo miłośników historii), oraz "Życie codzienne we Francji i Anglii w czasach rycerzy Okrągłego Stołu" Michela Pastoureau. Zwłaszcza dwie pierwsze książki mogą przytłoczyć, kiedy sięga się po nie po raz pierwszy. Jednakże po wczytaniu się w ich lekturę, należy uznać je za fascynujące i jedyne w swoim rodzaju opracowania historyczne.
Mam dużo więcej książek historycznych, praktycznie dotyczących każdego okresu historycznego. Niemniej jednak, najwięcej książek, jeśli idzie o historię dotyczy XX wieku (z tego okresu dziejowego pisałam pracę magisterską). Mam także kilka pozycji dotyczących metodologii historii oraz nauk pomocniczych (szczególnie mocno cenię sobie w tej materii "Encyklopedię nauk pomocniczych historii" Władysława Semkowicza).

Po obronie pracy magisterskiej podjęłam studia na drugim kierunku, na teologii w zakresie edukacja medialna i dziennikarstwo. Dlatego też obok książek historycznych mam w swojej bibliotece wiele pozycji z teologii i dziennikarstwa.

Najważniejsza z ksiąg - Biblia

Zajmuje ona pierwsze miejsce na półce. Mam jej cztery egzemplarze. Ktoś może zapytać: "Czemu zaczęłaś od Biblii, przecież nie każdy jest wierzący, nie wszyscy uważają, że Biblia to księga najważniejsza". Owszem, nie każdy jest wierzący - mimo to uważam, że Biblia jest księgą, która człowieka "prostuje", przywraca mu godność. Stawia go w świetle Prawdy, w świetle Boga. Wskazuje mu drogę postępowania i prowadzi po meandrach życia. Biblia jest przystanią, miejscemm, gdzie znajdujemy odpowiedzi na nasze pytania, zwątpienia, ale jest także szkołą słuchania - sam Bóg do nas przemawia!

Szymon Hołownia, czyli Szymon Cudotwórca

Tak zdecydowanie można powiedzieć o znanym publicyście. Najnowsza jego książka "Monopol na zbawienie" wpadła w moje łapki w okresie Wielkiego Postu. Szukałam jakiejś "mocnej" lektury, która pobudziłaby bardziej moje serce do nawrócenia. I tak się stało! Szymon Hołownia w swojej książce stara się ukazać Kościół, jego struktury i wszystkie sprawy z nim związane w taki sposób, aby nikogo nie odstraszyć ale przybliżyć. W sposób ciekawy, żartobliwy i w pełni otwarty wyjaśnia kwestie kontrowersyjne i trudne do zrozumienia.

Hans Uns von Balthasar i jego "Teodramatyka"

Tytułem wartym wspomnienia jest dzieło wybitnego szwajcarskiego teologa katolickiego Hansa Ursa von Balthasara pt: "Theodramatyka". Dzieło to ma 4 tomy. Ukazuje się dzięki pomocy Szwajcarskiej Fundacji Kultury "Pro Helvetia", a wydawane jest w krakowskim wydawnictwie M.

Poza tym w mojej biblioteczce teologicznej jest wiele książek dotyczących duchowości, okresu patrystycznego, a także wiele książek, które określam mianem "umożliwiające i ułatwiające przemyślenia duchowe".

Jeśli zaś chodzi o dziennikarstwo, to najbardziej sobie cenię książki Ryszarda Kapuścińskiego.

Dla odprężenia

Ostatnio przeczytałam pierwszą książkę Mario Vargasa Llosy i wiem, że na pewno sięgnę po następne powieści tegorocznego noblisty. Całkiem niedawno rozpoczęłam czytanie największej powieści Oscara Wilde'a - "Portret Doriana Graya". Często w wolnych chwilach sięgam do poezji, szczególnie do mojego ukochanego Herberta.

Uważam, że literatura daje człowiekowi możliwość wejścia do świata, za którym tęsknimy na co dzień. Pozwala nam zrozumieć nasze zalety i wady. Odkrywa w nas pokłady wrażliwości, czasem melancholii oraz uczuciowości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto