Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

NHL: Kolejny udany występ Wojtka Wolskiego

Paweł Kaleski
Paweł Kaleski
Kolejna bramka Wojtka Wolskiego na lodowiskach hokejowej ligi NHL. Tym razem urodzony w Polsce hokeista trafił do bramki zespołu z Minneapolis. Karne w Anaheim. "Czerwone Skrzydła" ciągle najlepsze.

W najciekawszym meczu niedzielnej serii spotkań "Lawiny" z Colorado pokonały rewelację rozgrywek - Minnesotę Wild. Czwartą bramkę w sezonie strzelił Wojtek Wolski. Polski zawodnik rozegrał bardzo dobre spotkanie. Oprócz zdobytego punktu, oddał też 3 strzały na bramkę rywali i przebywał 15 minut i 46 sekund na lodzie.

Ponad 17 tysięcy kibiców w Pepsi Center w Denver obejrzało pasjonujące spotkanie, co ważniejsze zakończone zwycięstwem ich pupili. Pierwsza odsłona, tak jak i całe spotkanie, miała wyrównany przebieg. Minimalnie lepsi w oddanych strzałach okazali się gospodarze (11-10) i chyba to pozwoliło im wyjść na prowadzenie. W 9. minucie gry, kapitan Colorado Joe Sakic idealnie podał do Ryana Smyth'a, a ten nie dał szans broniącemu w barwach Minnesoty Josh'owi Hardingowi.

Goście jednak nie załamali się. Swoją aktywną grą zmuszali graczy Avalanche do twardej obrony, często na granicy faulu. W jednej z takich sytuacji sędziowie odesłali na ławkę kar gracza "Lawin" (Jeff Finger). Taki obrót sprawy natychmiast wykorzystali przyjezdni. Pierre-Marc Bouchard wystawił krążek Ericowi Belanger'owi, a ten pokonał Petera Budaja (16 minuta). Więcej bramek w tej części meczu już nie padło.

Druga odsłona to duża ilość strzałów zawodników Avalanche i dobra gra w obronie Minnesoty. Bilans strzałów to 14-5 dla Colorado. Mimo, że bramkarz gości i jego obrońcy robili co mogli, to jednak przy takim nawale uderzeń nie ustrzegli się błędów. Po akcji Joe Sakica i Ryana Smyth'a krążek do bramki posłał Marek Svatos (36 minuta) Gościom w tej tercji nie udało się już odrobić strat.

W ostatniej odsłonie trochę aktywniejsi byli gracze Wild (przewaga 7-5 w strzałach), ale nie potrafili tego przełożyć na zdobyte bramki. Natomiast Colorado nie tylko skutecznie się broniło, ale potrafiło też wyprowadzać groźne kontry. Na pół minuty przed końcem spotkania jeden z takich wypadów ostatecznie ustalił wynik meczu. Akcję wybornie rozegrali Andrew Brunette i Paul Stastny. Krążek po zagraniu tego drugiego trafił do Wojtka Wolskiego, a ten nie miał problemów z umieszczeniem go w siatce bramki rywali.

Po tym spotkaniu Minnesota Wild zajmuje nadal pierwsze miejsce w Northwest Division z 16 punktami, zaś Colorado Avalanche w tej samej grupie zajmują drugie miejsce ze stratą dwóch "oczek" do lidera.

"Kaczory" poległy po karnych

Także w Honda Center tego wieczoru nie brakowało emocji i bramek. Do pełni szczęścia ponad 17 tysiącom kibiców zabrakło tylko zwycięstwa ich ulubieńców. Na drodze stanęli jednak "Nafciarze" z Edmonton, którzy skuteczniej egzekwowali rzuty karne.

Pierwsza odsłona lepsza w wykonaniu gości. To oni oddali więcej strzałów na bramkę rywali (8-5), ale przede wszystkim okazali się skuteczniejsi. Gospodarze dali się zaskoczyć po kwadransie gry, kiedy to Shawn Horcoff podał do Alesa Hemsk'iego a ten pokonał Jeana-Sebastiana Giguere'a. Uważnie grający zawodnicy Edmonton utrzymali to skromne prowadzenie do końca pierwszej tercji.

W drugiej części gry role na lodzie odwróciły się. To Ducks grali szybciej, składniej, częściej strzelali (14-9) i co najważniejsze udało się im wyrównać. Bezbłędnie do tej pory broniącego Mathieu Garon'a pokonał Chris Kunitz kończąc akcję Corey'a Perry. Mimo jeszcze kilku okazji (zwłaszcza ze strony Anaheim) żaden gol nie padł.

Ostatnie starcie także nie wyłoniło zwycięzcy. Ciągle lepsi i aktywniejsi byli gracze gospodarzy (10-4 w strzałach). Udało im się nawet wyjść na prowadzenie za sprawą Corey'a Perry (48min), który skutecznie wykończył akcję Andy'ego McDonald'a. Ta nieporadność w ataku Ducks coraz bardziej ośmielała gości.

Jednak w końcówce to gospodarze mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Na 2 minuty przed końcem meczu na ławkę kar odesłany został Steve Staios z Edmonton. Wydawało się, że lepszej okazji do zapewnienia sobie zwycięstwa nie będzie. Ale fani "Kaczorów" bardzo się zawiedli. Zamiast trafienia swoich pupili obejrzeli wyrównującą bramkę dla "Nafciarzy" grających w osłabieniu. Tom Gilbert zagrał "gumę" do Geoff'a Sandersona ten zaś wyłożył ją do nadjeżdżającego Andrew Gogliano i Jean-Sebastian Guigere był bez szans.

W dodatkowym czasie gry obie drużyny skupiły się bardziej na obronie własnej bramki i łącznie oddały tylko 4 strzały (3-1 dla Ducks). Dodatkowy czas gry zatem nie przyniósł rozstrzygnięcia i sędziowie zarządzili rzuty karne. W nich więcej dokładności wykazali przyjezdni i wygrali serię 2 do 0. Decydujące trafienie należało do Sama Gagnera.

Edmonton Oilers po tym meczu mają zgromadzonych 10 punktów i taki dorobek daje im 5. miejsce w Northwest Division, zaś Anaheim Ducks z tą samą ilością punktów są czwarci w Pacific Division.

"Czerwone Skrzydła" ciągle najlepsze

Nadal nie ma mocnych na ekipę Detroit Red Wings. Po wczorajszym meczu maja już 19 punktów i prowadzą w całej lidze. Tym razem szczęścia próbowali Vancouver Canucks. Jednak i oni nie dali rady mimo atutu własnej hali (General Motor Place) i obecności ponad 18,5 tysiąca ludzi.

Początek spotkania obiecujący w wykonaniu Canucks, bowiem po akcji Brendana Morrisona i Trevora Lindena krążek do bramki gości wpakował Matt Cook (6. minuta gry). Dosłownie 12 sekund później był już remis. Najskuteczniejsze w ataku trio gości dało znać o sobie. Pavel Datsyuk i Henrik Zetterberg umiejętnie wymienili się krążkiem, ten pierwszy zagrał to Tomasa Holmstroema i Roberto Luongo skapitulował.

Jak by tego było mało na kilkanaście sekund przed końcem pierwszej tercji goście wyszli na prowadzenie. Akcję rozpoczął Niclas Lidstroem, podał do Valtteri Fillpuli, a ten wyłożył krążek Mikaelowi Samuelssonowi. Goście byli aktywniejsi przez całą tercję (14-11 w strzałach dla Detroit) i mimo początkowych problemów nie dali rozkręcić się ekipie Vancouver.

Druga odsłona przyniosła odważniejszą grę w ataku gospodarzy (bilans strzałów 14-12 dla Canucks), jednak było to za mało, aby skutecznie stawić czoła przyjezdnym. Ambitna postawa pozwoliła zespołowi Vancouver doprowadzić do remisu. Po kwadransie gry w drugiej części Chrisa Osgood'a pokonał Markus Naslund umiejętnie kończąc składną akcję Ryan'a Keslera i Taylora Pyatt'a. Jednak ambicja to za mało. "Czerwone Skrzydła" jescze w tej tercji skutecznie natarły na gospodarzy. Minutę przed końcem autorem trzeciego trafienia dla Detroit został Jiri Hudler, obsłużony przez Mikaela Samulessona.

W ostatniej tercji obaj bramkarze zachowali czyste konta. Mimo, że Canucks wykazywali ogromną determinację to rezultat nie uległ zmianie. Gospodarzom nie pomogła ani większa ilość strzałów w tej części gry (7-4), ani też wycofanie bramkarza w ostatnich fragmentach. Red Wings do końca grali uważnie i skutecznie w defensywie co pozwoliło im zgarnąć dwa punkty za zwycięstwo w tym meczu.

Wyniki i strzelcy bramek 28 października (niedziela) 2007:

Colorado - Minnesota 3:1
Col: R.Smyth, M.Svatos, W.Wolski
Min: E.Belanger

Anaheim - Edmonton 2:3, karne
Ana: C.Kunitz, C.Perry
Edm: A.Hemsky, A.Cogliano

Vancouver - Detroit 2:3
Van: M.Cook, M.Naslund
Det: T. Holmstroem, M.Samuelsson, J.Hudler

Plan gier na 29 października (poniedziałek) 2007:

New York Rangers - Tampa Bay
Toronto - Washington
Dallas - San Jose

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto