Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie mam czasu na durne kolejki

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
"Ja nie wymieniłam, bo nie mam czasu stać w durnych kolejkach od 5 rano. XXI wiek, komputery, internet - a u nas kolejki, dzienne limity przyjmowanych petentów i dłubiące w nosie urzędniczki " - pisze na forum ~poznanianka .

Teraz to ja tej pani wierzę. Ale czasu było dość. Kilka lat. Więc z dużą dozą złośliwej satysfakcji obserwuję miotanie się rodaków, którzy sprawy, na jakie jest mnóstwo czasu, usiłują załatwić w ostatniej chwili. Przy czym rzucają gromy na kolejki, administrację, onych, tych sk.... , i co tam jeszcze ślina na język przyniesie. Bo robi się kuso, bo trzeba to jednak załatwić, bo teraz naprawdę nie ma czasu i głowy, bo... diabli by to wzięli (albo i gorzej). U fotografów urwanie głowy, w urzędach kolejki, wielkie "halo" co zrobić z leżącymi chorymi i wszelkiego rodzaju osobnikami którzy samodzielnie sprawy nie załatwią. I to jest jedna strona medalu - ta nasza, obywatelska, zwyczajowo bałaganiarska i olewacka w stylu "ja mam czas, ja poczekam..".

Druga strona medalu: administracja, której nawet do głowy nie przyszło, że akcję zachęcającą do wymiany dowodów osobistych należało prowadzić systematycznie, małymi krokami, docierając do każdego obywatela najpierw zawiadomieniem ogólnym a potem - wedle grafiku rozpisanego w czasie i przestrzeni dla poszczególnych dzielnic (obwodów, ulic, osiedli) - ulotkami, które mogły być roznoszone np. przez młodzież w wolnym czasie i za drobna opłatą. Są ludzie którzy potrafiliby to uładzić w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem i potrzebami.

O inercji pracowników administracji przekonałam się sama, kiedy wymieniając dowód w 2003 roku, usłyszałam zdziwione: " A po co tak wcześnie? Ale się pani spieszy! Będzie krócej ważny! Ma pani jeszcze tyle czasu!"
Ja nie wiem ile mam czasu, proszę pań! I może być problem z pogrzebem. Zdumione panie wymiany dokonały, od lat mam nowy dowód i obserwuję teraz fantastyczną szarpaninę.

Ponieważ w ramach skrupulatnej pracy administracji otrzymałam w międzyczasie wezwanie (obwarowane ogniem piekielnym) do zapłacenia podatku za psa, którego od dwóch lat nie mam - mam prawo domniemywać, że obywatel jest starannie pilnowany, obserwowany i przywoływany do porządku tylko w jednym przypadku - kiedy jest okazja wyrwać mu grosz. Narzuca się pytanie - co zrobiła administracja aby w ciągu tych kilku lat spokojnie i bez nerwów przypominać obywatelom o konieczności wymiany dokumentu? Przypominać systematycznie, uparcie i skutecznie? Kilka miesięcy (?) przed końcem terminu, wśród tysięcznych reklam wszelkiego badziewia i zbyt dużych portek pojawiła się Twarz. Twarz została jednak wywalona na pysk i nie stanowi zachęty do niczego.

Doszło jeszcze do zupełnego kociokwiku - tu i ówdzie administracja, czyniąc rozpaczliwe wysiłki, ustawia obywateli w kolejkach, limitach dziennych, wydłuża czas pracy albo zwiększa ekipę do obsługi petenta. Aby sprostać zadaniu. Zadaniu, które powinno być od początku logicznie i spokojnie rozłożone w czasie. Czyż nie było czasu i możliwości spokojnie, w ciągu tych kilku lat, zorganizować pracy w taki sposób, aby obywatel teraz nie warczał, a urzędnik nie leciał z nóg ?

Nie, nic takiego administracji nie przyszło do głowy. Bo praca w administracji jest dostojnym zajmowaniem stołka za biurkiem i łaskawym przybijaniem pieczątek obywatelowi, który sam się zgłosi. A jak się nie zgłosi? To jego strata. Zawsze można go potem ukarać mandatem z odsetkami za nie istniejącego psa.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto