Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nordic by Nature - jak to robią w Skandynawii? Relacja

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
Supermale
Supermale N.Skoczylas
Nordic by Nature sprowadzają do Berlina prawdziwe nordyckie smaczki. Niedawno wybrałam się na dwa, ze zorganizowanych przez nich, koncerty - oba bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły.

Wieczór w Festsaal na Kreuzbergu 1 października br. był długi, bo Berlińczycy preferują domowe rozgrzewki przed koncertami. Supermale z Norwegii wyszli na scenę trochę po 11:00 i zagrali bardzo przyjemne indie disco. Odwykłam już nieco od syntezatorów i prostej rytmiki, więc może dlatego nie miałam problemu z przyswojeniem rozsądnej ich dawki na nowo. Supermale mają swój sposób na rozochocenie publiczności, "duszą" klawisze i dołączają do tego odrobinę zniewieściałe wokale. Prawdziwy perkusista też daje sporo dobrej emocji. Poza tym te z pozoru banalne, vintażowe kompozycje wiją się niezwykle długo, dzięki czemu można się w nie wciągnąć i zatracić. Bardzo pozytywna rozgrzewka.

Berndsen ściągnął na swój pierwszy koncert poza Islandią całkiem sporą grupę fanów. Było nas około setki i czuć było w powietrzu oczekiwanie. Kiedy wyszedł, ubrany w kuriozalną marynarkę, kawał chłopa z bardzo islandzkim rudym zarostem, cała przewrotność koncepcji Berndsena stała się oczywista. Reyjkavik od czasu do czasu wysyła w świat niebywałe propozycje popowe - był już Páll Óskar (dla szczególnie odpornych lub lubujących się w tandecie), są szturmujący niezależny rynek FM Belfast, ale to tylko wierzchołek góry lodowej - dobrego popu na Islandii jest tyle, co śniegu.

Mamy więc i tego młodzieńca, który płytą "Lover in the Dark" udowadnia, że pop to wciąż gatunek z potencjałem. Zabawne, ironiczne teksty, dużo plastikowego blichtru, mnóstwo poczucia humoru i ciekawe melodie - wystarczą, by chciało się go słuchać. Berndsen na scenie promienieje, bezustannie tańczy, zdjął nawet koszulkę i pokazał swój okazały brzuch, który redukował, jak sam stwierdził, kebabem i piwem w Berlinie. Podobno pomogło. Szkoda, że materiału wystarczyło muzykom na zaledwie godzinę - ale wkrótce ukazać ma się nowa płyta i wtedy, miejmy nadzieję, nie zabraknie pełnej trasy z Polską na liście.

Kilka dni później zawitałam do King Konga - pubu gdzieś w ciemnych ulicach Mitte, w którego ascetycznie czarno-czerwonym wnętrzu na małej scenie objawili się Delay Trees. Spełnili dokładnie moje oczekiwania wobec tego występu. Przystojny, gładcy Finowie zagrali na dwóch gitarach, basie i perkusji, "ze szczyptą" cymbałków. Był to godzinny występ pełen niezbyt nachalnych, wyważonych, uroczych piosenek. Co prawda wokalista na początku wyglądał nieswojo (jak wytłumaczył, był to efekt obiadu w Poznaniu z poprzedniego dnia), ale muzyka wyraźnie leczyła go z minuty na minutę. Delay Trees zaproponowali mieszankę nostalgicznego singersongwritterstwa - trochę a'la I Am Kloot, trochę rozpływającego się w przestrzeni shoegazowania i wreszcie - nieco dreampopowej lekkości. Na poły to było smutne i przejmujące. Te wszystkie balladowe wzdychania do nieudanych miłości i innych egzystencjalnych potyczek, na poły prześliczne, emocjonalne i bujne w doznania. Chłopcy z Helsinek zaczęli grać dopiero dwa lata temu i zgrabnie poradzili sobie ze znalezieniem receptury na muzykę. Jeśli lubicie skandynawskie granie, raczej w stronę gitarowych zadumań, sięgnijcie po ich debiut "Delay Trees".

Oceń materiał, kliknij gwiazdkę. Autor, który zdobędzie najwięcej punktów, dostaje 150 zł!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto