Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowa Słupia – Bodzentyn i z powrotem

Robert Głodek
Robert Głodek
Iglica wieży telewizyjnej to doskonały punkt orientacyjny.
Iglica wieży telewizyjnej to doskonały punkt orientacyjny. R.Głodek
Góry Świętokrzyskie są doskonałym terenem na wycieczki rowerowe. Można korzystać z wyznaczonych szlaków, ale też tworzyć własne kombinacje. Nienaruszona przyroda w Świętokrzyskim Parku Narodowym pozawala wyciszyć się i naprawdę odpocząć.

Do Nowej Słupi,

skąd zaczynam tę wyprawę, można dostać się kilkoma sposobami. Najprościej oczywiście przyjechać samochodem. To zaledwie 25 km od Ostrowca Świętokrzyskiego i 37 km z Kielc. Bez problemu dowiezie nas także mikrobus lub PKS. Nowa Słupia to niewielka miejscowość położona w sercu Gór Świętokrzyskich, u podnóża Łysej Góry (595 m n.p.m., zwanej także Świętym Krzyżem) – drugiego po Łysicy (612 m n.p.m) wzniesienia Łysogór. Wieś graniczy także ze Świętokrzyskim Parkiem Narodowym. Miejscowość ta, bywa często bazą dla różnego rodzaju wypraw. Tu zaczyna się zielony szlak pieszy prowadzący do Łagowa, czerwony – prowadzący na Szczytnik oraz dwa szlaki rowerowe: czerwony do Cedzyny i czarny do Opatowa. Ja skorzystałem tylko z miejscowego parkingu, ale pozostający na dłużej znajdą tam liczne prywatne kwatery, schronisko, sklepy i restauracje.

Pierwszy parking

jaki napotykam położony jest w rynku. Na miejsce docieram dość wcześnie rano, dlatego bez problemu znajduję wolne miejsce. Parking jest bezpłatny i czysty, co dodatkowo czyni go atrakcyjnym. Samochód zostawiam bez obaw, miejsce jest widne i wydaje się bezpieczne. Przejeżdżający akurat patrol policji dodatkowo mnie w tym upewnia. Trasa, jaką chcę pokonać przebiega głównie po drogach asfaltowych, po których odbywa się także zwykły ruch kołowy. Nie zapominam o żółtej kamizelce odblaskowej. Trasa, według moich wstępnych obliczeń wynosi około 37 km i wydaje się niezbyt wymagająca. Pamiętajmy jednak, że to są góry. Wprawdzie nie imponują wysokością, ale kilka stromych podjazdów z pewnością napotkam. Planuję zatoczyć koło korzystając z dwóch oznakowanych szlaków rowerowych. Czarnego – od Nowej Słupi przez Dębno do Bodzentyna, oraz czerwonego – Tarczek, Świętomierz, do Nowej Słupi.

Z rynku ruszam drogą 751

w kierunku Bodzentyna czarnym szlakiem. Kilkaset początkowych metrów to wzniesienia niezbyt strome i krótkie. Pokonuję je bez większego wysiłku. Jak się później okaże, to jeden z niewielu odcinków, gdzie spotkać można jakiekolwiek płaszczyzny. Widok Świętego Krzyża towarzyszy mi cały czas. Iglica wieży telewizyjnej znajdująca się na szczycie stanowić może doskonały punkt orientacyjny. Podziwiając znajome świętokrzyskie krajobrazy pokonuję kilka pierwszych kilometrów. Wyprzedza mnie zaledwie kilka samochodów. Z uwagi na ukształtowanie terenu, liczne górki i zakręty, mało kto rozwija tu dużą prędkość. Spokojnie dojeżdżam do Jeziorka, gdzie mój szlak rozstaje się z drogą 751. Jadę nadal asfaltem, ale już nie towarzyszą mi żadne samochody. Droga prowadzi przez świętokrzyskie wsie: Dębno i Wolę Szczygiełkową. Na próżno wypatrywać tu jakiejkolwiek tradycyjnej zabudowy. Dominuje zunifikowane współczesne budownictwo, wprost z „katalogów domków jednorodzinnych”. Cyklicznie pojawiają się: „Pokoje do wynajęcia”, „Noclegi”, „Agroturystyka”, w różnych konfiguracjach z „Posiłki” i „Obiady domowe”.

Docieram do granicy

Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Tuż przed tablicą informacyjną zauważam zatoczkę. Zatrzymuję się by złapać oddech, zrobić zdjęcie a także zaczerpnąć kilka łyków wody. Jadę popołudniu, jest 27stopni. Z daleka widzę nadjeżdżającego motocyklistę. Błyszczące chromy, mocny dźwięk silnika i ostra muza ściągają mój wzrok. Mijając mnie podnosi rękę w wymownym przyjaznym geście. Odruchowo odpowiadam tym samym. Robi się całkiem miło. Po chwili mija mnie motorower Jawa z trzema pasażerami bez kasków, za to z szerokimi uśmiechami. Chyba miejscowi. Tym razem bez żadnych gestów. Jadę dalej. Około kilometra drogi przez park pokonuję bez pedałowania. Czuć prawdziwe świeże powietrze. Nieco chłodniejsze, samo wchodzi do płuc. Las i jeszcze raz las. Po obydwu stronach drogi nieprzenikniona ściana lasu. Myślę, że tak wyglądały okoliczne tereny zanim zaczął tu rządzić człowiek.

Jeśli wspomnieć w tym miejscu wszystkie magiczno-straszne świętokrzyskie opowieści, można poczuć mrowienie na plecach. Na szczęście zbój Madej łupił w tym dniu w innej części lasu, a czarownice z Łysej Góry miały chyba wolną sobotę… Wszystko, co dobre szybko się kończy. Kończy się też długi zjazd. W okolicach Celin trzeba już ostro pedałować. Właściwie do samego Bodzentyna, z niewielkimi przerwami jest pod górę.

Rynek bodzentyński

to jeden duży dworzec autobusowy. We wschodniej części pozostawiono na szczęście niewielki zadrzewiony skwerek. Tam też znajdują się dwie duże mapy, na których zaznaczono pobliskie atrakcje i szlaki turystyczne. Niestety tylko szlaki piesze. Warto posiadać własną mapę. Jest sobota. Z pobliskiej restauracji dochodzą dźwięki weselnej muzyki, a na balkonie dostrzegam dużą grupę weselnych gości „na papierosie”. Sklepy zamknięte. Na szczęście nie muszę robić zakupów. Jeżdżąc sam, zawsze zabieram zapasy na całą drogę. Wpadam na chwile pod bodzentyński zamek, dawną siedzibę biskupów krakowskich na ziemi świętokrzyskiej, obecnie w stanie ruiny. To tu zatrzymał się król Jagiełło w drodze na Grunwald i tu przyjmował posłów od książąt pomorskich.

Z Bodzentyna wyjeżdżam drogą 752

w kierunku Starachowic. Według mojej mapy poruszam się teraz szlakiem rowerowym - czerwonym. Tylko według mapy, bo w terenie oznaczeń nie ma. Mijam Tarczek, wcześniejszą siedzibę założyciela Bodzentyna, biskupa Bodzanta. W Świętomarzu skręcam w prawo, tuż obok XIV-wiecznego kościoła. Tu dopiero daje się zauważyć oznaczenie szlaku. Nieco wyblakłe, ale jest. Jeszcze kilka kilometrów wąskiej dróżki asfaltowej i zjeżdżam na drogi polne. Tu ponownie towarzyszy mi widok świętokrzyskiej iglicy telewizyjnej. Tym razem mam ją przed sobą. Minąwszy Parcele, Łomno-Majątek i mostek na Czarnej Wodzie kieruję się do Jeziorka. Tuż przed Zarzeczem wpadam w błoto do kolan. Tego się nie spodziewałem. Z daleka wyglądało na zaschnięte. 20 minut zajmuje mi doprowadzenie siebie a potem roweru do przyzwoitego stanu.

Stąd już tylko kilka kilometrów do Nowej Słupi. Docieram do Jeziorka i czuję zmęczenie. Zapasy wody wyczerpałem. Tuż przed tablicą „teren zabudowany” mój licznik pokazuje 41 km. Myślę, że trzymając się ściśle szlaku zrobiłbym nieco mniej. Do Nowej Słupi docieram po około 4 godzinach jazdy. Mój samochód stoi tam gdzie go zostawiłem. Koniec trasy. Chowam rower i idę do pobliskiego sklepu uzupełnić zapas wody. Do zobaczenia na świętokrzyskim szlaku!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Parada Motocyklistów w Łodzi

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto