Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Obozy filtracyjne w Czeczenii. Rozdział drugi

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Pierwsza wojna czeczeńska (http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Evstafiev-checnnya-soldier-fire.jpg)
Pierwsza wojna czeczeńska (http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Evstafiev-checnnya-soldier-fire.jpg)
Pomimo upływających lat, wciąż nie zostały wyjaśnione zbrodnie dokonane w obozach filtracyjnych tworzonych przez Rosjan w Czeczenii. Choć dowodów nie brakuje, wciąż nikt nie ma odwagi by zmierzyć się z tym koszmarem.

Wojna rządzi się swoimi prawami - to zdanie bardzo często jest używane, w chwili gdy trudno nam zrozumieć dramat masowych egzekucji czy bratobójczych walk. Konflikt w Czeczenii do dziś dzieli, nie tylko za naszą wschodnią granicą. Nikt z nas nie potrafi usprawiedliwić krwawych zamachów dokonywanych przez czeczeńskich terrorystów, ale i zbrodni popełnianych przez rosyjskich żołnierzy. Jedną z nich był dramat tzw. "obozów filtracyjnych", w których schronienie przed niebezpieczeństwem walk mieli znaleźć cywile. Zamiast tego, doświadczyli cierpienia i tortur.

Nigdy dokładnie nie poznaliśmy kulisów życia w obozach filtracyjnych - strona rosyjska robiła wszystko by świat jak najmniej się dowiedział o tych miejscach "odosobnienia". Jednak przeglądając medialne archiwa, na pierwszą wzmiankę o nich można się natknąć w 1995 r., podczas trwania pierwszej wojny w zbuntowanej, kaukaskiej republice. "Nagle na drodze pojawiło się trzech brudnych, obdartych mężczyzn z posiniaczonymi twarzami oraz połamanymi żebrami. Błagali przechodniów by zabrali ich jak najdalej od dużej rosyjskiej bazy wojskowej. Okazało się, że wszyscy trzej mężczyźni byli Czeczenami, którzy właśnie zostali wypuszczeni z tzw. "obozu filtracyjnego", czyli centrum przesłuchań rosyjskiej armii. Opowiadali oni o dotkliwych pobiciach, kradzieżach, głodzeniu przez rosyjskie siły specjalne i KGB" - opisywał wówczas sytuację w Czeczenii amerykański dziennik "Philadelphia Inquirer".

W 1995 r. stowarzyszenie Memoriał, zajmujące się badaniem sowieckich zbrodni oraz obroną praw człowieka, opublikowało raport pt.

"Warunki w aresztach w strefie wojennej w Republice Czeczeńskiej. Traktowanie więźniów"

. Możemy się z niego dowiedzieć, że obozy filtracyjne powstały na podstawie dekretu rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych nr 247/12.12.94. Pierwsze z nich pojawiły się na przełomie 1994 r. i 1995 r. w następujących lokalizacjach: Mozdok (Północna Osetia), Stawropol i Pyatigorsk (Kraj Stawropolski), a po zdobyciu stolicy Czeczenii przez Rosjan, również w Groznym.

Większość zatrzymanych w owym czasie okazywało się niewinnych w świetle stawianych im zarzutów (m.in. czynny udział w walce przeciwko siłom Federacji Rosyjskiej). Podczas zatrzymania, żołnierze często bez słowa zabierali podejrzanych na przesłuchania bądź na miejscu wymuszali przyznanie się do walczenia w oddziałach rebelianckich. Ludzie byli bici, a po drodze do obozu strzelali do rannego człowieka, który był na noszach dźwigany przez krewnych - tak transport do obozu filtracyjnego prowadzony przez rosyjskich żołnierzy wspomina wówczas 36-letni Habuev.

W raporcie w bardzo dokładny sposób opisano jak wyglądało życie w obozach filtracyjnych, zapamiętane przez ich więźniów. Zdaniem niektórych z nich, strażnicy mieli dawać tylko 5 sekund na załatwienie potrzeb fizjologicznych - przy dłuższym korzystaniu z WC byli bici. W raporcie wielokrotnie wspominano o ciągłym biciu osadzonych. Przy okazji opisano nieudane próby dostania się przedstawicieli organizacji broniących prawa człowieka do obozów filtracyjnych. Za każdym razem, władze robiły wszystko by nie wpuścić ich na teren "więzień".

Raport Memoriału powstał w rok po utworzeniu pierwszych obozów filtracyjnych. Zakończenie pierwszej wojny czeczeńskiej zahamowało rozwój "więzień" ale jak się później okazało koszmar miał powrócić ze zdwojoną siłą. W chwili gdy konflikt rozgorzał na nowo, rosyjskie władze sięgnęły do idei budowania kolejnych obozów filtracyjnych. Największy z nich powstał w Czernokozowie, małej wsi na północy Czeczenii. Za czasów Związku Radzieckiego znajdowało się tu więzienie o bardzo zaostrzonym rygorze. Otwarto je ponownie w 1999 r., rozpoczynając tym samym koszmar, który za sprawą mediów poznał cały świat. Oficjalnie funkcjonował jako "tymczasowy ośrodek odosobnienia dla osób zatrzymanych za włóczęgostwo i żebractwo", w rzeczywistości osadzeni byli w nim głównie cywile - mężczyźni ale również kobiety i dzieci narodowości czeczeńskiej. Według władz federacji przez obóz "przewinęło" się około 10 tysięcy osób, jednak stowarzyszenie Memoriał uważa, że ta liczba została znacznie zaniżona. Ich zdaniem w Czernokozowie mogło być nawet 200 tys. osadzonych - warto zaznaczyć, że wówczas w Czeczenii mieszkało mniej niż milion osób.

Obrońcom praw człowieka udało się ponad 10 lat temu dotrzeć do byłych więźniów obozu w Czernokozowie. Historię jednych z nich opisał wówczas New York Times. 38-letni inżynier Waha i jego 21-letni kolega zostali zatrzymani przez rosyjskich żołnierzy. Zostali potem wyrzuceni z własnej ciężarówki oraz dotkliwie pobici m.in. z użyciem gumowych pałek przez 15 żołnierzy. Po dotarciu do obozu, zostali okradzeni ze wszelkich wartościowych przedmiotów oraz pieniędzy, których nigdy im nie zwrócono. Opowiadali o przeróżnych torturach stosowanych przez rosyjskich żołnierzy. W swoich celach godzinami musieliśmy stać z rękami nad głową. Każdy, kto usiadł albo choć na chwilę obniżył ręce był bity a nie raz w celach rozpylano gaz łzawiący. Byliśmy zmuszeni stać z podniesionymi ramionami od godziny 15 do pierwszej dnia następnego - wspomina Waha. Inżynier opowiedział również o notorycznych gwałtach w obozie - ofiarami padały zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Wszyscy przetrzymywani w Czernokozowie wspomnieli o łapówkach, których wysokość wyznaczali rosyjscy żołnierze. Wpłacenie kwoty od 1000 do 4000 rubli miało zapewnić uwolnienie zatrzymanego z obozu filtracyjnego.

Świadków koszmaru jest niestety znacznie więcej 13-letnia Iman została aresztowana ponieważ nie miała przy sobie żadnych dokumentów (dopiero po skończeniu 14. roku życia mogła otrzymać paszport). Z tego powodu została osadzona w jednym z obozów filtracyjnych. Opowiedziała o stosowanych na jej współtowarzyszach torturach: gwałty, wyrywanie paznokci, wkładanie zapalanych zapałek do genitaliów. Sama przeżyła "lot helikopterem": została zawieszona za swoje kostki w dół na zewnątrz znajdującego się w powietrzu helikoptera i była zmuszana do przyznania się do współpracy z partyzantami, w przeciwnym razie zostanie wyrzucona. Powiedzieli, że nikt nigdy mnie nie znajdzie i nie dowie się, jak zostałam zabita. I wiem, że mieli rację - relacjonuje Iman.

"Byłem w celi zaprojektowanej dla czterech osób a było nas tam 14. Nie było łóżka ani materaca. Nic z wyjątkiem wiadra służącego jako WC. Spaliśmy na zimnej, betonowej podłodze. Trzymali mnie tam 12 dni. Zdarzało się, że nie dawali mi żadnej wody przez trzy dni. Nasza racja żywnościowa składał się z jednego talerza papki dla trzech osób. Mieliśmy także jedną łyżeczkę na trzy osoby" - opisuje pobyt w obozie filtracyjnym Amirkhanov, 46-letni wówczas kierowca autobusu. Inny, 17-letni więzień obozu wspomina o torturze zwanej "jaskółką": kajdankami skuwano ręce i nogi osadzonych i zawieszano ich pod sufitem, by tak wisieli przez jakiś czas. Inny świadek koszmaru, 22-letni Paweł był zamykany w "lodówce" gdzie miał stać bez ruchu - każde jego poruszenie oznaczało pobicie ze strony strażników. Doznał on złamania żeber oraz pęknięcia kręgów. "Wyciągali mnie na korytarz. Jeden z nich odbezpieczył karabin maszynowy, przyłożył mi lufę do skroni i pociągnął za spust. Drugi mnie bił. Inni więźniowie oglądający tą scenę już uznali mnie za martwego. Potem wyciągnęli mnie na zewnątrz - relacjonuje Paweł.

Latem ubiegłego roku towarzyszyłam francuskiej prawniczce Anne le Tallec w czasie jej podróży po obozach czeczeńskich uchodźców. Anne przygotowywała raport dla ONZ i ACAT, organizacji walczącej ze stosowaniem tortur. Wysłuchała ponad 60 zeznań osób, które były torturowanie w obozach filtracyjnych. Stwierdziła kategorycznie, że w Czeczenii prowadzona jest swoista akcja sterylizacyjna. Kobiety mówiły jej, że w "filtrach" wstrzykiwano im zieloną miksturę i karmiono jakimiś specyfikami. Mężczyznom do genitaliów podłączano elektrody albo - jak w przypadku męża Aminat z Cocin Jurtu - podkładano papier nasączony benzyną i podpalano. Poza tym również mężczyznom wstrzykiwane są jakieś substancje. Benzyna, wybielacz - trudno im określić, czują tylko zapach. Do jakiego stopnia wpływa to na płodność, nie wiem, ale oprawcy mówią im, że "nie będą już płodzić terrorystów" - opowiadała o obozach filtracyjnych w wywiadzie dla Gazety wyborczej w 2003 r. była korespondentka Polsatu, Krystyna Kurczab- Redlich.
Dramat obozów filtracyjnych długo był obojętny międzynarodowym organom ścigania. W 2007 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka po raz pierwszy skazał Rosję za zbrodnie dokonane w obozach. Bracia Arbi i Adam Czitajewowie przez sześć miesięcy byli więzieni w obozie filtracyjnym Czernokozowo. Bito butelkami wypełnionymi wodą i gumowymi pasami, przyduszano przez zakładanie masek przeciwgazowych z zamkniętym wlotem powietrza i boleśnie ściskano skórę kombinerkami. Czeczeni opowiadali również o szczuciu ich psami podczas przesłuchań. Trybunał zasądził na rzecz braci po 35 tys. euro odszkodowania od władz Rosji. Tego samego roku, Trybunał uznał śmierć Zury Bitijewej, byłej obrończyni praw człowieka, za zbrodnie dokonaną przez rosyjskich żołnierzy. Po kilkutygodniowym osadzeniu w obozie filtracyjnym, pomagała ofiarom krzywdzonym przez Rosjan. W maju 2003 r. ludzie w mundurach przyszli po nią do domu we wsi Kalinowskaja i rozstrzelali ją, jej syna, męża oraz brata. Trybunał zasądził 85 tys. euro odszkodowania na
rzecz córki Bitijewej, uznając, że morderstwu winna jest rosyjska armia, a rosyjski wymiar sprawiedliwości nie wywiązał się z obowiązku poszukiwania winnych. Czy w przyszłości władze Rosji zostaną skazane za zbrodnie przeciwko ludzkości dokonywane w Czeczenii oraz w obozach filtracyjnych? Póki co nic na to nie wskazuje, tym bardziej, że u władzy na Kremlu utrzymują się ludzie odpowiedzialni za te przestępstwa.

Od 2005 r. obóz w Czernokozowie funkcjonuje jako "kolonia karna", administrowana przez lokalne władze prorosyjskie pod przywództwem Ramzana Kadyrowa. Od ponownego uruchomienia więzienia, warunki życia w nim się poprawiły, ale nadal sytuacja w nim jest bardzo zła - chorzy na gruźlicę nie są izolowani a byli więźniowie nadal skarżą się na tortury. Ale świat o tym nie wie, bo kto dziś nie umiera na ekranie, ten nie umiera wcale - słusznie zauważa Krystyna Kurczab-Redlich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto