Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Obywatelski podbój kosmosu jest możliwy

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Sztuczny satelita ACTS na orbicie okołoziemskiej (http://commons.wikimedia.org/wiki/File:ACTS_Deploy_3.jpg)
Sztuczny satelita ACTS na orbicie okołoziemskiej (http://commons.wikimedia.org/wiki/File:ACTS_Deploy_3.jpg)
Umieszczanie na orbicie sztucznych satelitów czy realizowanie misji załogowych wymaga nie tylko wysokich budżetów, ale i zaangażowania tysięcy specjalistów. Jednak wystarczy obniżyć loty i zainwestować trochę pieniędzy, a marzenia o własnym podboju kosmosu stają się całkiem możliwe.

Na początek trochę liczb. Całkowity koszt programu "Apollo", w ramach którego odbyło się 6 załogowych misji na Księżyc wyniósł 24 miliardy dolarów. Natomiast według luźnych szacunków, do 2008 r. NASA wydała na program wahadłowców aż 170 miliardów dolarów. Ale wysłanie na emeryturę trzech amerykańskich promów kosmicznych wcale nie oznaczało oszczędności. Rokrocznie NASA wydaje 450 milionów dolarów za możliwość dostarczania kosmonautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną na pokładzie rosyjskich statków Sojusz. Do dziś również trudno ocenić ile pieniędzy na rozwój własnego programu kosmicznego, wydały władze Związku Radzieckiego. Jak widać na powyższych przykładach, przez lata ogromne budżety wielkich mocarstw stały się motorem rozwojowym dla pokonywania kolejnych granic w podboju kosmosu. Od momentu, gdy okazało się, że ludzkość jest w stanie umieścić na orbicie okołoziemskiej sztuczne satelity, wysłać w bezmiar kosmosu astronautów a nawet bezpiecznie wylądować na Księżycu, tysiące wizjonerów-amatorów snuło plany o dołożeniu swojej cegiełki do historii jednego z największych wyścigów technologicznych. Jak się miało w przyszłości okazać, nie były to tylko czcze bujanie w obłokach.

Bardzo charakterystyczny sygnał nadawany przez Sputnika 1, którego na orbicie 4 października 1957 r. umieścił Związek Radziecki, doprowadzał do gorączki rząd w Waszyngtonie, a wśród radioamatorów na całym świecie rozbudził nadzieję na rewolucję w przekazywaniu informacji. Podczas gdy w pośpiechu zza oceanem powstała państwowa agencja kosmiczna NASA, rywale spod znaku sierpa i młota mieli na koncie udaną misję sztucznego satelity z psem Łajką na pokładzie. Wkrótce i amerykanom udało się zatrzeć złe wrażenie po kosmicznym falstarcie, wysyłając na orbitę Explorer 1, który miał na celu nie tylko podbudowanie morale mieszkańcom USA ale i zbadanie kosmicznego promieniowania. Start amerykańskiego satelity 1 lutego 1958 r. bacznie obserwowała grupa radioamatorów ze wschodniego wybrzeża kraju: Lance Ginner, Chuck Smallhouse, Ed Beck, Al Diem, Chuck Townes oraz Nick Marshall, którzy postanowili rzucić wyzwanie dwóm zimnowojennym mocarstwom.

Podjęli oni inicjatywę budowy OSCAR'a (z ang. Orbiting Satellite Carrying Amateur Radio), czyli pierwszego amatorskiego sztucznego satelity Ziemi. Pomysł został bardzo pozytywnie odebrany przez fanów radiokomunikacji z całych Stanów Zjednoczonych, dzięki którym udało się zebrać niezbędne fundusze. Według danych waszyngtońskiego National Air and Space Museum, budowa samego satelity w kształcie kanciastego sześcianu o wadze 4,5 kilograma i wymiarach 30 na 30 cm wyniosła tylko 63 dolary. OSCAR 1 był budowany metodą prób i błędów w garażach oraz piwnicach radioamatorów ze wschodniego wybrzeża. Amatorski satelita powstał z użyciem głównie magnezu a w swoim wnętrzu zawierał nadajnik radiowy o mocy 100 mW.

Ale do pełnego sukcesu pionierzy amatorskiego podboju kosmosu potrzebowali jeszcze znaleźć sposób na umieszczenie OSCAR'a na orbicie okołoziemskiej. Po długo trwających rozmowach z Siłami Powietrznymi USA, udało się uzyskać zgodę na umieszczenie sztucznego satelity w rakiecie nośnej Thor Agena B (kosztowało to ok. 18 tysięcy dolarów). Ostatecznie do startu dzieła amerykańskich radioamatorów doszło 12 grudnia 1961 r. wraz z tajnym satelitą szpiegowskim Discovery 36 z platformy startowej w bazie wojskowej Vandenberg w stanie Kalifornia. Pierwsi o sukcesie misji dowiedzieli się pracownicy stacji radiowej na Antarktydzie, którzy odebrali sygnał "Hi" (z ang. cześć) w alfabecie Morse'a. Przez ponad dwa tygodnie funkcjonowania satelity, jego komunikat odebrano przez 570 radioamatorów w 28 krajach na całym świecie. Ostatecznie sztuczny satelita spłonął w atmosferze 31 stycznia 1961 r. ale koniec jego misji rozpoczął kosmiczną rewolucję.

W okresie największego nasilenia wyścigu kosmicznego między ZSRR i USA grupa radioamatorów udowodniła, że konsekwencja i upór w realizacji planów mogą nawet spełnić marzenia o zdobyciu orbity okołoziemskiej. Najlepszym przykładem są liczby. W latach 1961-2009 w przestrzeń wystrzelono aż 68 sztucznych satelitów w ramach programu OSCAR. Ponadto, w roku pierwszej załogowej misji na Księżyc powołano do życia organizację AMSAT, której do dziś celem jest popularyzacja budowy amatorskich próbników kosmicznych i koordynacja ich działania. Takie obiekty do tej pory z sukcesem zbudowano m.in. w Kanadzie, Niemczech, Chin, Japonii, Wielkiej Brytanii czy nawet Arabii Saudyjskiej. Problemu nie sprawia zbudowanie amatorskiego satelity ale znalezienie agencji kosmicznej, która pomoże go wynieść na orbitę okołoziemską. Wśród tych największych znajduje się oczywiście NASA, Roskosmos (Rosja) czy ESA (Unia Europejska).
We współpracy z tą ostatnią, ostatnio również polscy studenci z Politechniki Warszawskiej zaznaczyli swoją obecność w badaniach kosmosu. PW Sat, umieszczony na orbicie 13 lutego 2012 r. przez europejską rakietę nośną Vega stał się pierwszym w pełni zbudowanym nad Wisłą sztucznym satelitą. Obiekt o kształcie sześcianu (wymiary 10 cm na 10 cm i waga 1 kg) powstawał przez ostatnie siedem lat i kosztował aż 200 tysięcy złotych, które również udało się zdobyć dzięki wsparciu Centrum Badań Kosmicznych PAN. Należy do gatunku tzw. "CubeSat" czyli satelitów o minimalnych kształtach, wcale nie odbiegających możliwościami od swoich większych kolegów po fachu. Ale polscy naukowcy wcale nie zamierzają spocząć na laurach po udanej misji PW Sat - jeszcze we wrześniu br. z kosmodromu Jasnyj w Rosji zostanie wystrzelony "Lem". Satelita, który odziedziczył nazwę po znanym polskim pisarzu science fiction będzie nieco większy od PW Sat (wymiary 20 cm na 20 cm, waga 6 kg) i jego zadanie ma obserwować jaśniejsze od Słońca gwiazdy.

Ale podbój kosmosu przez amatorów nie zawsze ma ściśle naukową i badawczą twarz. Matthew Ho i Asad Muhammad, dwójka licealistów z kanadyjskiego miasta Newark postanowiła skonstruować własną sondę kosmiczną z ludzikiem Lego na pokładzie. Dzięki pieczołowicie przygotowanemu balonowi meteorologicznymi, całość udało wznieść na wysokość 24 kilometrów a nieziemskie widoki ze stratosfery zostały uwiecznione na czterech zainstalowanych kamerach kupionych w internecie. Nastolatkowie zadbali o każdy szczegół swojej "przełomowej" misji - przygotowali spadochron oraz odbiornik GPS aby móc odnaleźć swoje dzieło po tym jak wróci na Ziemię. Ale nie wszystko szło po myśli chłopców, ponieważ na wysokości 6 tys. metrów stracili kontakt z balonem a samodzielnie zbudowany próbnik odnaleźli na polach oddalonych od miejsca startu o 120 km. Dzięki wysiłkowi licealistów, w internecie możemy obejrzeć zapierające dech w piersiach widoki z lotu ptaka z ludzikiem Lego trzymającym flagę Kanady na pierwszym planie.

Obserwowanie gwiaździstego nieba inspiruje ludzkość od pokoleń ale dopiero w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat udało nam się pokonać ostateczną granicę ziemskiej atmosfery. Dzięki zapałowi wielu amatorów, udało się przełamać monopol wielkich mocarstw na badania kosmosu ale wciąż w tej dziedzinie jeszcze jest do zdobycia. Rosnące w siłę prywatne przedsiębiorstwa inwestują miliony dolarów aby dać szerokiej grupie społeczeństwa możliwość choć kilkuminutowej podróży w bezmiar kosmosu. Jednak jak pokazał entuzjazm grupy zapaleńców, każda suma pieniędzy czasem nie jest nawet połową sukcesu - najważniejsza jest nadzieja na zrealizowanie marzeń o dotknięciu niepoznanego wciąż wszechświata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto