Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odłupywanie twarzy

Kuba Wandachowicz
Kuba Wandachowicz
Powołana została specjalna grupa pod przewodnictwem historyka z krakowskiego oddziału IPN, Macieja Korkucia, która ma zająć się zinwentaryzowaniem niechcianych pamiątek po PRL-u...

Przeczytałem fragment wywiadu, jakiego Jarosław Kaczyński udzielił w 1994 roku Teresie Torańskiej. Fajnie jest poczytać takie archiwalia, żeby przekonać się, że Żelazny Jarek nie zmienił przekonań ani na jotę. Proszę nie doszukiwać się w powyższym zdaniu ironii. U polityka to rzadkość, świadcząca o trwałości jego systemu wartości. W tym miejscu pochwały się niestety kończą, gdyż solidność kaczystowskiego dekalogu ufundowana jest – tak wtedy, jak i dziś – na bardzo wulkanicznym gruncie.

Jarosław Kaczyński chce być jak Zorro. Tak naprawdę nie interesuje go gospodarka, kultura, ekonomia – on pragnie zemsty. Nie wnikam w osobiste przesłanki, które skłoniły go do przyjęcia takiej postawy, z pewnością ma ich wiele (nie wyobrażam sobie, żeby tak zaciekle realizowany plan mógł wynikać z etycznych abstraktów, tu musi chodzić o jakieś bolesne momenty w życiorysie). Kaczyński pragnie mścić się za cały udręczony komunistycznym jarzmem naród. Trudno dociec gdzie kończy się krucjata w imię wyższych wartości, a gdzie zaczyna zwyczajna socjotechnika. Prawdopodobnie mamy tu do czynienia ze splotem obu intencji. Pierwszym i najważniejszym celem Jarosława jest danie ludziom poczucia zmiany, która nie musi wyrażać się w dostaniejszym życiu – ma to być zmiana polegająca na grze symbolami. W 1994 roku Kaczyński mówi, że ludzie muszą zobaczyć jak komunistyczna władza ponosi absolutną klęskę – tylko wtedy poczują, że coś się zmieniło. Bez symbolicznej (choć zarazem całkiem realnej, bo polegającej na wsadzaniu postkomunistów do więzień lub przynajmniej eksmitowaniu ich z przestrzeni życia publicznego) przemiany przeciętny polski obywatel nie będzie w stanie uwierzyć w to, że odzyskał wolność. A tylko na takiej wierze – powiada Kaczyński w 1994 roku – będzie można ufundować nową Polskę. Tylko wtedy, snuje swoje rozważania przyszły premier, będzie można mówić o oczyszczeniu i scaleniu Narodu.

Projekt Kaczyńskiego, dziś realizowany pełną parą, przypomina mi manipulację dokonywaną przez religijnego guru, który kształtuje swą charyzmę poprzez odwoływanie się do najbardziej prymitywnych instynktów swoich wyznawców. Można sparafrazować pewne słynne powiedzenie i rzec, że sprawiedliwość społeczna à la Kaczyński to takie „opium dla mas”, seans voo-doo, polegający na paleniu kukieł i opluwaniu wszystkich tych, którzy „stali tam, gdzie stało ZOMO”. Kaczyński z uporem maniaka śpiewa cały czas refren tej samej piosenki. Trwa to już – przynajmniej – kilkanaście lat. Najsmutniejsze jest to, że teraz wszyscy musimy w takt tej piosenki podrygiwać.

Oto czytam, że historycy IPN-u będą dekomunizować pomniki. Był czas, kiedy robiono porządek z ulicami, teraz należy zająć się pomnikami. Powołana została specjalna grupa pod przewodnictwem historyka z krakowskiego oddziału IPN, Macieja Korkucia, która ma zająć się zinwentaryzowaniem niechcianych pamiątek po PRL-u. Potem przyjdzie czas na ich wyburzanie. Kit z tym, że takie wyburzanie to kosztowna sprawa – w najgorszym wypadku można przecież odłupać z pomnika twarz generała Świerczewskiego i wstawić zamiast niej facjatę Andersa! Takie pomysły też rodzą się w głowach natchnionych historyków (i są wcielane w życie! – patrz: Koszalin). Trzeba niszczyć symbole reżimu i zastępować je czymś bardziej chlubnym. Nikt nie zauważa, że przeciętny Kowalski ma to gdzieś, że dość ma już martyrologicznych przepychanek. Poza wszystkim innym pozostawienie pomników PRL-u ma dużą wartość historyczną – są one świadectwem tego, w co daliśmy się wplątać. W innych krajach takie relikty przeszłości traktuje się jako bolesne memento dla przyszłych pokoleń. U nas trzeba będzie wyburzać, przebudowywać, choć tak naprawdę mało kogo to grzeje.

Podejrzewam, że w imię symbolicznej przemiany przyjdzie nam jeszcze wiele znieść. Odłupywanie twarzy stało się obsesją. Nie tak dawno próbowano odłupać twarz Maciejowi Damięckiemu, na szczęście bez skutku. Sens voo-doo trwa, choć od momentu przełomu minęło już 18 lat i społeczne zainteresowanie takimi teatralnymi gestami spadło do minimum. Teraz ludzie chcą po prostu dostatniej żyć. Jakie to normalne! Niestety nie da się prowadzić krucjaty pod sztandarami normalności, dlatego przewiduję, że odłupywanych twarzy będzie jeszcze więcej. Kaczyści będą nas na siłę przetrzymywali w przeszłości, każąc rozpamiętywać każdą traumę. To taka nasza polska specjalność – budowanie tożsamości narodowej na „krwi i bliznach”. Teraz do zestawu naszych narodowych blizn dojdzie jeszcze blizna po odłupanej twarzy... To ci dopiero błędne koło!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto