Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

OPINIE: Krajobraz po bitwie, czyli rzeczywistość powyborcza

Tomasz Osuch
Tomasz Osuch
Polityczny wynik wyborów jest prosty: Platforma wzięła wszystko, PSL ledwo zipie, SLD wraca do gry, a PiS rozpoczęło marsz po władzę. Tylko co będzie dalej?

Stało się - wybraliśmy prezydenta. Choć niejednogłośnie, to jednak wspólnie podjęliśmy ważną decyzję. I jakkolwiek nie oceniać by tej decyzji, sytuacja polityczna w kraju, będąca jej wynikiem, stała się bardzo ciekawa. Jeszcze ciekawiej zapowiada się przyszłość polskiej sceny politycznej, więc warto nad przyszłością tą pogdybać. Postanowiłem zatem przyjrzeć się czterem największym partiom, które zasiadają w sejmie i odpowiedzieć na pytanie co je czeka.

Platforma bierze wszystko

Wybory nie pozostawiły żadnych wątpliwości - nadeszło przysłowiowe "pięć minut" Platformy Obywatelskiej, choć w trochę wydłużonej wersji "pięciuset dni spokoju", o które prosił wyborców Bronisław Komorowski. Platforma ma więc to, czego chciała. Dostała swoją szansę i wzięła wszystko - ma parlament, ma rząd, ma w końcu prezydenta. Rządzi lub współrządzi także w wielu samorządach. Ma zatem okazję, by się wykazać i nie będzie już mogła zasłaniać się złą wolą prezydenta.

Partia Donalda Tuska stoi dziś w obliczu wielkiego zadania, jakim będzie spełnienie wszystkich swoich obietnic, których w trakcie kampanii było niemało. Czekamy więc na tysiąc kilometrów autostrad, wycofanie polskich wojsk z Afganistanu, wprowadzenie 30 proc. podwyżki dla nauczycieli, ustanowienie bezpłatnych studiów na jednym z wybranych kierunków, przywrócenie 50 proc. zniżki dla studentów, komercjalizację szpitali, powołanie Rady Zdrowia Publicznego, uchwalenie ustawy o parytetach, poparcie refundacji in-vitro oraz przeprowadzenie reformy samorządowej. To wszystko obiecywał nam sam marszałek Komorowski.

Platforma z kolei będzie musiała odgrzebać swoje "4xTAK", czyli likwidację Senatu, zniesienie immunitetu parlamentarnego, zmniejszenie liczby posłów do 260 oraz wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych. Zachwalając sztandarowy pomysł Platformy w 2006 roku, dzisiaj już premier, Donald Tusk mówił tak: "Na tę akcję zdecydowaliśmy się, bo głęboko wierzymy w to, że Polsce potrzebne są głębokie zmiany ustrojowe, że te zmiany są możliwe". Dziś zmiany te są możliwe bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Wszakże Platforma Obywatelska dzierży niemalże całą władzę w państwie, z którą - chcąc nie chcąc - coś będzie musiała zrobić.

Okres powyborczy upłynie dla Platformy nie tyle pod znakiem rozliczenia się z wyborcami ze swoich kampanijnych obietnic, na realizację których potrzeba przecież trochę czasu, ale przede wszystkim pod znakiem rozliczeń wewnątrzpartyjnych. Wynik Bronisława Komorowskiego, a więc i wynik całej Platformy Obywatelskiej, nie jest wynikiem, którym można zanadto się szczycić. PO będzie musiała znaleźć odpowiedź na pytanie kto jest winnym tak marnego rezultatu.

W dość trudnej sytuacji jest obecnie Janusz Palikot, który swoimi często agresywnymi wypowiedziami, udzielanymi w czasie kampanii wyborczej, mógł ostatecznie zrazić do kandydata swojej partii tych wyborców, którzy nigdy nie zagłosowaliby na Jarosława Kaczyńskiego, a rozważali oddanie głosu na Bronisława Komorowskiego, jednak do końca nie byli zdecydowani czy na wybory w ogóle pójść. Także Radosław Sikorski mówił niedługo po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów, ze wszystkich obwodów wyborczych, że Janusz Palikot powinien zostać rozliczony z najgorszego w Polsce wyniku Platformy w Lublinie, w którym Bronisław Komorowski, w jako jedynym mieście wojewódzkim, przegrał z Jarosławem Kaczyńskim.

Ostatnie tchnienie PSL

Wybory prezydenckie były dla Waldemara Pawlaka porażką. Dla całego obozu ludowców mogą okazać się początkiem końca. Twardy elektorat Polskiego Stronnictwa Ludowego, które w wyborach samorządowych i parlamentarnych, mogło liczyć przeważnie na 5-6 proc. lub nawet więcej poparcia, niezbyt gorliwie wziął się do pomocy kandydatowi swojej partii. Dziś wielu komentatorów życia publicznego, publicystów, ale także polityków, wróży PSL-owi koniec drogi parlamentarnej. PSL, jeżeli powtórzy wynik swojego lidera, może się w przyszłym parlamencie w ogóle nie znaleźć.

O ile pozycja Waldemara Pawlaka wewnątrz partii wydaje się być niezachwiana, o tyle pozycja samej partii nie jest już tak pewna, jak chociażby przed wyborami. Ludowcy muszą zdecydować się na nowe rozdanie wewnątrz swojego obozu, ale przede wszystkim na otwarcie się na elektorat inny, niż wiejski, na który monopol ma dziś w głównej mierze Prawo i Sprawiedliwość.

Lewica wraca do gry

Jeżeli wziąć pod uwagę wynik Grzegorza Napieralskiego z pierwszej tury wyborów, Sojusz Lewicy Demokratycznej odniósł ogromny sukces. Z kilku procent, słupek poparcia dla kandydata lewicy podskoczył do niemalże czternastu.

Jeżeli SLD naprawdę chce powrócić do wielkiej politycznej gry, z której wypadło w 2005 roku, to ma ku temu niepowtarzalną okazję. Należy jednak pamiętać, że dobry wynik Napieralskiego w dużym stopniu stanowiły, poza głosami twardego elektoratu, głosy wyborców młodych, do których nie pasował, ani odwołujący się do szlacheckich tradycji Bronisław Komorowski, ani zbyt konserwatywny, jak na XXI wiek, Jarosław Kaczyński.

Lewicę, pod niekwestionowanym przywództwem SLD, czeka wielka próba, którą będą nadchodzące wybory samorządowe i parlamentarne i tylko od jej liderów zależy, jak zostanie wykorzystany potencjał zgromadzony przez Grzegorza Napieralskiego. Lewica musi otworzyć się na ludzi młodych, nie zapominając przy tym o swoim dotychczasowym, bardzo zróżnicowanym elektoracie, oczekującym państwa opiekuńczego - socjalnego, dbającego o obywatela w każdej sferze życia publicznego i gospodarczego. Otwarcia na ludzi młodych nie mogą jednak firmować swoimi twarzami tacy działacze SLD jak Józef Oleksy, czy Leszek Miller, bo - pomimo swojej "nowoczesności i europejskości" - kojarzą się przede wszystkim z postpeerelowskim partyjnym betonem.
Drugie życie PiS

W swoim krótkim przemówieniu, wygłoszonym tuż po ogłoszeniu sondażowych wyników drugiej tury wyborów, zdaniem wielu publicystów, Jarosław Kaczyński rozpoczął kampanię parlamentarną. Innymi słowy - Prawo i Sprawiedliwość chce sięgnąć po realną władzę i ma ku temu ogromną szansę. Swym znakomitym rezultatem, startując z 20 proc. poparciem, a kończąc bieg do pałacu z wynikiem sięgającym blisko 47 proc., otrzymał jeszcze szerszy i znacznie silniejszy mandat do sprawowania przywództwa nad swoją partią. Prawo i Sprawiedliwość, z mocniejszym i trzeba przyznać - jeszcze bardziej popularnym liderem, ma dziś szansę "pozytywnie" wykorzystać swój wynik i bynajmniej nie do współpracy z rządem Donalda Tuska.

PiS, tracąc ostatni bastion IV Rzeczypospolitej, jakim był pałac prezydencki, w wyniku wyboru przechodzi do pełnej opozycji, już nie tylko wobec koalicyjnego rządu, ale całej "grupy trzymającej władzę", włącznie z nowym prezydentem Bronisławem Komorowskim. Niezaprzeczalnie partia Jarosława Kaczyńskiego będzie budowała swoje poparcie w nadchodzących wyborach parlamentarnych wokół ciągłej i bezgranicznej, często wyłącznie populistycznej krytyki pod adresem obozu rządzącego. Platforma Obywatelska najpewniej będzie robić swoje, nie bacząc na pokrzykiwanie opozycji, ale każde jej potknięcie będzie pożywką dla Prawa i Sprawiedliwości, które wykorzystując różne mechanizmy walki politycznej, będzie bezwzględnie negować wszystkie poczynania koalicji, umacniając jednocześnie swoje poparcie.

Scenariusz, w którym Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory i będzie mogło samodzielnie utworzyć rząd, na czele którego stanie naturalnie Jarosław Kaczyński, jest bardzo prawdopodobny. PiS musi jednak wykorzystać dobrą koniunkturę polityczną wytworzoną wokół swojego lidera w czasie wyborów. Nie może jednak wrócić do wojennej retoryki, bo zaprzeczałoby to całkowicie słowom słowom Jarosława Kaczyńskiego, który wzywał do zakończenia polsko-polskiej wojny.

***

Dziś można już określić trzech zwycięzców i dwóch przegranych tych wyborów. Personalnie wygrał oczywiście Bronisław Komorowski, politycznie Jarosław Kaczyński, symbolicznie natomiast Grzegorz Napieralski. Przegrał, swoim beznadziejnym wynikiem, Waldemar Pawlak. Przegrał także Donald Tusk, dla którego wygrana jego kolegi w tegorocznych wyborach prezydenckich, może paradoksalnie oznaczać jego przegraną w następnych wyborach parlamentarnych.

Polska stoi dziś przed ogromną szansą i jeżeli politycy w czynach potwierdzą słowa o dialogu i porozumieniu, to nie ważne przecież kto będzie rządził, bo decyzje podejmowane będą w zgodzie, która buduje. Polska potrzebuje tej zgody, bo jest najważniejsza.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto