Muszę uczciwie przyznać, że książka na pierwszy rzut oka nie przyciągnęła mojej uwagi. Okładka w barwach czerni, czerwieni, bieli i srebra, pistolet z powieszonym na lufie różańcem sugerowały, że "Oto krew moja" to typowy kryminał, jakich wiele. Nie to, abym miał zastrzeżenia do techniki wykonania okładki, która mieści się w standardach, ale poza sprawdzonymi autorami, brakuje mi szczęścia do wyszukiwania dobrych kryminałów. Sam autor - Marek Kędzierski również nie dał się jeszcze poznać szerokiemu gronu czytelników. Okazuje się jednak, że nie zawsze dobre jest tylko to, co powszechnie znane. Pierwsze "zapoznanie" z autorem wypadło nadspodziewanie dobrze. Interesująca i dość kontrowersyjna fabuła to z pewnością duży atut powieści, jak się okazało, sensacyjnej.
O czym jest "Oto krew moja"?
"Sznajder! Kościół! Walka!"- to pierwsze skojarzenia związane z książką. Wymieniony Sznajder to postać sarkastyczna, niemiła, nadmiernie brutalna i twardo stąpająca po ziemi. Były żołnierz, obecnie najemnik, podejmuje się trudnej misji przewiezienia żywej przesyłki Polski do Watykanu. Owa przesyłka jest nader atrakcyjną kobietą, dźwigającą mroczne, sięgające pradawnych czasów, brzemię. Na dodatek Sznajder musi ochraniać nie tylko ją, ale również nieporadnego brata zakonnego, którego ku swojemu niezadowoleniu dostał w pakiecie. Podróżnicy są bowiem celem ataku tajemniczej organizacji, która pragnie przejąć obdarzoną niezwykłymi umiejętnościami (lub, jak kto woli, łaską Bożą) kobietę. Zapowiada się niezła akcja i tak jest w istocie.
Dużą część książki zawierają pościgi samochodowe, strzelaniny, pułapki i generalnie akcje rodem z Jamesa Bonda. Wydawca zareklamował książkę jako "doskonały przykład na to, że Polak potrafi - i że nie musimy się oglądać na anglosaskich bohaterów". Coś faktycznie w tym jest. Bohater swoimi umiejętnościami dorównuje agentowi 007, chociaż brakuje mu angielskiego dżentelmeństwa, kurtuazji i podejścia do kobiet... Początkowo wydaje się, że w kontaktach interpersonalnych mężczyzna stawia raczej na argumenty siłowe aniżeli słowne. Wraz z rozwojem powieści bohater wchodzi coraz bardziej w dyskusje teologiczne, kpiąc bez sumienia z "Katoli". Sam niewierzący, jest człowiekiem czynu, a nie modlitwy. Dlatego wciąż żyje...
Książka momentami przypomina spolszczoną wersję Babylon A.D., choć występuje w niej więcej elementów fantastycznych w porównaniu z filmem. Nawet "przesyłka" - niewinna kobieta, opiekująca się antyreliktem, może kojarzyć się z grzeczną Melanie Thierry o twarzyczce anioła. Nie twierdzę, że książka była wzorowana na filmie, pewnym podobieństw można się doszukać.
Czym jeszcze może urzec powieść?
Przede wszystkim interesujący jest język książki i sarkastyczne rozmowy o Bogu czy religii. Osoby wychowane w sztywnym duchu Katolicyzmu, nie tolerujące innych praw czy doktryn mogą uznać powieść za obrazoburczą. Główny bohater wprost i bez zahamowań naśmiewa się z naiwności wierzących. Zresztą jak się później okaże, nie wszystkie zjawiska można racjonalnie i naukowo wytłumaczyć. Niestety, trudno oczekiwać od Sztajnera, aby pod ich wpływem diametralnie zmienił światopoglądy.
Podsumowując "Oto krew moja" Michała Kędzierskiego to dobra książka na oderwanie się od rzeczywistości. Autor podjął się kontrowersyjnego, ale popularnego tematu wierzeń w Boga, dołączył do tego może nie megaszybką, ale płynną akcję i sprawny język. Jak można się domyśleć, wyszło mu całkiem nieźle.
Fabryka Słów, Lublin 2012
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?