Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pamięci Dżoka słów kilka poświęcam

Jolanta Dyr
Jolanta Dyr
Idąc nadwiślanym Bulwarem Czerwieńskim w kierunku Wawelu ujrzałam z daleka intrygującą rzeźbę
Idąc nadwiślanym Bulwarem Czerwieńskim w kierunku Wawelu ujrzałam z daleka intrygującą rzeźbę
Słyszałam o Dżoku kiedyś dawno, dawno temu. Gdy było o nim głośno w mediach. Ale nie znałam tej historii do końca ... dziś sama wtrącam w nią swoje trzy grosze, choć wiele na ten temat inni już powiedzieli słów ...

Czas szybko płynie, życie przynosi stale wiele ważnych wydarzeń dla każdego z nas a pamięć zachowuje na wierzchu tylko to co wydaje jej się ważniejsze. Minęło 20 lat ze sporym okładem i już dawno zapomniałam o Dżoku i jego losie. A był to los iście pieski i smutny ... niestety. Pewnego dnia zapewne był to rok 1990, a może końcówka 1989 Dżok wyszedł jak zwykle na spacer ze swoim Panem. Razem poszli na nadwiślański bulwar w Krakowie, nieopodal Mostu Grunwaldzkiego. Pies biegał wesoło po trawie z radością merdając ogonem. Odbiegał od swego Pana, by po chwili znów do niego wrócić, uśmiechnąć się na swój psi sposób i znów odbiec dalej i nadal wąchać zapachy w trawie ukryte, zostawiając wśród nich co pewien czas swój własny ślad.

W pewnej chwili, nie wiedząc czemu jego Pan upadł na ziemię. Dżok był zdezorientowany, z początku pomyślał, że to nowa zabawa, ale szybko się zorientował, że to wcale nie jest zabawa. Wokół leżącego na ziemi człowieka szybko zgromadził się tłum. Ludzie nerwowo półgłosem rozmawiali ze sobą, niektórzy pochylali się nad Panem. Po chwili podjechał na sygnale jakiś duży samochód i zabrał gdzieś Pana ... ktoś powiedział, że na noszach, ktoś inny, że do szpitala.

Ale co to są nosze? ... Dżok nie wiedział. Nie wiedział też co to jest szpital. W ogóle nie wiedział zbyt wiele, bo o wszystko zawsze troszczył się jego Pan. Pies jednak nade wszystko wiedział jedno, że Pan nigdy go nie zawiódł i że nigdy nie zostawiał go samego na zbyt długo. Dżok był pewien, że i tym razem będzie tak samo. Wiedział, że musi tu tylko zaczekać. Zaczekać, tak długo jak to będzie konieczne, by Pan po niego wrócił. Zaczeka ile będzie trzeba. Pomyślał i postanowił.

Czekał. Ufnie. Z ufnością na jaką stać tylko ... psa. Z sercem gorącym i z wiarą niezłomną. Każdego dnia czekał, wbrew ludziom, którzy dziwili się temu czekaniu. Wielu z nich nie wiedziało tak samo jak Dżok, że czekanie jest próżne, bowiem Pan w trakcie spaceru miał silny atak serca i nie udało się lekarzom uratować mu życia.

Dżok nie wiedział nic o ataku serca. Wiele zaś wiedział o psim sercu i jego powinności. Więc czekał. Każdego dnia przychodził w to samo miejsce, w którym rozstał się ze swoim Panem i cierpliwie czekał. Z nadzieją ogromną w sercu, skrytą tuż obok miłości przepełniającej na wskroś niepozorne, otulone czarną sierścią niezbyt rasowe psie ciało. Kundlowe ciało, choć podobne posturą do niemieckiego owczarka, zwyczajne, pospolite psie ciało jakich wiele wokół.

Mijały dni, tygodnie miesiące, w końcu minął rok cały. Dżok trwał na swym posterunku w świątek, piątek i w niedzielę. I słońcu i w deszczu i w zawierusze ... czekał. Uważający na samochody, tramwaje, budzący nadal wielkie zainteresowanie, sympatię, niepokój ... czekał, wciąż wiernie czekał.

Krakowianie podzielili się na dwie grupy, troszczące się o losy psa na swój, jakże odmienny sposób. Jedni wspierali Dżoka osobiście ... przynosili mu jedzenie, rozmawiali z nim, czasem głaskali i w końcu postawili mu budę, usłali ją kocami ... chcieli by został tutaj na zawsze, jeśli nie chce z kimś spośród nich pójść do domu ... nowego ... znów własnego domu. Drudzy chcieli by ktoś złapał w końcu błąkającego się, bezdomnego psa i odstawił do schroniska. Nikt jednak nie miał śmiałości złapać Dżoka osobiście i na siłę zmienić jego losu. Nikt nie chciał mu bowiem wbrew jego woli na zawsze odebrać nadziei, choć nadziei ludzie już dawno nie mieli ... mieli za to świadomość, wiedzę, której pies zrozumieć nie umiał.

W końcu przyszła kolejna wiosna i nad brzegami Wisły strzelały podczas Wianków petardy, których pies się bardzo bał. Pani Maria Müller (żona Władysława Müller’a), która od wielu miesięcy wraz z innymi troszczyła się o Dżoka ... po raz kolejny zaproponowała psu swój dom. Smutny, wystraszony, zrezygnowany tym razem skorzystał z zaproszenia i podreptał za swoją nową Panią smętnie, z podkulonym ogonem wciąż oglądając się za siebie. Potem przez wiele lat wracał z Panią Marią nad brzeg Wisły, zaprzyjaźnił się z nią i pokochał ją swym wiernym, psim sercem. Wciąż jednak pamiętał o swym poprzednim Panu, wracając w miejsce z nim pożegnania.

I właściwie można by opowieść o Dżoku w tym miejscu zakończyć ... była by to wówczas historia optymistyczna, ze szczęśliwym końcem.

Ale przecież w istocie nie prawdziwa. Niestety. W 1998 roku Pani Maria Müller zmarła, a Dżok po raz kolejny został sam na świecie, nie wiedząc i tym razem co się wydarzyło. Za sprawą krakowskiego oddziału TOnZ miał tym razem trafić do schroniska. Nie zabawił tam jednak długo ... w wielkanocny dzień 1998 roku martwe ciało Dżoka znaleziono na torach kolejowych. Niektórzy twierdzili, że pies popełnił samobójstwo.

Krakowem kochającym zwierzęta wstrząsnęła rozpacz. Dżok został pochowany w kwietniu 1998 roku na terenie Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie, a na jego mogile umieszczono tabliczkę z napisem
TU LEŻY
DŻOK
SYMBOL WIERNOŚCI
ZGINĄŁ TRAGICZNIE
W WIELKANOC 1998.

Smutno się zrobiło, bardzo smutno ... ale to także jeszcze nie koniec mojej opowieści o Dżoku. Ci, którzy pokochali tego wspaniałego psa postanowili wystawić mu pomnik. Krakowski magistrat był przeciwny temu pomysłowi, ale w końcu po interwencjach wielu znanych i wpływowych osób, głównie ze świata kultury wspieranych aktywnie przez wielu mieszkańców Krakowa postanowiono upamiętnić Dżoka pomnikiem.

Twórcą memoriału został prof. Bolesław Chromy ... jeden z najbardziej znanych krakowskich artystów, uczeń Xawerego Dunikowskiego członek Polskiej Akademii Umiejętności, profesor ASP w Krakowie, wybitny rzeźbiarzy, malarz, rysownik i medalier. Dokładnie w 10 lat po zabraniu Dżoka przez Panią Marię Müller z Ronda Gruwaldzkiego ustawiono nieopodal na Bulwarze Czerwieńskim nad Wisłą w Krakowie w pobliżu Wawelu jego pomnik. Była wiosna ... 26 maja 2001 r. Podniosła, niezwykła uroczystość zgromadziła na bulwarze wiele osób. Głównym celebransem był owczarek niemiecki o imieniu Kety, który osobiście odsłonił pomnik swego powszechnie znanego psiego brata ... Dżoka.

Kilka dni temu po raz pierwszy od kilkunastu lat odwiedziłam Kraków. Podczas spaceru nadwiślańskim bulwarem, idąc w kierunku Wawelu zobaczyłam na środku bulwaru intrygująca rzeźbę. Podeszłam bliżej, przeczytałam tabliczkę o następującej treści

Pies Dżok
Najwierniejszy z wiernych
Symbol psiej wierności
Przez rok /1990-1991/ oczekiwał
na Rondzie Grunwaldzkim na swego Pana,
który w tym miejscu zmarł.

... zrobiłam jedno, drugie zdjęcie i ze wzruszeniem po latach przypomniałam sobie historię DŻOKA.

Druga tabliczka nie widoczna na pierwszy rzut oka poinformowała mnie, że pomnik powstał z inicjatywy krakowskiego oddziału TOnZ oraz redaktor Aliny Budzińskiej, a jego fundatorami byli Wiesław Nowak, Janusz Chmura, Jerzy Gajewski, Agenor Jan Gawrzyał.

I to już naprawdę koniec... tej całej mojej dzisiejszej opowieści o zwyczajnym, choć niezwykłym psie Dżoku, o Jego wielkiej wierności, sercu pełnym miłości i wciąż żywej tęsknoty i o Jego smutnym nad wyraz losie ... wzruszyłam się bardzo po raz kolejny ...

Wiem, że na łamach Wiadomości24 jest już kilka materiałów poświęconych Dżokowi, ale nie mogłam przejść obojętnie. Korzystałam z wielu źródeł, pośród których są:

1. Wikipedia
2. Facebook
3. Portal Moje miasto Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto